czwartek, 25 września 2014

13. Poświąteczne Déjà vu.



2.01.1977r. godz. 10.45
   -Ucz się dobrze córeczko!- tata ucałował mnie w policzek.
-I pamiętaj, że wszystko będzie dobrze- mama przytuliła mnie mocno. Pomimo, że nie powiedziała mi tego jasno, ale dobrze wiedziałam, że chodzi jej o mnie i Jamesa. Czułam, że mój żołądek zaciska się na samą myśl o nim. Wiem, że muszę z nim porozmawiać, ale Syriusz może okazać się lepszym ochroniarzem niż mogłoby się wydawać.
-Dobrze. Kocham was!- pomachałam rodzicom i przeszłam przez ścianę pomiędzy peronem 9, a 10. Znalazłam się na peronie 9 i ¾ i poczułam się swojsko. Wszyscy biegali po całym peronie i witali się z przyjaciółmi, których nie wiedzieli przez całe święta. Szukałam wzrokiem Dorcas, z którą postanowiłam się pogodzić. Niestety nie zauważyłam oprócz zbliżającej się do mnie Alicji.
-Cześć Lily!- przytuliła mnie na powitanie.
-Witaj Al. Gdzie są wszyscy?- zapytałam rozglądając się na boki.
-Są już w przedziale. Chodź- pociągnęła mnie za rękę.
-Nie sądzę abym była tam mile widziana- stwierdziłam, próbując się jej opierać.
-Spokojnie. Dorcas już prawie, że przeszła złość na ciebie, tylko po prostu ona i reszta Huncwotów pilnują Jamesa jak oka w głowie, żeby nie zrobił nic głupiego. Stwierdziła, więc, że skoro Rogacz na nic nie zwraca uwagi to możesz z nami usiąść- uśmiechnęła się do mnie i wepchnęła mnie do przedziału. Jak my tak szybko do niego doszłyśmy? Zagadała mnie zołza jedna.
-Apsik!- powitał mnie kaszel i kichanie… Jamesa.
-Zażyłeś rano leki, które zapisał ci uzdrowiciel?- zapytała go Dorcas.
-Tak. I nie musisz mnie o to pytać, co pięć minut. Albo za każdym razem jak kichnę- jego głos… Zmienił się. Jednak nie przez katar. Był podobny do tego tonu z piątej klasy… Znowu zaczynają się schody.
 ***
   Przed wigilią miałem sporo czasu do myślenia. Wydedukowałem, że w szóstej klasie zrobiłem z siebie mięczaka. Pokazałem za dużo mojej prawdziwej twarzy. Dlatego postanowiłem wrócić do bycia pełno wymiarowym Huncwotem. Więc po wigilii ja i Syriusz postanowiliśmy zorganizować bitwę na śnieżki. Tylko on, ja i Dorcas. Ale niestety ,przypadkiem’’ wpadłem do fontanny znajdującej się w ogrodzie i rozchorowałem się. A teraz nie dość, że pilnowali mnie wcześniej żebym nic sobie nie zrobił to w dodatku Dorcas pilnuje żebym zażył wszystkie leki. Co najmniej jak bym miał pięć lat. Umiem przecież o siebie zadbać!
   Drzwi do przedziału otworzyły się i Alicja wepchnęła Evans. A ja tak strasznie nie mogłem się powstrzymać…
-Apsik!- kichnąłem.
-Zażyłeś rano leki, które zapisał ci uzdrowiciel?- czy ta kobieta nigdy się nie poddaje?!!!
-Tak- powiedziałem. W święta zauważyłem, ze mój ironiczny ton głosu wrócił. Evans usiadła na jedynym wolnym miejscu- naprzeciwko mnie. W przedziale zapadła nieprzyjemna cisza.
-Wiecie, że Dumbeldore pisał do moich rodziców?- ciszę przerwała Ann.
-Dlaczego?- zdziwił się Lunatyk.
-Po to, żeby dowiedzieć się czy są pewni, co do wyjazdu Ann na wymianę- odpowiedziałem tak jak by to było oczywiste jeszcze zanim Ann zdążyła otworzyć buzię.
-Dzięki James- Ann odetchnęła z ulgą.
-Dlaczego dziękujesz Rogaczowi?- zdziwiła się Kate.
-Bo mi nie przeszło by to przez gardło- odpowiedziała jej Ann.
-Dorcas, czy możemy porozmawiać?- Evans zapytała Doruśkę.
-Jasne- dziewczyny wyszły na korytarz.
-Stary! Ty dziś wcale się nie patrzyłeś na Rudą!- Łapa siedzący obok mnie patrzył na mnie zdziwiony.
-Po, co mam na nią patrzyć? Przecież wiem jak wygląda- wzruszyłem ramionami.
-To już było trochę chamskie Rogaczu- odpowiedział Glizodogon.
-Co było chamskie?- do pomieszczenia weszły uśmiechnięte dziewczyny.
-Chcesz znać odpowiedź?- spojrzałem na moją siostrę wyzywającym wzrokiem.
-Chyba sobie podaruję- westchnęła Czarna. Wiedziałem, że rani ją to jak się zachowuje, ale zna mnie dobrze i wie, że tak właśnie postanowiłem odreagować po… po tym, co zrobiła Evans.
-No dobra ludzie! To, co robimy przez następne dwie godziny?- zapytał Łapa zacierając ręce.
-Nie wiem jak wy, ale ja muszę się przewietrzyć- stwierdziłem i wyszedłem na przedziału.
   Otworzyłem okno i wpatrywałem się w widoki za nim. Usłyszałem, że odsuwają się drzwi do naszego przedziału, a następnie ktoś zamyka je z trzaskiem. Nie musiałem odwracać głowy, żeby wiedzieć, kto.
-Musimy pogadać James- Evans podeszła do okna tak, że nawet, jeśli chciałbym jej nie wiedzieć to by mi się nie udało.
-Nic nie musimy Evans- odpowiedziałem tak lodowatym głosem, jakiego tylko umiałem użyć wobec niej.
-Ale ja chcę z tobą porozmawiać!- dotknęła mojej głowy i prze kierowała tak żebym patrzył jej w oczy. Puściła ją, ale ja pomimo to nadal patrzyłem jej w oczy.
-Proszę mów- powiedziałem to tak jakbym robił jej łaskę.
-Ja cię kocham! I nie całowałam Luisa. To on pocałował mnie! A ja byłam zaskoczona i… Przepraszam! Proszę wybacz mi!- w oczach stanęły jej łzy. Ja też nadal ją kocham, ale nie byłem w stanie jej tego wybaczyć. Wiedziałem, że patrząc jej w oczy będzie trudniej powiedzieć to, co miałem jej do powiedzenia. Próbowała złapać mnie za ręce, ale szybko schowałem je, do kieszeni. Wiedziałem, że reszta wszystko podgląda przez szybę i do tego momentu pewnie myśleli, że jej wybaczę, ale…
-Zraniłaś mnie. Złamałaś moje serce na miliony kawałków… Ono już nigdy nie będzie funkcjonowało tak samo. Nie jestem ci w stanie tego teraz wybaczyć. Najpierw muszę odnaleźć pogubione kawałki- odpowiedziałem patrząc w jej oczy. Z jej oczu kapały łzy. Wiedziałem, że ją ranię, ale nie mogłem powiedzieć nic innego.
-Powiedziałeś teraz. A co będzie potem?- zapytała dławiąc się łzami.
-Nie wiem, co będzie potem- odpowiedziałem i odwróciłem się z powrotem do okna. Lily weszła z powrotem do przedziału. Ale po chwili na korytarz wyszła kolejna osoba. I była nią moja kochana siostrzyczka.
-Ona cię przeprosiła! Wyjaśniła ci wszystko! A ty…- wydarła się na mnie.
-Nie zapominaj, że ostatnio twierdziłaś, że nie zdziwisz się, jeśli nie będę chciał jej wybaczyć!- zacząłem gestykulować.- I pilnowaliście mnie na każdym kroku, twierdząc, że będę się chciał zabić z jej powodu! Więc z łaski swojej nie rób mi teraz wyrzutów!
-To, że jesteś ode mnie starszy o pięć minut nie uprawnia cię do darcia się na mnie- odpowiedziała Dorcas spokojnie.
-Nie mam już ochoty rozmawiać- tym razem to ja pierwszy wszedłem do przedziału. Usiadłem na swoim miejscu, zamknąłem oczy i pogrążyłem się w głębokim śnie…
-Rogacz!!!- Łapa wydarł się tuż nad moim uchem.
-Co?- zapytałem zaspany.
-Zaraz będziemy w Hogsmade. Załóż szatę- powiedział do mnie. Otworzyłem oczy i założyłem szatę. Na dworcu złapaliśmy pierwszy powóz i wszyscy razem dojechaliśmy pod szkołę. W WS nie musieliśmy długo czekać na wszystkich. Wszyscy pojawili się bardzo szybko.
-Moi mili uczniowie!- wujek Albus stanął na podwyższeniu, aby wygłosić przemówienie.- Cieszę się, że widzę was w semestrze! Wypoczętych i gotowych do dalszej nauki. I na tym kończyłbym przemowę, ale jednak zanim pozwolę zapełnić wasze puste brzuchy ogłoszę uczniów, którzy wyjadą na wymianę i jacy uczniowie zastąpią ich przez luty i marzec. Z  Hufflepuffu wyjeżdża pan Mike Strong, a na jego miejsce przyjeżdża Nathaniel Bessettet. Z Ravenclawu wyjeżdża również pan Travis Old, a za niego przyjedzie pan Loui Lacroix. Slytherin na dwa miesiące opuści panna Narcyza Black, a za nią odwiedzi nas panna Olivia Kselash. Natomiast Gryffindor na dwa miesiące zostawi panna Ann Wisborn, a na jej miejsce powitamy pannę Charlotte Lshandt. Kiedy zjecie udajcie się do swoich dormitorów. Dziękuję za uwagę i życzę smacznego- dyrektor usiadł przy stole nauczycielskim.
Przy ostatnim nazwisku totalnie mnie zatkało.
-Halo!!! Rogacz!- nie zwróciłem uwagi na rękę machającą mi przed oczami.- Roguś!!!- KTO ŚMIE TAK BEZCZELNIE SKRACAĆ MÓJ PSEUDONIM?!!!
-Czego Łapciu?!- odezwałem się.
-Czemu cię tak zmroziło?- zapytał zaciekawiony Remus.
-Jeśli się nie mylę to Charlotta, która przyjedzie tu za Ann to dziewczyna, którą poznałem na wakacjach jak moi rodzice jeszcze żyli. Potem jeszcze czasem ze sobą korespondowaliśmy, ale cztery lata temu totalnie straciliśmy ze sobą kontakt- wyjaśniłem mu.
-Stara znajoma?- Łapa mówiąc to zabawnie poruszył brwiami.
-Dokładnie- wepchałem sobie do buzi łyżkę z zupą do buzi.
-Stara miłość nie rdzewieje. Jeśli wiesz, co mam na myśli- dźgnął mnie łokciem między żebrami.
-Łapo, nie zrozumieliśmy się przy pojęciu ,,znajoma’’- stwierdziłem patrząc kątem oka na Dorcas.- Co?- zapytałem wkurzony tym jej ciągłym obserwowaniem mnie.
-Nie zatrułeś sobie tego jedzenia?- zapytała patrząc na mnie uważnie.
-Gdybym chciał się zabić już dawno byście mnie pogrzebali.
-A ta twoja znajoma… To ładna jest?- zapytała Kate. Wiedziałem, że zezuje na Evans.
-Nie wiedziałem jej 10 lat. Nie wiem czy jest ładna- odpowiedziałem.
-Ja już się najadłam- stwierdziła Ann.
-No to my już pójdziemy- dziewczyny wstały od stołu. My jeszcze jedliśmy, ale nawet gdybyśmy już skończyli musielibyśmy czekać na Petera.
-Chyba się już najadłem- stwierdził Glizdogon po dziesięciu minutach.
-Chyba?- Lunatyk dobrze znał odpowiedź Glizdka, ale cóż zrobić?
-Chodźmy już stąd- powiedział Łapa wstając od stołu.
Wyszliśmy z Sali nie śpiesząc się.
 ***
   Leżałam w łóżku. Nie mogłam jednak zasnąć. Ciągle myślałam o Jamesie.
-Lily?- usłyszałam głos Dorcas.
-Co?- zapytałam.
-Co powiedział ci James w pociągu?- zapytała za nią Alicja.
- Powiedział, że cytuję: ,, Zraniłaś mnie. Złamałaś moje serce na miliony kawałków… Ono już nigdy nie będzie funkcjonowało tak samo. Nie jestem ci w stanie tego teraz wybaczyć. Najpierw muszę odnaleźć pogubione kawałki’’. A kiedy zapytałam, co będzie potem, odpowiedział, że nie wie- pociągnęłam nosem.
-I, co teraz?- zapytała Kate.
-Zupełnie nie wiem- westchnęłam.
-A ja mam pomysł- stwierdziła Czarna. Wszystkie jak na komendę podniosły głowy z poduszek. Dorcas podeszła na moje łóżko, a za nią reszta dziewczyny.
-No, więc chodzi o to…
 ***
I mamy nowy post!!!
Wszyscy cieszmy się i radujmy!
A teraz na serio:
Post dedykuję: Paulli K. i Pannie Zgredkowej!!!
Mam nadzieję, że tyle wam wystarczy, bo nie liczyłabym szybko na coś nowego…
Gabrysia M.

sobota, 6 września 2014

12. ,,Życie toczy się dalej...''

20.12.1976, godz. 12.00- 4 dni do Wigilii
   -Nareszcie wolne. W końcu zobaczę tatę- ucieszyła się Alicja.- No i Samuela oczywiście.
-Ty masz dobrze. Petunia powiedziała rodzicom, że po jej ślubie z Vernonem, który będzie w lipcu chcą zamieszkać u nas. Więc pewnie nie będę mile widziana w domu- westchnęła Lilka.
-Jak coś to zawsze możesz przyjechać do mnie- szepnąłem jej na ucho.
-Hmmm… Może skorzystam z zaproszenia- odszepnęła.
-Rogacz! Wsiadajcie, bo ostatni powóz odjedzie bez was!- wołał Łapa. Razem z Lily pobiegliśmy do powozu i wskoczyliśmy w ostatniej chwili.
Na peronie 9 i ¾ :
-Jimmy, chodź ze mną. Zapoznam cię z moimi rodzicami- Lily pociągnęła mnie w stronę swoich rodziców.
-Mamo, tato to jest mój chłopak James. James to są moi rodzice- przedstawiła mnie swoim rodzicom.
-Miło mi państwa poznać- pocałowałem mamę Lily wręką, a podem powitałem pana Evansa.
-Nam również jest miło cię poznać Jamesie- pani Evans dźgnęła męża łokciem w żebro tak aby odpowiedział twierdząco.
-Rogacz!!!- usłyszałem wołanie Łapy.
-Przepraszam, ale muszę już iść. Do widzenia, pa Liluś- pocałowałem Lily w policzek. Podszedłem do Johna, Łapy i Dori.
-Pozwoliłeś mieszkać swojemu przyjacielowi w naszym domu?- zapytał John, kiedy do nich podszedłem.
-Tak, masz z tym jakiś problem? A jeśli masz to równie dobrze możesz wyprowadzić się z domu, bo nie było cię wtedy, kiedy byłeś potrzebny- stanąłem z nim twarzą w twarz.
-Chodzi mi tylko o to, że mnie nie poinformowałeś. Nie musisz się od razu denerwować- John uspokajał mnie.
-Niech ci będzie- powiedziałem.- No to, co? Do domu?- podszedłem do kominka.- Willa Godryka!- krzyknąłem po chwili pojawiłem się w moim domu.
Zaraz za mną pojawiła się Dorcas, a po niej Syriusz i na samym końcu John.
-Kolacja!!!- usłyszeliśmy z kuchni. Kiedy tam dotarliśmy okazało się, że Clarie przygotowała zapiekankę. Wszyscy usiedliśmy przy stole. Clarie każdemu z nas nałożyła kopiasty talerz. Zabraliśmy się do jedzenia.
-Bardzo dobre- pochwaliła Dorcas.- Przepraszam cię, ale jednak James robi lepszą- dodała po sekundzie zastanowienia.
-To malutki Jimmuś umie gotować?- John powiedział tonem słodkiego trzylatka.
-Nie karz mi żałować, że cię wyleczyłem. Zapamiętaj, że w każdej chwili możesz wrócić do Munga- chyba to pożegnanie z Lily niezbyt dobrze wpływa na mój dzisiejszy humor.
-Nie denerwuj się tak- John podniósł ręce w geście poddania.
-Jestem zmęczony, idę spać- wstałem od stołu i udałem się do mojego pokoju. Położyłem się, chociaż było jeszcze wcześnie.

22.12.1976, godz. 10.30- 2 dni do Wigilii
   -Lily skarbie, masz gościa- do mojego pokoju weszła mama.
-Już idę- odłożyłam książkę. Zeszłam do salonu, myśląc, że to James do mnie przyszedł. Ale jednak nie.. Moim gościem był Luis. Mój przyjaciel z czasów dzieciństwa.
-Lily!!! Lata cię nie widziałem!- rozłożył ręce chcąc mnie przytulić.
-Z tego, co pamiętam to 10 lat temu wyjechałeś do Denver- zamiast rzucić mu się w ramiona podałam mu rękę. Zdziwiony przywitał się ze mną oficjalnie.
-Moja babcia zachorowała. Wróciliśmy żeby przy niej być- powiedział.- A ja chciałem zabrać cię na spacer.
-No to chodźmy- założyłam sweter, kurtkę, buty szalik i wyszłam przed dom.- To może chodźmy do parku?- zaproponowałam i ruszyłam.
-Jasne- Luis zdziwiony poszedł za mną.

22.12.1976, 11.45- 2 dni do Wigilii
   -James, co ty robisz?- Dorcas po raz piąty pytała mnie o to samo, ale się jej nie dziwię, bo w końcu ani razu jej nie odpowiedziałem.
-Chcę zrobić niespodziankę Lily. Mam zamiar zabrać ją na obiad- wyjaśniłem w końcu.
-To wyjaśnia, dlaczego się tak ubrałeś, ale, po co ci galeony? W mugolskiej restauracji nimi nie zapłacisz- pouczyła mnie.
-Ale ja nie zabieram jej do mugolskiej restauracji. No dobra. Jestem gotowy- powiedziałem i wyszedłem z pokoju.- Ja wychodzę- założyłem kurtkę i wyszedłem z domu.
   Kiedy przechodziłem koło magicznej kwiaciarni stwierdziłem, że nie mam nic dla Lilusi. Wszedłem, więc.
-O, witaj Jamesie. Jakie kwiaty tym razem?- zapytała kwiaciarka.
-Te, co zwykle - powiedziałem.
-Dwa galeony- kwiaciarka podała mi lilię.
-Ale czy 4 lilie nie kosztują cztery galeony?- zdziwiłem się.
-Dla stałych klientów mam świąteczną zniżkę- kwiaciarka popatrzyła na mnie znad okularów. Pomimo to wyglądała milej niż profesor McGonagall.
-Do widzenia- pożegnałem się. Kiedy wyszedłem z kwiaciarni różdżką wezwałem Błędnego Rycerza.
-Gzie jedziemy?- zapytał kierowca.
-Pet Drive 4- powiedziałem. W ekspresowym tempie dotarliśmy do celu. Wysiadłem z autobusu i zobaczyłem jak jakiś chłopak całuje Lily. To, to nie możliwe. Jak mogła mi to zrobić?
-Lily?- zapytałem. Mój głos brzmi dziwnie. Kwiaty z cichym szelestem opadły na pokryty śniegiem chodnik. Lily przerwała pocałunek.
-James?- zdziwiła się.
-Dlaczego?- tylko tyle byłem w stanie powiedzieć.
-To nie tak jak myślisz! James…- ale ja już nie słuchałem. Po prostu odwróciłem się i odszedłem.

22.12.1976, 12.00- 2 dni do Wigilii
   -Dlaczego to zrobiłeś?!- oczy zaszły mi łzami. Luis wyglądał na zdziwionego.
-Myślałem… myślałem, że- jąkał się.
-Wiesz, co?! Jednak gówno obchodzi mnie, co myślałeś!- uderzyłam go. Drzwi do domu otwarły się, a w nich stanął tata.
-Co się dzieje?- zapytał.
-Luis mnie pocałował! A James to widział! I teraz pewnie nie chce mnie znać!- rozpłakałam się na dobre. Tata przytulił mnie.
-Masz tu już nie wracać chłopcze- tata ,,pożegnał Luisa, a mnie zaciągnął do domu. Automatycznie rozebrałam się i poszłam do pokoju, aby tam wylać morze łez.

22.12.1976, 12.30- 2 dni do Wigilii
   Zrezygnowany wszedłem do domu.
-Co się stało? Dlaczego już wróciłeś? I to w dodatku z taką miną?- Dorcas z Syriuszem pytali na przemian.
-Całowała się z kimś- powiedziałem i otępiały poszedłem do swojego pokoju i zamknąłem się w nim tak, aby nikt nie mógł otworzyć go. Nawet za pomocą magii.
-Idę do niej. A ty dowiedz się czegoś od niego- usłyszałem jeszcze głos Dorcas, a potem charakterystyczny odgłos płomieni.

22.12.1976, 12.35- 2 dni do Wigilii
   -Witam!- pojawiłam się w salonie Evansów wściekła jak osa.
-Dorcas Meadowes? A co ty tu robisz? Mama pozwoliła ci przyjść do nas dwa dni przed Wigilią?- zdziwił się pan Evans.
-Zadziwię pana! Okazało się, że jestem siostrą bliźniaczką Jamesa! Nazywam się Dorcas Potter, a co za tym idzie nie mam rodziców i chcę się dowiedzieć, dlaczego mój brat zamknął się w pokoju i wygląda jak zombie!- mówiłam wściekła.
-To Luis pocałował Lily, a ona jest zdruzgotana, więc to chyba nie jest dobry moment na rozmowę z nią- do salonu weszła pani Evans.
-Dobry będzie jak mój brat postanowi się zabić, bo miłość jego życia całowała innego chłopaka?! Powinna pani wiedzieć, że mój brat ma nie wyobrażalnie wielką moc! On może być nie bezpieczny nawet dla siebie!- dopiero teraz dotarło do mnie co może zrobić Rogacz.
-Dorcas, nie denerwuj się proszę- pan Evans chciał mnie uspokoić.
-Nie! Muszę porozmawiać z Lilką!- pobiegłam do pokoju Rudej i wtargnęłam nie pukając.
-Dorcas?- Lily mówiła zachrypniętym głosem, a jej twarz była czerwona od płaczu.
-Dokładnie! Kiedy tu się pojawiłam miałam inny cel, ale teraz chcę ci tylko powiedzieć, że jeśli James coś sobie zrobi, albo nie wiem co innego to będzie to tylko i wyłącznie twoja wina! Może i mi przejdzie, może reszta Huncwotów, John i Clarie jak się dowiedzą to po pewnym czasie ci wybaczą, ale nie zdziwię się jeśli James nie będzie chciał cię znać! To by było ta tyle!!!- zdenerwowana wyszłam z jej pokoju i do domu wróciłam Siecią Fiut.
-I co?- Syriusz zapytał mnie, kiedy tylko się pojawiłam.
-Jej rodzice twierdzą, że to ten chłopak pocałował ją- kiedy znalazłam się przy Syriuszu cała złość ulatywała ze mnie.
-A ona, co myśli?
-Mam to gdzieś- przytuliłam się do Łapy.

24.12.1976, 18.30- Wigilia
   -James! Zejdź na kolację-usłyszałem wołanie Clarie. Wiem, że się o mnie martwią, ale dam sobie radę. Po prostu kończę z Lily.
Życie toczy się dalej, a ja muszę z niego korzystać.
***********************************************************************************
No to się popisałam.
Oczywiście post pojawi się za niedługo, ale jak na razie to musi wam wystarczyć.
Gabrysia M.