poniedziałek, 24 marca 2014

6.Wspomnienia i spotkanie.



 Cześć!
Z racji tego, że Paulla K. miała wczoraj urodziny chciałam jej zadedykować ten post. No i może też mojej siostrze, która ma urodziny jutro.
Zapraszam do czytania:
***********************************************************************************
   Zaczyna się kolejny piękny dzień. Może nawet piękniejszy niż inne, bo sobota. Dzisiaj wyjście do Hogsmade. Idę z Lilką. Ale jak ona to podkreśliła JAKO PRZYJACIELE. Bo tylko my z paczki zostaliśmy bez pary. Syriusz idzie z Dorcas, Remus z Ann, Peter zabrał Kate, a Alicja ma spotkać się z Frankiem. A nas singli wystawili do wiatru. Dzisiaj wstałem wcześniej, bo chciałem w spokoju pomyśleć, a przy reszcie jest to niemożliwe. O idzie Lily.
-Cześć James- powiedziała z miną niewiniątka.
-Co zrobiłaś strasznego? Smark wylądował przez ciebie w SS?- spytałem z nadzieją.
-Nie… Marco Stone zaprosił mnie na randkę i ja się zgodziłam- zrobiła przepraszającą minę.
-To życzę miłej zabawy- powiedziałem.
-Nie jesteś zły?- zdziwiła się.
-Nie, dlaczego? W końcu masz prawo się umawiać- powiedziałem i wstałem od stołu.
   Pomimo tego, że nie okazałem tego po sobie poczułem zazdrość. Co Marco ma w sobie, czego ja nie mam? Ty jesteś idiotą! Kim ty w ogóle jesteś? Twoimi myślami debilu! Ja bym siebie nie obrażał. Nie kpij sobie ze mnie proszę. Ile razy już nazywałeś siebie debilem i idiotą? Ja tak mówię przez ciebie. To, dlaczego odzywasz się dopiero teraz? Bo dopiero teraz dopuściłeś mnie do siebie! Tak, tak. Coś jeszcze? Właściwie to… W takim razie cześć!
   Ta moja wymiana zdań z samym sobą sprawiła, że troszeczkę się zmartwiłem. Właśnie zrozumiałem, że jestem totalnym egoistą. Jeśli kocham, Lily to powinienem nie wtrącać się w jej związki itp. Chcę tylko żeby była szczęśliwa.
   Sam nie wiem, kiedy, ale moje nogi same zaczęły się kierować do Pokoju Życzeń. Kiedy stanąłem koło jeszcze niewidzialnych drzwi zażyczyłem sobie pokój z myślosiewnią. Wszedłem i od razu przytknąłem sobie różdżkę do skroni. Wyciągnąłem pierwszą lepszą myśl i wsadziłem ją do myślosiewni. Po krótkim namyśle zanurzyłem głowę, aby zobaczyć wspomnienie.
   Mały trzyletni chłopiec w za dużych okularach gonił wysokiego chłopaka.
-John! John! Zaczekaj! Nie mogę cię dogonić!- maluch wywrócił się, a chłopak nazywany Johnem szybko do niego podbiegł.
-Nic ci nie jest mały? Przepraszam, że biegłem tak szybko- powiedział i podniósł go.
-Nic mi nie jest, ale boli mnie ręka braciszku- powiedział chłopiec, a kiedy jego brat dotknął ręki skrzywił się z bólu.
-To może być złamanie Jimmy. Chodźmy do mamy. Zabierze cię do Munga- podniósł Jamesa na ręce i wziął do domu.
   Wynurzyłem się. Dlaczego akurat to wspomnienie? Dlaczego akurat z nim? Teraz będę miał nocne koszary. Zanurzyłem się w kolejnym wspomnieniu.
   Teraz James był znacznie większy. Wyglądał na około siedmioletniego chłopaczka.
-Mamo? A gdzie są zdjęcia z Johnem? I tak właściwie gdzie jest John? Są wakacje. Mówił, że będzie na wakacje- Jimmy zrobił smutną minę.
-John już nie wróci. Bardzo się z nami pokłócił. Ale jestem przekonana, że napisze do ciebie list.
   -Napisze do ciebie list- powtórzył James wynurzając się.- Wiesz, co mamo? Do dzisiaj nie dostałem tego przeklętego listu. Najpierw straciłem tego gnojka, a potem Śmierciożercy odebrali mi was. Co ja takiego zrobiłem, że muszę tak cierpieć?- zastanowił się Rogacz. Postanowił zobaczyć teraz jakieś przyjemniejsze wspomnienie.
   Puk! Puk! Puk!
-Kto tam?- zapytał James wiedząc, że pani Bathilda nie pukałaby.
-Mam na imię Dorcas i właśnie się tu przeprowadziłam- usłyszał głos małej dziewczynki. I mimowolnie użył swojej mocy. Prześwietlił postać za drzwiami. Otworzył je, kiedy upewnił się, że to na pewno dziewczynka.- Czy mogę się tu schować przed moim bratem?- zapytała.
-Masz brata?- powiedział James z zazdrością.
-Tak. Jest o rok starszy i strasznie się rządzi. I ciągle wypomina mi, że to on pierwszy pójdzie do Hogwartu- powiedziała dziewczynka i z opóźnieniem zatkała sobie buzię.
-Hogwartu? Ty też jesteś czarodziejką?- ucieszył się Jimmy.
-Tak!!! A ile masz lat? Może pójdziemy razem do szkoły?- zaśmiała się nie sądząc, aby chłopak szedł w tym samym roku co ona. Był znacznie wyższy. Wyższy nawet od jej brata, który z nieznanych jej przyczyn był kurdupelkiem.
-Siedem. A ty?- zapytał chłopiec.
-Ja też. Ale ty jesteś strasznie wysoki!
-Mój tata też był- młody Rogacz dumnie wypiął pierś.
-Był?- zdziwiła się dziewczynka.
-Moi rodzice miesiąc temu zostali zamordowani- wyjaśnił Potter.
-A mój tata zostawił nas trzy lata temu, bo poznał inną panią- wyjaśniła młoda.
-Już cię lubię. Zostaniemy przyjaciółmi?- zapytał Rogacz.
-Tak.
   -Wie o mnie prawie wszystko. O Johnie wie tylko kilka osób. Wujek Albus, pani Bathilda, nauczyciele i ja- powiedziałem na głos. Stwierdziłem, że już się na oglądałem. Wyszedłem, więc z PŻ i spojrzałem na zegarek. Za pięć dziesiąta. Dopiero będą wychodzić. Zdziwiłem się okropnie widząc, że sowa bardzo podobna do tej, którą podarowali rodzice Johnowi leci do mnie. Kiedy odebrałem list wziąłem się za odczytywanie go.

Londyn, 8.09.1976r.
Braciszku!
   Przypadkiem dowiedziałem się, że dzisiaj jest szkolne wyjście do Hogsmade, więc korzystając z tego, że wróciłem (na stałe) do Anglii chciałbym Cię zobaczyć. Pewnie nie podoba Ci się ta informacja, ale mi naprawdę na tym zależy. Jeśli chcesz to bądź o 10.30 w Trzech Miotłach.
Liczę na Ciebie:
John

   -Idiota- mruknąłem, ale szybko zbiegłem po schodach. Najwyżej zleję go na kwaśne jabłko.
-Jimmy! Słyszeliśmy, że Lily wystawiła cię do wiatru, więc stwierdziliśmy, że możesz iść z nami!- usłyszałem za plecami. W biegu odwróciłem się.
-Nie spoko! Dostałem informację o pewnym spotkaniu! Nie chcę się spóźnić! Do zobaczenia później! Cześć!- pobiegłem szybko. Flich sprawdził mnie dzisiaj z zadziwiającą prędkością.
Na miejsce spotkania dotarłem punktualnie. W duchu liczyłem na to, że to był zwykły żart i jego tu nie będzie. Niestety myliłem się. Siedział już przy stoliku czekając na mnie. Podszedłem do niego.
-Cześć- powiedział.
-Hej- mruknąłem.
-Cieszę się, że przyszedłeś- powiedział uśmiechając się.
-Daruj sobie kurtuazje- burknąłem nieprzyjemnie.- Co ty ode mnie chcesz?
-Chciałem cię zobaczyć. Od dziewięciu lat cię nie widziałem- powiedział.
-To mogłeś poczekać kolejne dziewięć- powiedziałem nie miło.
-Przyszedłeś, więc mogę się domyślać, że ty też chciałeś mnie zobaczyć- idiota z niego.
-Przepraszam, że nie przyjechałem się tobą zająć po śmierci rodziców, ale zabrakło mi odwagi- powiedział w końcu.
-Tyle to ja też wiem- powiedziałem uśmiechając się kpiąco.
-Faktycznie. Nad inteligentny- uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, a ja zacząłem czuć się jak ten trzyletni chłopaczek, który gonił go i potem złamał sobie rękę.
-Coś jeszcze?- zapytałem.
-Wracam na stałe…- zaczął.
-Więc chciałbyś dostać się do domu- dokończyłem.
-Dokładnie- pokazał swoje białe siekacze. Jak teraz na niego patrzę to trochę egoistycznie muszę przyznać, że jestem przystojniejszy.
-Wejdziesz, ale jak będziesz chciał odejść to będziesz mógł wynieść tylko to, co wniosłeś- powiedziałem.
-Zaklęcie broniące. Dobre- pokiwał głową z uznaniem.
-Rogacz!- usłyszałem głos Syriusza za plecami. A za chwilę tuż obok siebie.- Wszyscy się połączyliśmy. Cała paczka, więc możesz iść z nami- powiedział Łapa.
-Stary. Nie obraź się, ale nieswojo bym się czół jako jedyny singiel- powiedziałem.
-Możemy się dosiąść?- zbliżyła się reszta. Popatrzyłem na Johna, a on pokiwał głową.
-Tak jasne- powiedziałem. Dostawili sobie krzesła.
-Może poznasz nas ze swoim znajomym?- zapytała Czarna.
-Ale muszę?- upewniałem się.
-Wstydzisz się mnie…- tylko proszę nie to twoje zdrobnienie-… James?- ufff.
-Nie spoko już- powiedziałem.- To moja najlepsza przyjaciółka Dorcas- zacząłem- to jej chłopak, a mój najlepszy przyjaciel, który jest dla mnie jak brat Syriusz- mówiłem dalej.- Remus i Peter moi kolejni niezwykli przyjaciele- wymieniałem.- To Ann, Kate, Alicja i Frank oraz Lily- powiedziałem.
-A ten chłopak, który siedzi koło mnie?- zapytał mój brat.
-To…- kim on kurczę jest?- Towarzysz Lily, Marco jeśli się nie mylę.
-I wy wszyscy jesteście z Griffindoru?- zapytał John.
-Marco jest Krukonem- wyjaśniła Lilka.
-A ja powinienem być Ślizgonem- zaśmiał się Syriusz.
-Łapa nie rozśmieszaj mnie. Powybijał byś ich wszystkich nocą- wyszczerzyłem zęby po Huncwocku.
-Ale my nadal nie znamy twojego znajomego- przypomniała mi Dorcas.
-To jest…- zacząłem, ale tak jak podejrzewałem jakaś dziewczyna zawołała Marco.
-Marco! Dyrcio pozwolił Ci jechać do mamy! Szybko!- to zapewne jego siostra.
-Lil wybacz- zrobił przepraszającą minę.
-Spokojnie. Nie gniewam się. Do zobaczenia- powiedziała. Marco wyszedł.- Ufff, ale on jest męczący. Ale przedstaw już swojego towarzysza- ponagliła mnie.
-Pozwólcie, że sam się przedstawię, ponieważ James zrobi wszystko, aby odwlec ten moment- popatrzyli na mnie zdziwieni.- Nazywam się John Potter i jestem bratem Jamesa- powiedział, a moim przyjaciołom opadły szczeny.
-Rogacz, dlaczego nam nie powiedziałeś?! Tworząc Huncwotów powiedziałeś, że mamy być ze sobą szczerzy!- krzyknął niezbyt głośno Łapa.
-Liczyłem na to, że już nigdy go nie zobaczę- spuściłem głowę.
-Dlaczego?- zapytała Ann.
-Ja wyjaśnię. Kiedy Jimmy miał siedem lat, a ja siedemnaście pokłóciłem się z rodzicami i po zakończeniu szkoły kiedy nasi rodzice już nie żyli po prostu zostawiłem ośmioletniego chłopaka samego i pojechałem do Francji. Wróciłem dopiero wczoraj- wyjaśnił im wszystko. Lily podeszła do mnie i mnie przytuliła. Byłem bardzo zdziwiony.
-Wow- wykrztusił Lunatyk.
-No- powiedziałem.
   Potem nie działo się nic ciekawego. Trochę jeszcze porozmawialiśmy. Nie ma, co więcej opowiadać. Może pomijając to, że John podczas pobytu we Francji poznał jakąś śliczną dziewczynę, która też jest z Anglii i za dwa tygodnie też wróci. Tylko tyle.
***********************************************************************************
Wiem, wiem. Dziwna jestem. Lubię porządnie namieszać. W życiu Huncwotów nie ma nudy ;). No cóż ja tak mam.
Gabrysia M.
PS: Liczę na Duuużo komentarzy.

wtorek, 11 marca 2014

5. Plan na miarę Ślizgona.



Hej!
Przybywam z nowym rozdziałem. Pewnie po tytule stwierdziliście, że to coś o Ślizgonach, ale nie dajcie się zwieść pozorom. Rozdział dedykuję Paulii K. z <KLIK> 
Miłego czytania:
**********************************************************************************
   Ale męczący dzień. Nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy. Smark jeszcze kilka razy usiłował dowalić się do Lily, ale ona była twarda i nie dała się. Teraz jest już koło dziesiątej. Ja i Syriusz idziemy do naszej wieży. Nagle usłyszeliśmy jakieś głosy za drzwiami. Po głosie rozpoznałem Vincenta. Łapa od razu mnie zrozumiał. Przyłożyliśmy uszy do drzwi.
-Zrobisz tak: kiedy Dorcia będzie szła sama lub z koleżankami podejdziesz do niej, powiesz ,,Cześć skarbie’’ i pocałujesz. Oczywiście tak to ukartujemy, że Black zobaczy was całujących się. Znienawidzi moją siostrę, a ona ułoży sobie życie z kimś bardziej odpowiednim niż Black. Co ty na to?- bo ci się to uda cwaniaku.
-No dobra, ale kiedy?- zapytał tamten.
-Jeszcze przed śniadaniem- powiedział Vincent. Reszta rozmowy była niezrozumiała.
-Stary weź się ogarnij i tak mu się to nie uda- powiedziałem i pociągnąłem Łapę za sobą. W PW czekały na nas dziewczyny, Remus i Peter.
-Musimy wam coś powiedzieć- i na przemian z Syriuszem opowiedzieliśmy to, co usłyszeliśmy z rozmowy Vincenta z jakimś chłopakiem.
-Za, jakie grzechy?!- krzyknęła Czarna tuż po zakończeniu naszej opowieści.
-Cicho. Idzie Szanowny Pan Braciszek- powiedział Syriusz używając przezwiska, które wymyśliliśmy, dla Vincenta.
-Dorcas- powiedział podchodząc do nas.
-Czego?- nie ma to jak miłość pomiędzy rodzeństwem.
-Rodzice napisali list- oznajmił.
-dlaczego nie doszedł od razu do mnie?- zapytała Dori.
-Bo jest do nas obojga- powiedział Vincent i zostawił list, po czym oddalił się.
-Co piszą?- zapytała Lilka.
-Sami przeczytajcie- podała mi list.
Londyn, 2.09.1976r.
Kochane dzieci!
   Chciałam wam powiedzieć zanim wyjechaliście do szkoły, ale nie miałam odwagi. Otóż: poznałam kogoś. Wiem, że nie zastąpi wam ojca, ale przy nim czuję się naprawdę szczęśliwa. Ty Dorcas zapewne mnie rozumiesz. Zawsze chciałaś abym na nowo ułożyła sobie życie. Wiem Vincencie ty nie rozumiesz mojego wyboru, ale niestety go nie zmienisz. Wiecie, że przez to nie będę kochać was mniej.
   Proszę nie kłóćcie się. Chciałabym, aby nasza rodzina znowu miała ręce i nogi.
Bardzo was kocham:
Mama
-Szkoda, że nie powiedziała nam wcześniej. No cóż bywa. Ale to nie zmieni faktu, że cieszę się, że jest szczęśliwa- stwierdziła Dorcas i z nieznanego nam powodu zaczęła się śmiać.
-Czemu się śmiejesz Ślicznotko?- Syriusz dopełnił jej radość zaczynając ją łaskotać.
-Syriusz skarbie proszę cię przestań. Bardzo cię proszę- a powiadają, że śmiech to zdrowie.
-Ale, co wywołało u ciebie tak radosną reakcję?- zapytała Kate.
-Po pierwsze: mama w końcu jest szczęśliwa, po drugie: rozbawiło mnie to, że mama wciąż ma nadzieję, że przestaniemy się kłócić. Po trzecie: jutro autorytet mojego braciszka spłonie na wolnym ogniu, po czw…- nie dokończyła…
-Ile masz jeszcze tych punktów?- …ponieważ Peter jej przerwał.
-To już ostatni. Po czwarte: cieszy mnie to, że on się wkurza, że mama znalazła sobie nowego faceta- i Czarna znowu zaczęła się śmiać. Tym razem jednak nie sama.
-Dziewczyny chodźmy już spać. Jutro będziemy zmęczone- powiedziała Lily podnosząc się z kanapy. Dziewczyny poszły za jej przykładem. Pożegnały się z nami i udały się do swojego dormitorim.
-My też już chodźmy- powiedział Luniek i poszedł w kierunku naszej graciarni zwanej potocznie dormitorium Huncwotów.
   Morfeusz bardzo szybko zabrał mnie do swojego królestwa.
-Lily?- usłyszałem swój głos.
-Słucham?- mój rudy anioł.
-Chodźmy na spacer- zaproponowałem.
-James ja muszę ci coś powiedzieć- zaczęła Lileńka.
-Co?- zdziwiłem się. Otworzyła buzię, a ja miałem zamiar wsłuchać się w jej melodyjny głos najlepiej jak umiałem, a zamiast tego… szkoda gadać.
-James! James! Wstawaj!- ale czy to nie jest również głos Rudej? Czy ja mam tylko zwidy? Oj źle ze mną, źle.
-James!!!- otworzyłem jedno oko, a zaraz potem drugie. Widziałem tylko rudą przestrzeń.- Masz okulary- kiedy nałożyłem szkła rozmazana ruda przestrzeń zmieniła się w rudo- kasztanowe włosy mojej ukochanej.
-Lil? A co ty tu robisz?- zdziwiłem się.
-Stoję i czekam aż szanowny pan ruszy swoje cztery litery i pomoże mi w namierzeniu Vincenta- złapała się pod boki i mówiła głosem godnym McGonagall.
-Ta jest pani psor!- zasalutowałem jak w wojsku.
-Po prostu ogarnij się- powiedziała i usiadła na moim łóżku. Ja natomiast szybko pozbierałem wszystko, co mi potrzebne i udałem się do łazienki. Natomiast tam przeklinałem w duchu moje cholerne sny. W końcu Lilcia to tylko moja przyjaciółka, a ja po raz kolejny mam sen z nią w roli głównej. Ja to mam coś nie halo z głową. Teraz dopiero się domyśliłeś? Cicho siedź nieznany mi głosie.
-Gotowy- wyszedłem z łazienki.- Możemy iść. Czekaj- pokazałem, aby stanęła koło drzwi.- HUNCWOCI!!! WSTAJEMY!!! KONIEC SPANIA!!! MAMY KOLEJNY PIĘKNY DZIEŃ!!!- to taka mała pobudeczka.
-Rogacz czy ciebie do końca porąbało?- Syriusz zerwał się jak na alarm.
 -Mnie? Nic mi nie jest- wyszczerzyłem zęby.
-No i po co budzisz ludzi o tej porze?- zapytał Łapcia.
-Plan. Pamiętasz?- zapytałem.
-To muszę się pospieszyć- powiedział Syri i w tempie ekspresowym się ubrał. Kiedy Remus i Peter przygotowywali się Lilka poszła po dziewczyny. Miały wyjść trochę wcześniej, my zaraz po nich. Zauważyłem, że Syriusz, pomimo, że się stara nie może ustać w jednym miejscu.
-Spoko stary. Wszystko jest pod kontrolą- starałem się go uspokoić. Godzina wpół do siódmej. Zaczynamy. Całą czwórką wyszliśmy z PW i ruszyliśmy ku WS. A tam zobaczyliśmy, kto miał pocałować Dorcas. Najprzystojniejszy chłopak. Z klas siódmych oczywiście.
-Hej słoneczko- powiedział i pocałował Czarną. Ona natomiast pierwszorzędnie udała zdziwioną. Syriusz zadrżał. Wiedziałem, że to część przedstawienia.
-Co to ma być?!- wykrzyknął podchodząc do Dorki i tego chłopaka.
-Sy-syriusz? To nie tak jak myślisz!- jak bym nie wiedział to nie wiem jak bym zareagował.
-A jak?!- świetny z niego Aktor.
-Nie wiem. Ale ja go nie znam!- mi się wydaje czy to łzy płyną po jej policzkach?
Prawie jak tu:



-Jak to mnie nie znasz? A jak mówiłaś, że mnie kochasz? Że zostawisz Backa i będziemy razem aż do samego końca? To już się dla ciebie nie liczy?- on do cholery jasnej jest przekonujący.
-Musiałeś sobie mnie z kimś pomylić idioto. JA CIĘ NIE ZNAM! Przeliterować?- a teraz zmiana emocji. Dorcas gra wkurzoną. Brawo, genialnie.
-Nie rozumiem, dlaczego mi nie powiedziałaś?- oczywiście Łapa nie był by Łapą gdyby nie wtrącił się do tej wymiany zdań. Popatrzyłem na zegarek. Śniadanie trwa jeszcze piętnaście minut. To przedstawienie nie jest już interesujące, bo ludzie są naprawdę głodni.
-Kończcie już. Jest już za piętnaście ósma- powiedziałem, a wszyscy, którzy nie byli w to zamieszani popatrzyli na mnie jak na matoła.
-Ale, dlaczego? To było takie ekscytujące- nie sądziłem, że pałeczkę przejmie Lily.- Fajnie czasem popatrzeć jak to nie my się kłócimy- uśmiechnęła się.
-O, co biega?- zapytał Vincent.
-O to, że bez podstawnie starasz się zrujnować związek Dorcas i Syriusza- wtrąciła się Ann.
-Czyli to było tylko przedstawienie? Ale jak to możliwe? Zmarnowałem tylko czas!- tłum zaczął szemrać. Ale my już tego nie słuchaliśmy tylko szybko poszliśmy na śniadanie modląc się w duchu o to abyśmy nie spóźnili się na OPCM.
***********************************************************************************
I tak właśnie kończy się kolejny rozdział na tym blogu.
Gabrysia M.