środa, 26 lutego 2014

4. ,,Jak ja nie lubię poniedziałków''.

 A oto i jest!
Najnowszy rozdział na Kiedy Hunce rządziły Hogwartem!
Nie znajdziecie go nigdzie indziej! 
Zapraszam:
 **********************************************************************************
-James wstawaj! Wstań wreszcie!- usłyszałem głos Lunia tuż nad moim uchem.
-Daj se siana człowieku- mruknąłem zaspany.
-Lily przyszła- powiedział.
-Stary nie dam się nabrać. Co miała by tu robić Ruda o szóstej nad ranem- ciekawi was pewnie skąd wiem, że jest szósta. Ale sorry nie zaspokoję waszej ciekawości.
-Po pierwsze nie Ruda.- kur…czę pieczone. Ona na serio tu jest.- Po drugie wczoraj wypadło ci to- pokazała zdjęcie moich rodziców razem ze mną na wakacjach. Wiem, bo to miałem wczoraj przy sobie.
-Dziękuję, że mi je tu przyniosłaś, ale mogłaś mi je dać dopiero na śniadaniu- potarłem oczy i założyłem okulary.
-Wolałam przyjść teraz. Zbierajcie się. Śniadanie zaczyna się o wpół do siódmej. A mamy dzisiaj lekcje od ósmej, więc nie radzę się spóźnić na rozdawanie planów zająć- powiedziała Evans i wyszła.
-Jak mi się nie chce- jęknąłem- ale w sumie… Mamy pół godziny- uśmiechnąłem się. Lunio wiedział, o co chodzi. Łapa i Glizdek jeszcze spali. Lunio był już gotowy, więc wyszedł do PW, a ja szybko się ogarnąłem. W między czasie Peter się obudził. Tylko Łapcio jeszcze spał.
-Aguamenti- powiedziałem celując w Łapę. Zerwał się jak opażony. Szkoda, że tego nie widzicie.
-POTTER!!!- krzyknął, ale ja byłem już w PW.
***********************************************************************************
   -POTTER!!!- usłyszałam zza dalszej ściany. To na dwieście procent był Syriusz, który miał poranny prysznic zafundowany przez Jamesa.
-Dori idziesz?- usłyszałam Lilkę.
-Biegnę w podskokach- mruknęłam. Jakoś nie miałam ochoty widzieć mojego brata, z którym nadal byłam pokłócona.
-Idziemy!- pociągnęła mnie za rękę. Od wczoraj. Czyli od momentu, kiedy James zaproponował jej przyjaźń była niezwykle promienna.
-Witaj Dori- w PW doszedł do nas Syriusz.
-Słyszałam, że Rogacz zafundował ci zimną kąpiel- uśmiechnęłam się.
-Dokładnie- oho cała złość mu przeszła. Podejrzewam, że Smarkerusowi się dostanie.
-Idziemy na śniadanie? Jestem głodny jak wilk- powiedział James, a Lunatyk popatrzył na niego z rozstrojeniem.- Zapomniałem. Futerkowy problem- James jak na niego przystało wyszczerzył zęby.
-Czarna? Idziesz?
-Tak Kate już- zagapiłam się. Nic się nie zmieniło w naszej kochanej szkółce. Nie!!! Mój ,,kochany’’ braciszek.
***********************************************************************************
   Naprzeciw nas szedł Vincent. Zauważyłem, że gdyby nie to, że Dorcas idzie przytulona do Syriusza to już dawno zawróciłaby z powrotem do PW. Vincent też jest Gryfonem, ale zupełnie innym. On uwielbia zasady. Tylko nie tak jak Lunatyk żeby przestrzegać zasad, ale luźno. Czy tak jak Ruda żeby przestrzegać ich bez przesady. On jakby to ująć… Jest maniakiem zasad. A Dorcas nie przestrzega jego zasad. Ona nienawidzi tego, że on każe jej ich przestrzegać. Dorcas jest wolnym strzelcem i nie lubi jak się jej ktoś wcina w plan dnia. Chcecie wiedzieć, o co się wczoraj pokłócili? Bo już nam powiedziała. On nie chce, aby jego siostra spotykała się z Syriuszem. On wie, że Syriusz nie ma zasad, że jest taki sam jak Dorcas. Vincent mnie tolerował i może nawet trochę lubił, dlatego, że kiedy wprowadzili się do Doliny Godryka to ja ich oprowadziłem. Remusa nawet lubi, a czy wie o istnieniu Petera jest zagadką.
-Nawet się nie wysilaj- powiedziała Dorcas, chociaż Vincent dopiero, co otworzył buzię. W końcu dotarliśmy do WS. Kiedy tylko usiedliśmy przy stole Gryfonów podeszła do nas McGonagall.
-Panna Evans, Panna Meadowes- rozdała nam wszystkim plany zajęć. Wszyscy Huncwoci mieli takie same plany(ubłagałem McGonagall aby pozwoliła Peterowi być w tej samej grupie co Huncwoci, obiecałem też, że podszkolimy go w różnych dziedzinach). Lily i Dorcas też. Ann miała plan przystosowany do pracy jako uzdrowiciel, zresztą, Kate też, Alicja za to zdecydowała, że papierkowa robota jest jej pisana.- Panie Black proszę zawiązać krawat- powiedziała psorka odchodząc. Remus, który pił właśnie sok dyniowy o mało, co go nie wypluł śmiejąc się.
-Remus nic ci nie jest?- zapytała Ann patrząc na niego.
-Poszło mi nosem- odpowiedział na pytanie swojej dziewczyny krztusząc się.
-Zobaczmy- spojrzałem na swój plan lekcji.

Poniedziałek                                    Wtorek
08.00-09.00 Eliksiry                 08.00-09.00 OPCM
09.10-10.10 Eliksiry                 09.10-10.10 OPCM
10.20-11.20 Zaklęcia               10.20-11.20 Zielarstwo
Przerwa obiadowa                    Przerwa obiadowa
12.00-13.00 Transmutacja      12.00-13.00 Transmutacja
13.10-14.10 Zielarstwo

Środa
8.00-9.00 Eliksiry                              Czwartek
09.10-10.10 Zielarstwo                   9.10- 10.10 Transmutacja
10.20-11.20 Transmutacja             10.20- 11.20 Transmutacja
Przerwa obiadowa                          Przerwa obiadowa
12.00-13.00 Zaklęcia                     12.00-13.00 Eliksiry
13.10-14.10 OPCM                       13.10-14.10 OPCM
                                                      14.20- 15.20. Zaklęcia

Piątek
8.00-9.00 Eliksiry
09.10-10.10 Transmutacja
10.20- 11.20 OPCM
Przerwa obiadowa
12.00-13.00 OPCM
13.10-14.10 Zakęcia

-Ale beznadzieja- powiedziała Dorcas- tylko raz tygodniu mamy na później, a i tak musimy wstać wcześnie żeby zdążyć na śniadanie.
-Jak ja nie lubię poniedziałków- powiedział Peter.
-Zwłaszcza, jeżeli spóźnisz się na Eliksiry i dostaniesz szlaban w pierwszym dniu szkoły- powiedziała Lily patrząc na zegarek.- Ferajna idziemy- podniosła się z ławki. Ann i Kate również miały teraz dwie godziny Eliksirów.
-Lily mamy zajęcia ze Ślizgonami- powiedziała Dorcas pochylając się nad Lilką.
-Nawet mi nie przypominaj o tym gnojku- kurczę Lily naprawdę go teraz nienawidzi. A ja mam idiotę za najlepszego przyjaciela:
-Czyli teraz możemy go męczyć, a ty nie będziesz go broniła?- zapytał Łapa.
-Ogarnij się kundelku. Lily to prefekt i tak by nie pozwoliła- Dorcas i te jej pieszczotliwe określenia.
-W sumie to możemy założyć, że nic nie widzę i nic nie słyszę- Lily zrobiła uśmiech godny prawdziwego Huncwota.
-To możesz się popisać, bo Smark tu idzie- wskazałem zbliżającego Ślizgona.
-O nie!- jęknęła w odwecie. Smarkerus podszedł do naszej grupki.
-Lily czy możemy porozmawiać?- zapytał ją. Popatrzyła na niego zniecierpliwiona. Znał ją na tyle długo, aby wiedzieć, że ma szybko powiedzieć, co chce, bo jej się śpieszy.
-Ale, że przy nich?- popatrzył na nas z obrzydzeniem.
-To moi przyjaciele. Nie mam przed nimi nic do ukrycia- jej głos był ostrzejszy niż brzytwa.
-Oni? Nie pamiętasz już o tym, że to ja jestem twoim przyjacielem?- zapytał rozjuszony.
-Ty? Przyjaźnić się z szlamą? Zbrudziłbyś się- powiedziała mściwie.
-Dobrze wiesz, że nie myślę o tobie w ten sposób. To przez niego- pokazał na mnie palcem.
-Nikt Smarku nie nauczył cię żeby nie pokazywać palcem- odpowiedziałem.
-Rogacz. Nie warto- powiedziała Lily i ruchem ręki pokazała abyśmy udali się już do Sali. Syriusz na odchodnym popchnął Smarczkerusa.
***********************************************************************************
I jak? Podobał się?
Gabrysia M.

sobota, 15 lutego 2014

3.W Hogwarcie.

   Ja i Lily wróciliśmy do przedziału. Wiecie jakoś dziwnie się czuję. Już nigdy nie powiem ,,Evans umówisz się ze mną?’’ to takie dziwne uczucie. Ech. No chyba, że coś zrujnuje naszą przyjaźń… Albo lepiej nie! Nie chcę, żeby znowu patrzyła ma mnie jak na jakiegoś zbrodniarza.
-Patrzcie! Widać już Hogward!- Peter wskazywał palcem na powiększający się za oknem punkt.
-Trzeba się już przebrać w szaty- stwierdziła Dorcas.
-My z Remusem jesteśmy już przebrani, bo na spotkaniu Prefektów trzeba być- powiedziała Lily.- Chodź Remusie. Poinformujemy innych uczniów- pociągnęła go za rękę. My przebraliśmy się w mundurki. Jak ja dziwnie się czuję. W sumie fajnie już być w szkole, ale jutro poniedziałek. Obawiam się, jakie mamy jutro lekcje. Plus obawiam się tego, że Ślimak znowu będzie chciał mnie zaciągnąć chociażby siłą na swoje spotkania z pupilkami. Ja nie pojmuję jak Lilka na nich wytrzymuję.
-Już jesteśmy!- powiedziała Ann. Zabraliśmy nasze bagaże i wyszliśmy na peron. Przeczuwając, że Lily i Remus nie wrócą już po bagaże zważając na to, że starali się ustawić pierwszaków ja i Łapa wzięliśmy również ich bagaże.
-Cześć Hagrid!!!- krzyknąłem do mojego ogromnego przyjaciela.
-Witaj James! Aleś ty cholibka urósł!- powiedział do mnie olbrzym. Syriusz, który z pociągu wyszedł zaraz po mnie również powitał Rubensa- Ciebie też miło widzieć Syriuszu!- wszyscy Huncwoci uwielbiają Hagrida i te jego wymysły. Dla niego bylibyśmy w stanie zrobić wszystko. No może prócz zjedzenia jego ciasta. Kiedy po raz pierwszy i zarazem ostatni spróbowałem jego wypieku stwierdziłem, że mógłbym wybudować z niego dom, a i tak nie zawalił by się. Oczywiście pomyślałem tak w myślach.
-Kurczę te dzieciaki są niezmordowane- podeszła do nas Lily, a za nią człapał Remus.
-Niech potem piątoklasiści, albo siódmoklasiści się nimi zajmą. Nas już wymęczyły doszczętnie- powiedział Remus.
-Potem będzie ich tylko 1/4 – Lily uśmiechnęła się.
-Chodźcie. Mamy powóz- powiedziała Dorcas.
-Jeju! Remus! Zapomnieliśmy naszych bagaży!- Lily przeraziła się.
-Spokojnie Lily. Przeczuwaliśmy, że już nie wrócicie do pociągu, więc zabraliśmy wasze walizki- uśmiechając się podałem jej walizkę.
-Uffff. Co byśmy bez was zrobili- Lily odetchnęła z ulgą. Swoją drogą do twarzy jej w tym nowym mundurku. Wsiedliśmy do powozu.
-Zaraz będziemy w Hogwarcie!- Kate jak zawsze cieszyła się, że będziemy w szkole.
   Nigdy nam nie mówiła, dlaczego, ale ja przez swoje przeklęte zdolności wiedziałem. Jej ojciec zostawił jej matkę, kiedy ona była bardzo mała, dlatego jej mama sama się nią zajmowała. Kate wprawdzie bardzo kochała swoją mamę, ale chciała sprawić żeby miała lżejsze życie. Szkoda mi Kate. Ale wszyscy z naszej paczki mają, zrypane życie. Remus jest wilkołakiem. Dorcas przez Vincenta i ciągłe kłótnie z nim. Syriusz przez swoją rodzinę, która go nienawidzi za to, że jest w Gryffindorze. Peter przez swojego ojca pijaka, który jest mugolem. Lily przez swoją siostrę. Ann przez to, że jest z królewskiego rodu i jej rodzina chce z niej zrobić prawdziwą księżniczkę. Alicja, dlatego, że jej mama umarła trzy lata temu na białaczkę. A ja przez tego okropnego Voldzia, który chciał zdobyć mnie jako broń, więc jego podwładni zabili mi rodziców.
-James? James?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Alicji.
-Co?- zapytałem.
-Jesteśmy pod szkołą. Wysiadamy- poinformował mnie Glizdogon.
-Aha. No dobra- wysiadłem z powozu i ruszyłem ku wejściu do szkoły. Nasze nogi same kierowały nas do WS. Huncwocie znali każdy zakamarek szkoły. Dosłownie każdy.
Oczywiście nieodzownym momentem w uroczystości rozpoczęcia roku była piosenka Tiary Przydziału. Niestety nie powiem wam jak brzmiała, bo zgubiłem rytm przy trzecim wersie pierwszej zwrotki. Potem oczywiście wkroczyli pierwszacy.
-Te dzieci z roku na rok są mniejsze- szepną do mnie Łapa.
-No nie?- odpowiedziałem mu. Do domu lwa dołączyło dziesięciu uczniów. Pięć dziewczyn i pięciu chłopaków. Przypadkiem zauważyłem, że Alisa (przewodnicząca mojego funclubu) przygląda mi się. Nawet nie ukradkiem. Patrzy i pewnie próbuje rozgryźć, dlaczego ja i Lily nie kłócimy się. Zastanawia się czy ja i Ruda jesteśmy parą, ale podejrzewam, że nic nie wywnioskuje, bo na niej twierdzenie, że blondynki są głupie w zupełności się sprawdza. Zauważyła, że na nią patrzę i pomachała mi. I zaczyna się dziesięć miesięcy męczarni.
-Smacznego!- powiedział dyrektor, którego znam od zawsze, więc bez skrupułów nazywam go wujek Albus. Ale staram się nie nazywać go tak przy ludziach, bo potem patrzą na mnie krzywym okiem. Na stołach pojawiły się różnego rodzaju przysmaki. Oczywiście Glizdogon zapchał sobie nimi cały talerz. Ja też jestem głodny no, ale bez przesady. To właśnie jest nasz Glizdek.
   Po zakończonym posiłku wujek Albus znowu wstał.
-Kochani! Zaczyna się nowy rok szkolny- i gadka, którą powtarza, co roku.- Chciałbym powitać pierwszoklasistów, którzy na pewno godnie zastąpią rocznik, który odszedł przed wakacjami. Chciałbym też poinformować was, że wstęp do Zakazanego Lasu jest ZAKAZANY. Ta informacja przyda się też paru starszym uczniom- mrugnął do mnie i do reszty Hunców.- Lista rzeczy niedozwolonych w Hogwarcie wisi na drzwiach do gabinetu pana Filiach- wskazał ręką na naszego woźnego, który jak zawsze głaskał swoją przeklętą kotkę.- Mam nadzieję, że wszystko zrozumieliście. Teraz dobranoc. Tylko porządnie się wyśpijcie, bo nie chcemy abyście na pierwszej lekcji zasnęli!- pożegnał nas.
   Tak jak wcześniej powiedział Remus pierwszakami zajęli się piątoklasiści. My natomiast udaliśmy się do PW Gryfonów.
-Tajemnica- powiedziała Lily, kiedy doszliśmy do portretu Grubej Damy. Portret otworzył się trochę niechętnie, ponieważ nie wysłuchaliśmy nowej arii, którą tworzyła przez wakacje. Ale jeśli zaczęlibyśmy słuchać to stalibyśmy tam ze dwie godziny, a może nawet dłużej.
-Jestem padnięty- Syriusz jak to Syriusz.
-Tak ja też- Dorcas i dziewczyny poszły do swojego dormitorium, a my z chłopakami do swojego.
   W nocy nie mogłem zasnąć. Długo przewracałem się z boku na bok aż w końcu stwierdziłem, że to nic nie da i zszedłem do PW. Jak nie mogłem zasnąć przychodziłem tutaj i patrzyłem w ogień.
-James? A co ty tutaj robisz?- za swoimi plecami usłyszałem głos Lily.
-Nie mogłem zasnąć. A ty?- teraz to ja zadałem pytanie.
-Ja też nie- powiedziała i usiadła obok mnie na kanapie.- James? Mogę cię o coś spytać?- zapytała.
-Już zapytałaś, ale możesz- uśmiechnąłem się po huncwocku.
-Dlaczego nigdy nie mówisz nic o swoich rodzicach? Dlaczego zawsze, kiedy kończy się rok nie przyjeżdżają po ciebie na peron? Dlaczego nie wyjeżdżasz do domu na święta?- zapytała.
-Widzisz Lily, kiedy miałem siedem lat do mojego domu ktoś zaczął się dobijać. Moi rodzice od razu domyślili się, że to Śmierciożercy. Ja też się domyśliłem. Mój tata wziął swoją pelerynę niewidkę przykrył mnie nią i schował do ogromnego zegaru, który stał w salonie. Powiedział żebym się nie ruszał ani nie wydawał żadnych odgłosów. Na moją kryjówkę rzucił dodatkowo jakieś zaklęcie zaklęcie tak, aby napastnicy mnie nie dosięgli. Posłuchałem moich rodziców. Nie pisnąłem ani słówka. Kiedy pól godziny później wszystko w moim domu ucichło wyszedłem z kryjówki i to co zobaczyłem przeraziło mnie. Ciała moich rodziców leżały na ziemi bez oznak życia. Pyłem wściekły. Chcieli mnie, a zabili moich rodziców. Po niedługim czasie zadzwonił dzwonek do drzwi. Obiecałem sobie, że jeśli to są zabójcy moich rodziców zabiję ich najmocniejszym zaklęciem, jakie znam. Ale na szczęście to był Dumbeldor. Był przyjacielem moich rodziców, więc znałem go od zawsze. Dzięki niemu tu jestem. Teraz już wiesz wszystko- Lily patrzyła na mnie zdziwiona.
-To, dlatego nienawidzisz Ślizgonów? Bo chcą dołączyć do Sam- Wiesz- Kogo?- zapytała.
-Tak- powiedziałem. Przytuliła mnie bez słowa.
   Potem jeszcze długo siedzieliśmy przy kominku rozmawiając. Ja jej opowiedziałem dużo o sobie, a ona o sobie. Dowiedziałem się wielu nowych rzeczy. Wielu bardzo ciekawych rzeczy.
***********************************************************************************
Rozdział pisany z zabójczą prędkością godną Huncwotów. Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Gabrysia M.


To może powiedzieć mówi James.

poniedziałek, 10 lutego 2014

2.Podróż do Hogwartu.

Cześć!
Chciałam wam powiedzieć, że dzisiejszy post dedykuję wszystkim tym, którzy go skomentują. Chcę wam też powiedzieć, że post napisałam z punktu widzenia trzech osób.
Miłego czytania:
***********************************************************************************

   Pierwszego dnia września może się wydawać, że słońce wstaje wcześniej by okrutnie obudzić zaspanych uczniów. Na pewno wiecie jak to jest, kiedy promyki słońca wpadają do pokoju przez nie, zasunięte zasłony. Jak to jest kiedy okalają waszą zaspaną twarz. Czy wy też wtedy chcecie wyłączyć słońce? Bo ja tak. Pomimo, że chcę już wrócić do Hogwartu to wolałbym się wyspać. Czas obudzić Jamesa. Poszedłem do pokoju mojego najlepszego przyjaciela.
-James!- krzyknąłem mu do ucha. Podziałało. Zazwyczaj w Hogwarcie muszę używać Aguamenti. Albo on używać na mnie. To zależy od tego, który wcześniej wstanie.
-Co?- mruknął z twarzą skierowaną w moją stronę.
-Za dwie godziny mamy pociąg do Hogwartu- wyszczerzyłem zęby. Już nie mogłem się doczekać, co wymyślimy na pierwszy dzień. Albo jak dokuczymy Smarkerusowi.
-Za dwie? Jest!- wykrzyknął szczęśliwy.
-Wiem, że cieszysz się, bo zobaczysz swoją Lilusię, ale nie ekscytuj się tak ona i tak się z tobą nie umówi- starałem się zgasić jego entuzjazm. Oczywiście na żarty.
-No to, co. Postanowiłem, że w tym roku jej trochę odpuszczę. Zapytam czy możemy zostać tylko przyjaciółmi czy coś takiego- powiedział.
-Ja się chyba przesłyszałem. Czy ty powiedziałeś, że ruda już ci się nie podoba?- przedniego dostanę kiedyś zawału serca.
-Nie powiedziałem, że już mi się nie podoba. Powiedziałem, że muszę jej trochę odpuścić- poprawił mnie.
-Ale to znaczy, że teraz będziesz miał więcej czasu dla Huncwotów!- nareszcie skończy całymi godzinami gadać jak to Lily jest cudowna.
-Tak, tak, ale i tak nie mogę doczekać się aż ją zobaczę, więc niech te dwie godziny szybko miną- zrobił minę pełnego skupienia. Wiedziałem dobrze, co robi. Chce przesunąć czas o godzinę do przodu jak to często ma w zwyczaju.
-Stary nie eksperymentuj- powstrzymałem go. Chociaż sam chciałem szybko zobaczyć się z Dorcas to wolałem żeby nie przyspieszał czasu.
-Czemu?- zapytał.
-Bo nie. Trzeba coś zjeść- stwierdziłem. Wyszliśmy z jego pokoju i udaliśmy się do kuchni.
-To, co robimy na śniadanie?- zapytał.
-Może po prostu tosty?- zaproponowałem.
-Ok.- powiedział i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Ruszyłem, aby otworzyć.- Syriusz?
-Co?- zapytałem.
-Nie założysz koszulki?- zapytał Rogacz ze śmiechem. Popatrzyłem na siebie. No tak, mam na sobie tylko jeansy, które ubrałem tuż po wstaniu.
-Nieeeeeee przecież nikomu to nie będzie dziwne- zaprzeczyłem.
-A, co jeśli to Dorcas?- zaśmiał się mój przyjaciel.
-To nie może czekać pod drzwiami- pędem podbiegłem do drzwi i kiedy je otworzyłem zobaczyłem swojego anioła. Wyglądała pięknie.
-Hej Doruś- na jej ustach złożyłem długi pocałunek.
-Witaj Syriuszu- powiedziała swoim jedwabistym głosem.
-Wejdź- wpuściłem ją do środka.
-Dopiero jecie śniadanie?- zapytała. Ruszyła do kuchni, a ja poszedłem za nią.
-A, co?- zdziwiłem się.
-Jest już wpół do dziesiątej. Za godzinę wypadałoby pojawić się na dworcu, a zanim dojedziemy Błędnym Rycerzem to trochę jednak zajmie- powiedziała. Jak ja ją kocham.
-Cześć Dori- powitał ją James.- Może tosta?
-Nie jadłam w domu, więc chętnie- wzięła do ręki tosta. Ja również się poczęstowałem.
-A to niby, czemu w domu śniadania nie zjadło dziecko?- James zaczął się z niej nabijać. No tak. Kontakty na poziomie brat-siostra zawsze zapominam.
-Pokłóciłam się z Vincentem- powiedziała. Już wyjaśniam. Vincent to starszy o rok brat Dorcas.
-O, co znowu?- Rogacz znowu bawi się w psychologa.
-Och, bo mówił, żebym w tym roku zaczęła zachowywać się jak na jego siostrę przystało- Dorcas zacisnęła pięść.
-To znaczy?- zaczałęm dociekać.
-Bardzo dużo- powiedziała. Wiedziałem, że już nic więcej z niej nie wyciągnę.
   Potem Dorcas pośpieszała nas, abyśmy szybciej pozabierali wszystko co nam potrzebne. Kiedy wsiedliśmy do Błędnego Rycerza opowiedziałem jej o tym, że James postanowił dać spokój Lilce. Dorcas jakoś bardzo się nie zdziwiła. Tak to jest, kiedy twoja dziewczyna przyjaźni się z twoim przyjacielem dłużej niż ja sam.
***********************************************************************************
   Ok. Jeszcze tylko ubrać się, uczesać i pomalować. Powinnam chyba zdążyć na pociąg. Dopiero wpół do dziesiątej. Ciekawe czy Potter jeszcze żyje? Wprawdzie w zeszłym tygodniu go widziałam, ale od tamtego razu nie napisał do mnie. W te wakacje w ogóle nie pisał. Chciałabym dowiedzieć się, o co mu chodzi. Jeśli dzisiaj wyskoczy z jakąś swoją głupią gadką randce to go zdzielę po tym napuszonym łbie. Mam nadzieję, że Dorcas już będzie. Cóż, jeśli zobaczę, Pottera to będzie też Dorka. Tego mogę być pewna.
-Petunia! Wyjdź w końcu z łazienki!- moja siostra skutecznie utrudnia mi życie.
-Masz lustro w pokoju. Tam się przygotuj!- kiedyś zrobię jej krzywdę. Fajnie, że jak wrócę na następne wakacje to będę mogła używać magii. Łazienka zawsze będzie wolna.
-Ale w łazience mam kosmetyki!- krzyknęłam znowu. Drzwi otworzyły się i z środka wyleciała moja kosmetyczka z zawartością.
-Dziękuję!- cóż za zadziwiająca dobroć. Innym razem na pewno by mi nie rzuciła kosmetyczki.
   Ok. Makijaż: jest. Ciuchy: są. Włosy: tu zawsze jest problem, ale są. Ok. to mogę jechać na dworzec.
-Tato! Możemy jechać!- zawołałam tatę.
-Już idę córeczko- usłyszałam głos mojego papy. Po chwili przede mną pojawiła się postawna sylwetka mojego taty. Oczywiście przez całą drogę na dworzec wysłuchiwałam tego, że mam pisać, że razem z mamą będą za mną tęsknili itp. Na dworcu szybko wysiadłam z samochodu, wzięłam walizkę i klatkę z Hestią, pocałowałam tatę w policzek i pognałam na peron 9 i ¾. Od razu zauważyłam czarną czuprynę Pottera, a obok niej tak jak się spodziewałam Syriusza i Dorcas.
-Dori!!!!- z piskiem rzuciłam się na moją przyjaciółkę.
-Hej Lilka!- przytuliła mnie. Rzuciłam okiem na część Huncwotów.
-Cześć- przywitałam się stwierdzając, że przecież nic mi się nie stanie.
-Witaj Lily- przywitał się ze mną James. Czy on mnie ignoruje?
-Cześć Ruda- Black jest wkurzający. Nie rozumiem, co Dorcas w nim widzi.- Nie patrz z takim strachem na Rogacza. On nie gryzie. Jelenie są roślinożercami- wyszczerzył zęby. Potter zdzielił swojego przyjaciela po łbie.
-Cześć- podszedł do nas Remus.
-Hej Lunio!- Black i Potter powitali Remusa równo.
-Cześć Remus- ja i Dori też się przywitałyśmy.
-Kto jest za tym żeby poszukać przedziału?- za naszymi plecami usłyszeliśmy głos Kate. Ona, Alicja i Ann razem były na obozie i kiedy wróciły dwa tygodnie temu spały w domu Kate, dlatego nie zdziwiło nas to, że przyszły we trzy.
-W sumie Kate ma rację- powiedział Rogacz.- Peter na pewno nas znajdzie.
   Udaliśmy się do pociągu w poszukiwaniu wolnego przedziału. Kiedy przechodziliśmy obok jednego, prawie pustego Ann zauważyła w nim Petera. Weszliśmy, więc do przedziału i usiedliśmy na miejscach. Niestety. Jedyne wolne miejsce było koło napuszonego łba. Stwierdziłam, że nie mam wyboru. Najpierw jednak chciałam położyć walizkę u góry. Niestety nie jestem wysoka.
-Może ci pomogę Lily- usłyszałam głęboki głos Jamesa za plecami.
-No… No dobra- zgodziłam się. Potter jednym, zręcznym ruchem umieścił walizkę na jej miejscu. Pociąg ruszył. Ja i Remus musieliśmy wyjść na spotkanie prefektów, ale kiedy wróciliśmy trzeba było się zastanowić, co będziemy robić przez całą drocę.
-To, co robimy?- zapytał Peter.
-Może zagramy w butelkę?- zaproponowała Czarna.
-Mi pasuje- powiedziały zgodnie Ann i Alicja.
-Mi to nie przeszkadza- stwierdziła Kate.
-Huncwoci?- zapytał James.
-Nic nie stoi na przeszkodzie- oni to chyba nigdy nie mają różnego zdania.
-A ty, co myślisz, Lily?- zapytała Dorka.
-Myślę, że jestem przegłosowana- uśmiechnęłam się kwaśno.
-To super! Kto ma butelkę?- zapytała. Popatrzyła na Jamesa.
-Przejrzałaś mnie- powiedział i wyciągnął butelkę po piwie kremowym.
-A fałszoskop?- zapytała ponownie.
-Ja mam- powiedział Remus i wyciągnął magiczne urządzenie. Zaczęliśmy grać. Dori jako, że ona wybrała grę kręciła pierwsza. Wypadło na Syriusza.
-Pytanie czy wyzwanie?- zapytała.
-Oczywiście, że wyzwanie- powiedział. Dorcas bez żadnego słowa namiętnie, nawet bardzo pocałowała Syriusza. Kiedy się już oderwali od siebie (minęła chyba wieczność) kręcił Łapa. I oczywiście miałam tego pecha.
-Pytanie- powiedziałam zanim on zdążył otworzyć buzię.
-Podoba Ci się James?- zapytał Syriusz. Zauważyłam, że James posłał mordercze spojrzenie swojemu przyjacielowi.
-Nie- powiedziałam, a fałszoskop zabrzęczał. Wszyscy zrobili ogromne oczy, a Rogacz udławił się czekoladową żabą, którą właśnie jadł. Dorcas przystąpiła do akcji ratowania Pottera.
-Uuuuuuuu Ruda nie wiedziałem, że podoba ci się Rogacz- Blak uśmiechnął się.
-Bo mi się nie podoba! Ten sprzęt jest popsuty!- wkurzyłam się.
-Tak sobie tłumacz!- Black zaczął się ze mną sprzeczać.
-Zamknijcie się w końcu!- James wyglądał strasznie. -Lilka zapytaj fałszoskop czy ci się podobam, bo się nie zamknie- powiedział Potter.
-Czy podoba mi się jamek Porter?- zapytałam, a fałszoskop ucichł.
-Widzicie? Lilka sama nie wie czy się jej podobam. Czy możemy grać dalej?- ta obojętność zacznie mnie chyba wkurzać. Graliśmy jeszcze chyba z godzinę.
-Lily? Czy możemy porozmawiać?- zapytał mnie.
***********************************************************************************
Zapytałem jej czy możemy porozmawiać, a ona popatrzyła się na mnie jakbym był ciężko chory czy coś.
-Tak jasne- powiedziała zdziwiona. Wyszliśmy na korytarz.
-Słuchaj. Jaju nie chcę się z tobą kłócić. Czy możemy zostać, chociaż przyjaciółmi?- zapytałem.
-Ja cię dobrze rozumiem? Proponujesz mi przyjaźń?- zapytałą zdziwiona.
-Tak- powiedziałem z napięciem w głosie.
-Jasne, że możemy być przyjaciółmi!- rzuciła mi się na szyję. Nie sądziłem, że zareaguje aż tak entuzjastycznie.
***********************************************************************************
Mam nadzieję, że narobiłam miniej błędów ortograficznych. A szablon już zamówiłam( mam nadzieję, że mi wykonają) =D.
Gabrysia M.

środa, 5 lutego 2014

1.Nocna wizyta i wyprawa na Pokątną.

   Idę ciemnym korytarzem. Nic nie widzę. Nagle potykam się o coś. Schylam się. Widzę ciało. Martwe. Mojej mamy...
-Ałaaaaaaaa!- z okropnego koszmaru pojawiającego się prawie co noc wybudziło mnie uderzenie w głowę. Założyłem okulary, zaświeciłem lampkę nocną i to co zobaczyłem nieźle mnie zdziwiło. Na mojej poduszce leżał kamień.
-James! Pssst! James!- usłyszałem za oknem. Wstałem i podszedłem do niego. Wystawiłem głowę i zobaczyłem mojego najlepszego przyjaciela.
-Syriusz? A co ty tu robisz?- zapytałem nieźle zdziwiony.
-No...- zaczął.
-Czekaj. Wpuszczę cię do domu- zbiegłem po schodach najszybciej jak się dało. Otworzyłem drzwi i wpuściłem Syriusza.- Mów czemu rzuciłeś kamieniem w moje okno i trafiłeś mnie w głowę.
-Sorry- zrobił minę skruszonego psa.- Widzisz uciekłem z domu. Nie wytrzymałem po tym jak ojciec nazwał Gryfonów bandą idiotów- wyjaśnił.- Chciałem cię zapytać czy mógł bym przenocować u ciebie dzisiaj- popatrzył na mnie.
-Jasne! Bez problemu- uśmiechnąłem się po huncwocku.
-A twoi rodzice się zgodzą?- zapytał. Nie wspomniałem chłopakom, że moi rodzice od dziewięciu lat nie żyją?
-Zapomniałeś już, że moi rodzice nie żyją?- zapytałem na głos.
-Sorry- Łapa palnął się w czoło.- Czyli mogę u ciebie przenocować? Jutro, a raczej dzisiaj- powiedział spoglądając na zegarek- zajmę sobie pokój w Dziurawym Kotle.
-Żartujesz?- zdziwiłem się.- Po co masz płacić? Możesz zamieszkać tu- zrobiłem niezrozumiały ruch ręką.
-Teraz to ty żartujesz- Syriusz się uśmiechnął.
-No jasne, bo lepiej jest płacić za dach nad głową niż mieszkać z kumplem i to za darmo- powiedziałem z sarkazmem.
-Dzięki stary!- Syriusz podziękował mi z entuzjazmem.
-Nie ma za co- uśmiechnąłem się. Potem pościeliłem Syriuszowi w jednym z wielu pokoi, a sam wróciłem do łóżka.
   Rano byłem na wpół przytomny. Przez nocną wizytę nie wyspałem się. W kuchni zastałem równie zaspanego Syriusza.
-Hej stary- przywitałem go.
-Cześć- powiedział.
-Musimy coś zjeść- stwierdziłem.
-Tak, tak wiem- powiedział.
-A potem idziemy na spotkanie z chłopakami. Pamiętasz? Umówiliśmy się na Pokątnej- uświadomiłem go.
-Faktycznie- Syriusz rozbudził się.- A o której byliśmy umówieni?- zapytał.
-O 12.00- powiedziałem.
-Wiesz co? Zjemy chyba na Pokątnej. Za dwadzieścia minut musimy tam być- powiedział zrywając się z krzesła. Popatrzyłem na zegarek. Rzeczywiście było tylko dwadzieścia minut do dwunastej. Pognałem do pokoju i ubrałem się.
   Trzy minuty potem razem z Syriuszem jechaliśmy Błędnym Rycerzem na ulicę Pokątną. Wysiedliśmy pod Dziurawym Kotłem.
-James! Syriusz!- po głosie rozpoznaliśmy Remusa.
-Cześć stary!- powitaliśmy Remusa.
-Chyba po raz pierwszy się nie spóźniliście- stwierdził Lunio.
-No cóż...- zaczął Syriusz, ale przerwał w pół słowa. Zauważył bowiem swojego anioła. Podeszliśmy do Dorcas.
-Hej Doruś- Syriusz pocałował ją w policzek.
-Cześć- przywitała się Czarna. Dorcas była moją najlepszą przyjaciółką. Sprowadziła się do Doliny Godryka nie długo po tym jak Śmierciożercy zabili moich rodziców. Wiedziałem, że jest na zabój zakochana w Syriuszu dlatego jak chciał się z nią umówić to od razu go zastrzegłem, że jeśli ją zrani to osobiście go ukatrupię. Ale są ze sobą już prawie rok, więc co złego może się stać?
-Wy też ustaliliście sobie dzisiaj zakupy do szkoły?- zapytała Dorcas spoglądając na mnie.
-No, a co?- odpowiedziałem.
-To, że ja nic o tym nie wiedziałam- powiedziała Dorcas- Lilka stwierdzi, że próbuję ją z tobą w swatać- zrobiła minę męczennicy.
-Nie moja wina, że byłaś na wakacjach i jakoś nie miałem okazji cię o tym poinformować- biegałem wzrokiem po całym budynku. Za swoimi plecami usłyszałem jęk rozpaczy.
-No nie, Potter!- moja Lilusia. Cała ona. Wszyscy spojrzeliśmy w jej stronę. Obok niej stały: Alicja, Kate i Ann.
-No chodź! Przecież on nie gryzie- Alicja i Kate ciągnęły Lilkę w naszą stronę. Ann wisiała już na szyi Remusa. Dziewczynom w końcu się udało i Lily stała teraz obok Dorcas.
-Cześć Lily- przywitałem się.- Wie ktoś kiedy Peter dotrze? Pisałem mu o dzisiejszym spotkaniu i mówił, że przyjdzie- wszyscy popatrzyli na mnie jak na wariata. Dobrze wiedziałem o co im chodzi. Nie zacząłem przystawiać się do Lily jak to często miałem w zwyczaju.
-Już jestem!- podbiegł do nas zdyszany Peter.
-To możemy już iść- stwierdziłem i ruszyłem ku przejściu na Pokątną.
   Nie muszę chyba opisywać zakupów? Chyba każdy wie jak kupuje się rzeczy potrzebne do szkoły. Po zakupieniu wszystkiego co nam potrzebne usiedliśmy przy stoliku lodziarni  i zamówiliśmy lody. Naprawdę fajnie było się tak powygłupiać. Cieszyło mnie to, że za tydzień znowu będziemy w Hogwarcie, bo wakacje w pustej willi mojej rodziny są naprawdę okropne.
-Ech... Jak fajnie powygrzewać się na słońcu- powiedziałem.
-Ty w wakacje nie masz nic do roboty, więc cały dzień możesz wygrzewać się ba słońcu- stwierdziła Dorcas.
-Bez przesady- stwierdziłem.
-A tak właściwie to jak wam poszły SUM-y?- zapytała Lilka, która nadal była zdziwiona tym, że zachowuję się tak jak by mnie wcale nie obchodziła.
-Za miałem same wybitne- pochwalił się Remi.
-Ja miałabym wybitne ze wszystkiego gdyby nie Historia Magii i Astronomia- przyznała się Ann.
-Mi poszło całkiem nieźle. Miałam Wybitne z Zaklęć, Transmutacji, OPCM i z Zielarstwa. Reszta to same powyżej oczekiwań- powiedziała Dorcas.
-Ja miałam tak samo jak Ann- powiedziała Alicja.
-Ja miałam same wybitne- powiedziała Lily.
-Ja miałem prawie tak jak Dorcas, bo z Historii Magii dostałem trolla, a z zaklęć powyżej oczekiwań- powiedział Syriusz.
-A ja z wszystkiego miałam powyżej oczkiwań- powiedziała Kate.
-A ty Peter?- zapytał Łapa.
-Ledwo co zdałem- przyznał się rumieniąc. Teraz wszyscy spojrzeli na mnie z wyczekiwaniem.
-No co?- speszyłem się.- Ja miałem Prawie same wybitne. Zawaliłem tylko z Wróżbiarstwa i Historii Magii- przyznałem się.
-Czyli wszyscy oprócz Petera mieli wybitne?- zapytała Lily.
-Na to wychodzi- stwierdziła Dorcas.
    Posiedzieliśmy jeszcze trochę, a potem porozchodziliśmy się do domów. Liczyłem na to, że szybko minie mi ten tydzień.
***********************************************************************************
A oto i jest!
Pierwszy rozdział na tym oto blogu!
Mam nadzieję, że się wam podobał.
Gabrysia M.

Libster Blog Award

Cześć! Zostałam nominowana przez Paullę K.
Nominowała wszystkie trzy moje blogi dlatego odpowiedzi na pytania znajdziecie na  KLIK.
Gabrysia M.
PS:Nowy rozdział już się pisze.

niedziela, 2 lutego 2014

Prolog

   Mały chłopiec, na oko siedmioletni siedział ukryty w ogromnym domowym zegarze przykryty dodatkowo peleryną- niewidką. Był bardzo blady i wystraszony.
   Kiedy w domu ucichło wyszedł z zegara i to co zobaczył było przerażające. Wysoki, postawny mężczyzna, którego równie roztrzepane włosy co chłopca świadczyły o bliskim pokrewieństwie leżał na ziemi. Jego klatka piersiowa nie ruszała się. Chłopiec był zdruzgotany. Jego tata był martwy.  
   Chłopiec z nadzieją spojrzał na swoją mamusię, która w swoich brązowych oczach miała pustkę, jej blond włosy straciły połysk, a twarz była przerażona zapewne tym, że mordercy schwytają jej ukochanego synka.
   Chłopiec dobrze wiedział kim są mordercy jego ukochanych rodziców. To przed nimi rodzice go ukryli, bronili i sami zginęli.
   Gdzieś na dole rozległo się pukanie do drzwi. Dzieciak po pędził po schodach obiecując sobie, że jeśli to są mordercy to ich wszystkich wybije. Jednak to nie byli owi mordercy tylko wysoki staruszek.
-Wujek Albus!- chłopiec spojrzał z wdzięcznością na staruszka.
-James gdzie są rodzice?- zapytał Albus.
-Śmierciożercy tu byli. Rodzice mnie ukryli. I sami umarli- oczy chłopca zaszkliły się by zaraz wylać fontannę łez.
-Nie martw się- pocieszał go staruszek- rodzice nie chcieli by żebyś się martwił. Oni zawsze będą w twoim sercu- powiedział i go przytulił.
-Ale co ze mną będzie?- zapytał James.
-Coś na to zaradzimy- powiedział starzec- zanim pójdziesz do Hogwartu musisz tu być. Zapytamy pani Bathildy czy się tobą zajmie przez ten czas- oznajmił mu.
***********************************************************************************
-Głupcy! Mieliście mi przynieść chłopaka!- mężczyzna wyglądający prawie jak wąż wyklonał swoich podwładnych.
-A-a-a-a-ale p-p-p-p-p-panie nig-g-gdzie go-o-o n-n-n-nie by-y-y-y-ło- jąkał się jeden z nich.
-Jak to nie było?! Jego rodzice nigdy go nie puszczają samego!- wściekał się mężczyzna.
-Już raczej go nie puszczą- uśmiechną się pod nosem odważniejszy ze Śmierciożerców.
-Co masz na myśli?!- zapytał teoretycznie Czarny Pan.
-Zabiliśmy ich- oznajmił.
-Idioci! Mogliście przynieść ich do mnie! Wyśpiewali by wszystko! Zawsze muszę wszystko robić sam! Teraz nie znajdziemy chłopaka! Albo nie będziemy mogli go zabić! Idioci!- powtórzył.
***********************************************************************************
To jest takie małe zachęcenie na dalsze czytanie. Chociaż jeszcze nie mam pewności kiedy pojawi się post.
Gabrysia M.

sobota, 1 lutego 2014

Hej!

Cześć!
Jestem Gabrysia M. Będę tu pisała opowiadanie o Huncwotach. Mam nadzieję, że się spodoba.
Gabrysia M.