czwartek, 27 listopada 2014

16.Narada Huncwocka, a co dalej?

   Zmęczony, zaspany, leń- tylko tak określilibyście mnie w tym momencie. Wstałem z łóżka i już wiedziałem, że mam podkrążone oczy. Wczoraj Szarlotka siedziała w naszym pokoju 12 godzin. Nie wychodziła nigdzie. Płakała i płakała. A my- Huncwoci- pocieszaliśmy ją, a kiedy o 11.30 (w nocy) stwierdziła, że pójdzie do pokoju, bo już nadużyła naszej gościnności, padliśmy na łóżka i zasnęliśmy natychmiast.
   Szybko wykonałem czynności odświeżające i wyszedłem z łazienki.
-Syriusz, wstawaj- powiedziałem podchodząc do łóżka przyjaciela.
-Która godzina?- usłyszałem zaspany głos Łapy.
-6.30- stwierdziłem zerkając na budzik. Odpowiedział mi tylko jęk, który oznaczał pewnie ,,Daj spać debilu!’’.
-Wstawaj!- potrząsnąłem nim.- Narada Huncwocka*- jego oczy momentalnie się otworzyły.
-O której?- zapytał wstając.
-Od 7.00 do tej, do której będziemy musieli- odpowiedziałem.
-Budź chłopaków. Ja zaraz będę gotowy- pognał do łazienki, a ja obudziłem Glizdogona i Lunatyka, którzy szybko wykonali poranne czynności i o 7.00 byli gotowi.
-Masz ważny powód żeby zwoływać Naradę, bo to ty wymyśliłeś zasadę…- zaczął Lunio.
-Wiem o tym- warknąłem.- TO jest ważne.
-Chodzi o Charlottę?- zapytał Łapa.
-Po prostu nie rozumiem dlaczego Dorcas i reszta dziewczyn tak ją wczoraj potraktowały- odparowałem.
-Rogaczu. Żadnemu z nas się nie podoba to, że Charlotta, którą znałeś zaledwie tydzień i to dawno temu jest ważniejsza niż Lily- wyjaśnił Lunatyk.
-A, CO MA DO TEGO LILKA?!- krzyknąłem wściekły nie zdając sobie sprawy z tego, że po raz pierwszy od półtora miesiąca nazwałem Evans po imieniu.
-Uspokuj się- syknął Syriusz zaskoczony moim wybuchem.- Dobrze wiesz, że i tak ci pomożemy.- Tylko nie oczekuj od nas zbyt wiele- ostrzegł.
-No więc, to mój plan…
 ***
   ,,A co ma do tego Lilka?!’’ cały czas latały mi po głowie słowa, które usłyszałam przed chwilą. Był to niewątpliwie głos Jamesa.
-Jak myślicie, o co chodziło?- zapytałam dziewczyn.
-A jak myślisz?- Dorcas wskazała głową na Charlottę, która wyszła z łazienki.
-Hmmm…. Zgadzam się z tobą w zupełności- stwierdziłam.
-Gdzie byłaś wczoraj?- zapytała Kate, która pomimo tego, że ustalałyśmy, że nie będziemy się z nią zadawać stwierdziła, że będzie jednak miła.
-U Huncwotów- powiedziała od niechcenia, pakując książki do torby.
-Ty ich nawet nie znasz- wypaliła Czarna. Po jej minie łatwo było stwierdzić, że w środku się gotuje z wściekłości.
-Znam Jamesa- odpowiedziała szukając czegoś w swoim kufrze.
-Nie wierzę w to- wymknęło mi się. Wcale nie chciałam tego powiedzieć.
-Znam go, nawet jeśli myślicie, że tak nie jest- stwierdziła patrząc nam w oczy, a potem po prostu sobie wyszła z dormitorium.
-Ona jest bezczelna- stwierdziła Alicja.
-Wiecie… Może lepiej zapytamy o to chłopaków? Coś mi mówi, że ona wie o Rogaczu znacznie więcej niż my- stwierdziła Kate.
-Nieważne- stwierdziłam.- Chodźmy już na śniadanie.
 ***
   Wyszłam z dormitorium i przez portret, przez, który wychodzili wszyscy inni. A potem ruszyłam z prądem. Miałam nadzieję, że wszyscy ci ludzie idą na śniadanie, bo nie chciałam się zgubić, a w moim przypadku to bardzo prawdopodobne. Podczas drogi zatopiłam się w myślach. Dlaczego one nienawidzą mnie za to, że znam Jamesa? Nie wiem co się wydarzyło zanim przyjechałam i nie interesuję się tym, bo to nie moja sprawa. Lubię Jamesa, ale nie w ten sposób, w jaki one myślą. On jest moim przyjacielem. Tylko on zna całą prawdę o mnie, a znam całą prawdę o nim. Nawet gdybym była w nim zakochana to i tak nic by to nie zmieniło. W końcu on patrzy w Lily jak w obrazek. Po prostu ma teraz problem, co zrobić. Z tego, co zrozumiałam z wczorajszej rozmowy Huncwotów, to Lilka bardzo go zawiodła. To nie ode mnie zależy, co on postanowi.
-Uważaj jak łazisz- warknął ktoś przede mną.
-Przepraszam- szepnęłam wystraszona. Okazało się, że byłam tak zatopiona w myślach, że nie zauważyłam, że w padłam na jakiegoś chłopaka.
-Och… To ty jesteś ta z wymiany?- zapytał odwracając się.
-Tak- spojrzałam mu w oczy. Były koloru złota. Jego twarz wyglądała na miłą.
-Mam na imię Mihael- przedstawił mi się.
-Ja jestem Charlotta- wymamrotałam.
-Trafiłaś do domu lwa, co?- pokiwałam głową na znak, że to prawda.- Też chciałem tam trafić, ale nie wyszło na moje i od siedmiu lat jestem Puchonem- uśmiechnął się do mnie.
-Pasuje ci do oczu- palnęłam nie myśląc.
-Co?- zapytał zdziwiony.
-To znaczy… eee… chciałam powiedzieć, że kolor waszych kapturów pasuje do twoich oczu- poczułam jak palą mnie policzki.
-Dziękuję- uśmiechnął się do mnie.- Idziesz do Wielkiej Sali?
-Tak.
-Chodź, zaprowadzę cię, będzie łatwiej ci trafić, a przez ten czas możemy porozmawiać- stwierdził. Ruszyliśmy dalej.- Dlaczego nie trzymasz się z resztą dziewczyn z twojego dormitorium?- zapytał.
-Nie lubią mnie- popatrzył na mnie sceptycznie.- Dlatego, że przyjaźnię się z Jamesem- wyjaśniłam.
-To wszystko wyjaśnia- stwierdził.
-Wytłumaczysz mi?- zapytałam, a on wyczuł w moim głosie pytającą nutę. Nie zapytał jednak o nic tylko zaczął mówić.
-Chodzi o to, że Potter długo zabiegał o względy Lily. I wiesz… na balu Haloween’owym zrobili takie ogromne BUM! Weszli na salę trzymając się za ręce i widać było, że są w sobie zakochani. A jak wrócili po świętach to już tak nie było. Następnego dnia po powrocie Evans zaczęła zadawać pytania Porterowi tak samo jak on to robił jej. Tylko, że zmieniła nazwisko ze swojego na jego. No i potem przyjechałaś ty, wiesz może ich zdaniem jesteś zagrożeniem- wzruszył ramionami.
-James to tylko mój przyjaciel- powiedziałam dla wyjaśnienia, ale stwierdziłam, że tłumaczenie się chłopakowi, którego znam tylko pięć minut nie jest zbyt dobre.
-Mihael! Co to za dziewczyna?- podeszła do nas wysoka dziewczyna.
-To Charlotta. Wpadła na mnie jak tu szedłem, postanowiłem ją odprowadzić, żeby już na nikogo więcej nie wpadła- powiedział Mihael.
-Och… Ja jestem Stefanie, jestem jego dziewczyną- wyciągając do mnie rękę i uśmiechając się szeroko.
-Miło mi- uśmiechnęłam się słabo.- Dzięki za pomoc- zwróciłam się do Mihaela. Pójdę już do mojego stolika. Do zobaczenia!- pomachałam im na pożegnanie i oddaliłam się szybko.
 ***
   -O Szarlotka. Cześć. Sama tu dotarłaś?- zapytałem siadając na moim miejscu w WS.
-Pomógł mi Mihael- powiedziała.
-Kto?- zapytał zdziwiony Remus.
-Taki Krukom z siódmego roku- wyjaśniła.
-Aaaaa, no to już wiem. To prefekt naczelny- wyjaśnił Remus widząc nasz zdziwiony wzrok.
-To możliwe… Nie znam się na organach prawnych naszej szkoły- powiedziałem.
-Nie znasz?- Łapa spojrzał na mnie.
-Może trochę się znam- przyznałem.
-Dziewczyny idą- powiedział szybko Glizdogon.
-Hej!- przywitały się dziewczyny.
-Cześć- odpowiedziałem. Chyba nie muszę tłumaczyć, że chłopaki przywitali się ze swoimi dziewczynami w trochę bardziej namiętny sposób?
-Była już poczta?- zapytała Lily.
-Nie- odpowiedziałem, przypominając, że to nie koniecznie musiało być do mnie.- Lotta, byłaś przed nami. Była poczta?
-Po, co mnie o to pytasz, przecież sam to dobrze wiesz- powiedziała zapamiętale smarując swojego tosta.
-O wilku mowa- Alicja wskazała na sowy wlatujące do WS.
-O to do mnie- uśmiechnęła się Szarlotka.
-Prorok jest mój- powiedział Łapa płacąc sowie.
-A to do mnie- zdziwiłeś się widząc sowę, która siada naprzeciwko mnie. Odebrałem list i otworzyłem go szybko.

Londyn, 1.02.1977r
Jimmy!
   Chciałbym się z tobą dziś spotkać, profesor Dumbeldor o tym wie. Ale to od ciebie zależy czy pojawisz się w jego gabinecie. Ta rozmowa jest ważna i POUFNA. A to znaczy, że nie możesz powiedzieć tego nikomu. Ani Dorcas, ani swoim przyjaciołom. Jeśli chcesz to bądź w gabinecie dyrektora o 17.00. I może znajdź sobie jakąś wymówkę?

Do zobaczenia:
John
PS: Sowa jest pożyczona.

-Kto pisze?- zapytał Lunatyk.
-Eeee…- przypomniałem sobie, że nie mogę nikomu o tym opowiedzieć.
-Kto pisze?- powtórzył Lunatyk wyraźniej myśląc pewnie, że go nie zrozumiałem.- Nie znamy tej sowy.
-Ech… To nic nie warta ulotka- skłamałem gładko. W końcu robiłem to od dziecka.
-Najadłem się już, chodźmy na lekcję- wszyscy spojrzeliśmy na Glizdogona, który spurpurowiał od razu..
-Zgadzam się. Chodźmy już- wstałem od stołu, a za moim przykładem poszli wszyscy.
-Jaka jest teraz lekcja?- zapytała Charlotta. Oczywiście nikogo szczególnego, ale nikt nie kwapił się odpowiedzieć.
-OPCM. Nie masz planu lekcji?- zdziwiłem się.
-Gdzieś tam mam- na jej twarzy zakwitły wielkie rumieńce.
-Mamy teraz dwie lekcje OPCM- u, potem Zielarstwo, obiad i Transmutację- Lunatyk zrównał się z nami.
-Lubisz OPCM?- zapytała Lunatyka.
-Jak każdy Huncwot- uśmiechnął się, ale najwyraźniej nie miał ochoty z nią dalej rozmawiać, bo odszedł na bok.
-Jak myślisz gdzie będę siedzieć?- zwróciła się do mnie.
-Pewnie przede mną i Syriuszem, bo tylko tam jest wolne miejsce- stwierdziłem.
-No dobra- kiedy to powiedziała zadzwonił dzwonek na lekcje.
-Wszyscy na miejsca!- zawołał nauczyciel, kiedy weszliśmy do klasy.- Na dzisiejszych zajęciach poćwiczymy zaklęcie Patronusa. Najpierw opowiem wam trochę teorii, a potem będziemy ćwiczyć…- nauczyciel zaczął wykład, ale po co mam o tym słuchać skoro to wiem?
-Syriusz- szepnąłem do przyjaciela.
-Co?- odszepnął.
-Nudzę się…- powiedziałem.
-Mam plan, ale możemy go zrealizować dopiero na obiedzie- uśmiechnął się Łapa.
-Może pan Potter nam zaprezentuje swoje umiejętności skoro nie ma ochoty słuchać wykładu.
-Jasne panie profesorze, a mam „ zaprezentować swoje umiejętności” na środku czy z tego miejsca?- zapytałem z miną niewiniątka.
-Ze środka- profesor uśmiechnął się szyderczo. Wyszedłem na środek i wyciągnąłem przed siebie różdżkę.
-Czekamy panie Potter- powiedział psor. Jak się popisywać to na całego. Wypowiedziałem zaklęcie niewerbalnie i z mojej różdżki wypłynął jeleń. Spojrzałem na klasę. Jeśli nigdy nie widzieliście zdziwionych Śizgonów, to powinniście tu być, bo to jest niesamowite.
-Miałem odjąć punkty, a muszę je dodać. 30 punktów dla Gryffindoru- powiedział nadal zdziwiony profesor.
-JEST!!!!- krzyknęła cała grupa naszego domu.
   Przez następne półtorej godziny wszyscy ćwiczyli zaklęcie patronusa. Nauczyciel wymyślił, że powinni spróbować. A jak mobilizował do tego Ślizgonów? ,,Potter umie, a wy nie?!’’ Ciekawe, co sobie myślała profesor McGonagall, która pewnie wszystko słyszała, bo miała lekcje obok.
   Po OPCM wszyscy wyszliśmy na błonia. Śnieg nadal pokrywał je całe, ale do szklarni zrobiono ścieżki, żebyśmy nie mieli problemu z dotarciem.
-Witajcie moi kochani. Dziś będziemy rozmawiać na temat…- nawet nie zapamiętałem o czym będzie ta lekcja.
Jeśli mam być szczery to zapomnieliśmy z Syriuszem też o tym kawale na obiad i o eseju na transmutację też zapomniałem. Czy wy wiecie jak trudno jest przebiec 1000 schodów 2 razy w 10 minut? Nie? To macie szczęście.
   A teraz czas wcielić w życie mój plan, który przedstawiłem chłopakom na Naradzie. Szturchnąłem Łapę. Dziewczyny były w swoim dormitorium. Tylko Charlotta siedziała z nami.
-Lotta. Chodź ze mną. Pokażę ci takie jedno niezwykłe miejsce.
-No dobra- podnieśliśmy się ze swoich miejsc, zostawiając chłopaków samych.
-To tu- stanąłem przed pustą ścianą.
-Chciałeś mi pokazać ścienę?- zdziwiła się.
-Nie- zaśmiałem się. Przeszedłem wzdłuż ściany trzy razy. Przede mną pojawiły się drzwi.- To chciałem ci pokazać- powiedziałem otwierając drzwi i wpuszczając ją do środka, ja wszedłem za nią.
-Tu jest jak nad morzem, tam gdzie się poznaliśmy- westchnęła zachwycona.
-To Pokój Życzeń, sprawi, że znajdujesz się w miejscu, w którym chcesz być- wyjaśniłem jej.
-Dlaczego akurat morze?- zapytała.
-Stwierdziłem, że łatwiej będzie ci się wygadać- powiedziałem siadając na piasku, Szarlotka usiadła obok mnie i zaczęła opowiadać o tym, co powiedziały jej dziewczyny o dzisiejszym spotkaniu z Mihaelem o liście od rodziców. Dosłownie o wszystkim.
-Dziewczyny uważają mnie za zagrożenie, bo myślą, że mi się podobasz, prawda?- zapytała na koniec.
-A podobam?- spojrzałem na nią z podniesionymi brwiami.
-Nie- odpowiedziała poważnie.
-No to nie masz się, czym martwić- uśmiechnąłem się.- Zapomniałem, że tu czas leci szybciej!- przede mną pojawił się zegarek. 16.50 widniało na tarczy jak byk.- Muszę już iść. Ale jeśli chcesz to możesz tu jeszcze posiedzieć. Pokój da ci, o co tylko poprosisz.
-Okay- uśmiechnęła się do mnie. To właśnie w niej lubię. Nigdy nie pyta mnie o moje prywatne sprawy, ale kiedy muszę się wygadać, zawsze słucha.
-Do później!- pomachałem jej na pożegnanie i wybiegłem z pokoju.
 ***
TROCHĘ WCZEŚNIEJ.

   -Idziemy do nich?- zapytałem chłopaków.
-Jasne, że idziemy Syriuszu. Rogacz nas o to prosił- pouczył mnie Lunatyk.
-No dobra- podnieśliśmy się z kanapy i ruszyliśmy do dormitorium dziewczyn (oczywiście wcześniej zamrażając schody). Zapukaliśmy tak jak wymagała kultura.
-Proszę- usłyszeliśmy głos Doruni.
-Cześć dziewczynki- zawołałem wchodząc do pokoju.
-Gdzie James?- zapytała na powitanie Ruda.
-Poszedł pogadać z Charlottą, a nam przypadł zaszczyt rozmowy z wami- wyjaśniłem.
-To w  sumie nawet dobrze, że go nie ma. Musimy z wami pogadać- zaczęła Dorcas.- O czym gadaliście, kiedy Rogacz tak wrzasnął rano?- wymieniłem spojrzenia z resztą chłopaków.
-Nie możemy wam o tym powiedzieć, bo to tajne. Ale wiemy tylko, że powinniście być miłe dla Charlotty- powiedział Peter na jednym wydechu.
-CO?!- zdziwiła się Alicja.
-Jeśli będziecie się tak zachowywać to, do kogo ona będzie szła po pocieszenie? Oczywiście do Jamesa. A tego właśnie nie chcecie- wyjaśnił Remus.
-Rozumiecie?- zapytałem.
-No…- powiedziały wszystkie.
-To świetnie- uśmiechnąłem się.
-Chcę się jeszcze dowiedzieć… Rano Charlotta powiedziała, że ona dobrze zna Jamesa, może nawet lepiej niż my. To może być prawda?- zapytała Kate.
-W sumie… Nie wiem. Tego już musicie dowiedzieć się same- powiedziałem uśmiechając się szelmowsko.
 ***
*to tajne spotkanie, w którym może uczestniczyć tylko Huncwot- wymyślone przez autorkę na potrzeby bloga. 

Czy wy widzicie, jaki długi post napisałam?
To do mnie nie podobne.
Więc mam nadzieję, że się podoba :D.
Ten post dedykuję: wszystkim Huncwotom tego świata.
Do napisania.
Gabrysia M.

niedziela, 2 listopada 2014

15. "Miłe" powitanie.



   Ten miesiąc minął jak zaczarowany. Dni szybko upływały na zajęciach, wymyślaniu nowych huncwockich kawałów i na końcu na odcinaniu (lub usiłowaniu odcięcia) się od Evans.
Rozwinę teraz każdą z tych trzech myśli:
   Zajęcia- ni3e ma w tym nic szczególnego. Tylko McGonatgall, która w tym miesiącu mi odpuściła. Dlaczego? Otóż już dziś mają przyjechać Francuzi, a mi przypadł zaszczyt opieki nad Charlotte. Może psorka myśli, że nie znam tej diablicy, (która nawiasem mówiąc jest moją przyjaciółką).
   Kawały Huncwotów- każdy nasz kawał się do czegoś przydaje. No i praktycznie nigdy się nie powtarza (chyba, że jest naprawdę dobry). W tym miesiącu pierwsze miejsce na naszej liście (oczywiście w czwórkę uznaliśmy, że efekt był lepszy niż oczekiwaliśmy) zajął kawał, który polegał na tym, że kiedy tylko Smarkerus chciał coś powiedzieć z jego ust wychodziły zdania, których sam nigdy by nie powiedział. Na przykład: ,,Czarny Pan śmierdzi’’ ; ,,Gryffindor górą!’’ ; ,,Ubrudziłem właśnie gatki…’’. Nie pytajcie jak to się nam udało. Huncwocie też mają swoje tajemnice.
   A co do Evans to… Ja na pewno nie byłem tak wkurzający jak ona! Nikt mi tego nie wmówi! Nie ma mowy! Ja to robiłem z wyczuciem. W końcu jestem w tym mistrzem.
A ona? Te słowa są jak wyjęte z podręcznika, który powinien zniknąć dawno temu…
-James?- Dorcas szturchnęła mnie w żebro.
-Co?- zapytałem wyrwany ze snu.
-Wstawaj. To, że nie ma dziś lekcji to nie znaczy, że możecie spać dłużej. Francuzi będą tu za ponad godzinę- mówiła to z uśmiechem na ustach, ale wiedziałem, że w środku gotuje się. Choć nie znała jeszcze Charlotte uważała, że była zaporą przed połączeniem znowu mnie i Evans. Wszyscy widzieli ją jako zaporą- tylko nie ja.
-Taaa… Już wstaję- podniosłam się z łóżka i poczłapałem do łazienki. To będzie długi dzień.

   Godzinę później wraz z resztą huncwotów i dziewczynami siedzieliśmy w WS i oczekiwaliśmy przyjazdu naszych gości. Nie miałem wyboru, musiałem zajmować miejsce obok Evans.
-Moi drodzy!- wujek Albus klasnął w dłonie żeby nas uciszyć.- Wstańcie. Przywitajmy naszych gości jak należy- kiedy to powiedział do Sali weszli uczniowie wraz ich dyrektorką.
-Bonjour- przywitała się dyrektorka.
-Olimpio. Niestety nie znam twoich uczniów. Czy zechciałabyś posadzić ich przy stołach nowych domów?- Dumbeldore uśmiechnął się.
-Oui.  Nathanielu usiądź przy tamtym stoliku- wskazała na stolik Puchonów.- Loui twój stolik jest tam- chłopak usiadł obok Krukonów.- Olivio twoje barwy to zieleń- wysoka brunetka usiadła obok Ślizgonów. Kolejna duszyczka do męczenia.- Charlotto twoje miejsce jest tam- psorka wskazała na nasz stolik.
   Charlotta z uśmiechem podeszła do naszego stolika. Od razu mnie wypatrzyła. Podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję.
-Cześć Jelonku!- coś czuję, że dużo ludzi się na to patrzy.
-Hej Szarlotko- uśmiechnąłem się. Puściła mnie.- Przedstawię ci moich przyjaciół- odwróciłem się do reszty. Patrzyli na nas jakbyśmy byli rzadkimi okazami z muzeum.- To jest Syriusz, mój najlepszy przyjaciel, uważany za mojego brata- wskazałem na Syriusza.
-Dla przyjaciół Łapa- podał rękę Charlottcie.
-Miło mi cię poznać ja jestem Charlotta- uśmiechnęła się do niego.
-To Remus, mój drugi przyjaciel- dobrze, że Lunio nie wygląda dziś jak trup. Może jest tylko trochę przybity, bo Ann dziś wyjeżdża.
-Do mnie zwracają się Lunatyk- i podał jej rękę.
-Ja już chyba nie muszę mówić jak mam na imię, co?- Charlotta wyszczerzyła zęby.
-To Peter mó…- zacząłem.
-Niech zgadnę. Kolejny przyjaciel- i tym razem Char pierwsza podała rękę.
-Mi mówią Glizdogon- uśmiechnął się pokrzepiająco.
-To Dorcas- kiedy tylko to powiedziałem Charlotta rzuciła się mojej siostrze na szyję.
-James mi o tobie mówił- Lotta odsunęła się od Dorcas zdając sobie sprawę, że moja siostra nie jest zadowolona z takiego powitania.
-A to jest Alicja- przedstawiłem Walentynkę.
-Cześć- kolejne podanie ręki.
-To Kate- wskazałem na Kate mając nadzieję, że ona przywita ją w mniej oficjalny i zimny sposób.
-Hej- powiedziała Kate. Myliłem się.
-To jest Ev… Li… Ruda- po nazwisku nie wypada, imię nie przechodzi mi przez gardło… Zostało tylko przezwisko.
-Mam na imię Lily- Evans wysyczała przez zęby patrząc na mnie wściekłym wzrokiem. Ona nie podała ręki Lottcie.
-I na końcu Ann- wskazałem na Ann.
-Och… To ty jedziesz za mnie?- zapytała Charlotta ze współczuciem.
-No tak- zmieszała się Ann.
-Uważaj na dziewczyny z dormitorium. One są okropne.
-Dobrze wiedzieć- westchnęła Ann.
-Usiądźmy może, co? Wszyscy się na nas gapią. Nie żeby mi to przeszkadzało- wyszczerzył się Łapa.
-No dobra- usiedliśmy. Na stole pojawiło się śniadanie.
 ***
   Widziałam jak James przytula tą całą Charlotte. Wczoraj miałam urodziny. I na imprezie Syriusz przekazał mi prezent od Rogacza. Ucieszyłam się myśląc, że to dobry zwiastun, ale później Dorcas powiedziała mi, że miałam to dostać na Boże Narodzenie i że na początku James chciał to wyrzucić, ale było mu szkoda. No i wracamy do normalności. A teraz ta dziewczyna może to, czego ja nie- przytula go. A teraz jeszcze obok niego siedzi.
-Dziewczyny idziemy- wstałam od stołu.
-Drodzy uczniowie Hogwartu! Osoby, które jadą do Akademii Magii we Francji na wymianę niech zabiorą swoje rzeczy i za półgodziny stawią się przy wejściu- usłyszeliśmy głos madami Maxime.
-Muszę zabrać swoje rzeczy- powiedziała Ann wstając.
-Mogę iść z wami?- zapytała ta cała Francuzka patrząc na nas.
-Skoro musisz- powiedziała Dorcas z niechęcią. Charlotte wstała.
   Wyszła z Sali razem z nami. I mimo, że szła na końcu zachowywała się tak jakby jej to zupełnie nie przeszkadzało. Szybko doszłyśmy do naszego dormitorium.
-To twoje łóżko- wskazała Ann na łóżko, które do tej pory należało do niej.
-Jesteś bardzo miła Ann. Dlatego proszę uważaj na niektórych chłopaków z mojej szkoły. Mącą w głowie- patrzył na Ann z ufnością i szczerością. Ale ja miałam dziś zły humor.
-Ann ma chłopaka- syknęłam.
-A myślisz, że oni będą się tym przejmować?- spojrzała mi w oczy.
-Mhm… zaraz muszę iść- wtrąciła się Ann. Pożegnałyśmy się czule. Charlotta stała natomiast z boku i się nam przyglądała.- Będę za wami tęsknić.
   Ann wyszła z dormitorium. Charlotta usiadła na łóżku. Wiedziała, co teraz będzie. Pytania. Musiałyśmy to zrobić. Musiałyśmy wiedzieć, z kim będziemy mieszkać w jednym pokoju przez dwa miesiące.
-Dlaczego zależało ci na przyjeździe na tą wymianę?- Kate zadała pierwsze pytanie.
-Moi rodzice pochodzą z Anglii, więc tu się uczyli. Chciałam zobaczyć czy tu jest tak jak w ich opowieściach- odpowiedziała spokojnie. Jej oczy były w nas utkwione.
-Skąd znasz Jamesa?- tym razem zapytała Dorcas.
-Moi rodzice znali się z je… to znaczy z waszymi rodzicami. Kiedy Potterowie byli na wakacjach we Francji poznałam Jamesa- uśmiechnęła się na to wspomnienie. Nie spodobało mi się to.
-Dlaczego on nazwał cię szarlotką?- zapytała Alicja przypominając sobie coś.
-Oh! Kiedy byłam mała uwielbiałam szarlotki!
-Czy ty zdajesz sobie sprawę, co zrobiłaś?- zapytała Dorcas nie wytrzymując.
-Co?- uśmiech Charlotte zniknął.
-James niedawno rozstał się z Lily. My teraz wkładamy wszystkie nasze siły w to, żeby oni znowu byli razem, a ty możesz to wszystko zniszczyć. Jesteś przeszkodą- Dorcas tego nie powiedziała. Ona to wysyczała. Oczy Francuzki z Anglii zaszły łzami. Pociągnęła nosem.
-Widzę, że nie jestem tu mile widziana- popłakała się i wybiegła z dormitorium.
***
   -Jak myślicie, co one teraz robią?- zapytał Peter. Wiedzieliśmy, o kogo chodzi. Nie musiał nawet pytać. Leżeliśmy sobie w naszym dormitorium i korzystaliśmy z wolnego dnia.
-A kto to wi…- ktoś zapukał do drzwi. Wstałem i otworzyłem.- O sześć Charlotto. Wejdź… Co ci jest?- Charlotta była cała zapłakana. Weszła do środka, a ja zamknąłem drzwi i ją przytuliłem.
-O-o-o-one mnie nie lubią…. Twwwierdzą, że prze ze mnie nie sparują cię powrotem z Lily….- płakała przez moją siostrę i resztę. Spojrzałem na chłopaków nad ramieniem Lotty. I pomimo, że oni też chcieli żebym był z Evans mieli miny jakby zobaczyli ducha.
-Będzie dobrze….
 ***
  Ufff….
Pisałam to cały dzień z przerwami, ale w końcu mi się udało.
Jestem z siebie dumna. Mam nadzieję, że wam też się podoba.
A post dedykuję: Avada Kedavra (jak mam to odmienić)
Dzięki, że od czasu do czasu tu wpadasz robisz misz masz, podnosisz na duchu i dajesz rady jak mogę coś poprawić.

A teraz Zapraszam do okienka komentujących.
Gabrysia M.

Charlotta