czwartek, 27 listopada 2014

16.Narada Huncwocka, a co dalej?

   Zmęczony, zaspany, leń- tylko tak określilibyście mnie w tym momencie. Wstałem z łóżka i już wiedziałem, że mam podkrążone oczy. Wczoraj Szarlotka siedziała w naszym pokoju 12 godzin. Nie wychodziła nigdzie. Płakała i płakała. A my- Huncwoci- pocieszaliśmy ją, a kiedy o 11.30 (w nocy) stwierdziła, że pójdzie do pokoju, bo już nadużyła naszej gościnności, padliśmy na łóżka i zasnęliśmy natychmiast.
   Szybko wykonałem czynności odświeżające i wyszedłem z łazienki.
-Syriusz, wstawaj- powiedziałem podchodząc do łóżka przyjaciela.
-Która godzina?- usłyszałem zaspany głos Łapy.
-6.30- stwierdziłem zerkając na budzik. Odpowiedział mi tylko jęk, który oznaczał pewnie ,,Daj spać debilu!’’.
-Wstawaj!- potrząsnąłem nim.- Narada Huncwocka*- jego oczy momentalnie się otworzyły.
-O której?- zapytał wstając.
-Od 7.00 do tej, do której będziemy musieli- odpowiedziałem.
-Budź chłopaków. Ja zaraz będę gotowy- pognał do łazienki, a ja obudziłem Glizdogona i Lunatyka, którzy szybko wykonali poranne czynności i o 7.00 byli gotowi.
-Masz ważny powód żeby zwoływać Naradę, bo to ty wymyśliłeś zasadę…- zaczął Lunio.
-Wiem o tym- warknąłem.- TO jest ważne.
-Chodzi o Charlottę?- zapytał Łapa.
-Po prostu nie rozumiem dlaczego Dorcas i reszta dziewczyn tak ją wczoraj potraktowały- odparowałem.
-Rogaczu. Żadnemu z nas się nie podoba to, że Charlotta, którą znałeś zaledwie tydzień i to dawno temu jest ważniejsza niż Lily- wyjaśnił Lunatyk.
-A, CO MA DO TEGO LILKA?!- krzyknąłem wściekły nie zdając sobie sprawy z tego, że po raz pierwszy od półtora miesiąca nazwałem Evans po imieniu.
-Uspokuj się- syknął Syriusz zaskoczony moim wybuchem.- Dobrze wiesz, że i tak ci pomożemy.- Tylko nie oczekuj od nas zbyt wiele- ostrzegł.
-No więc, to mój plan…
 ***
   ,,A co ma do tego Lilka?!’’ cały czas latały mi po głowie słowa, które usłyszałam przed chwilą. Był to niewątpliwie głos Jamesa.
-Jak myślicie, o co chodziło?- zapytałam dziewczyn.
-A jak myślisz?- Dorcas wskazała głową na Charlottę, która wyszła z łazienki.
-Hmmm…. Zgadzam się z tobą w zupełności- stwierdziłam.
-Gdzie byłaś wczoraj?- zapytała Kate, która pomimo tego, że ustalałyśmy, że nie będziemy się z nią zadawać stwierdziła, że będzie jednak miła.
-U Huncwotów- powiedziała od niechcenia, pakując książki do torby.
-Ty ich nawet nie znasz- wypaliła Czarna. Po jej minie łatwo było stwierdzić, że w środku się gotuje z wściekłości.
-Znam Jamesa- odpowiedziała szukając czegoś w swoim kufrze.
-Nie wierzę w to- wymknęło mi się. Wcale nie chciałam tego powiedzieć.
-Znam go, nawet jeśli myślicie, że tak nie jest- stwierdziła patrząc nam w oczy, a potem po prostu sobie wyszła z dormitorium.
-Ona jest bezczelna- stwierdziła Alicja.
-Wiecie… Może lepiej zapytamy o to chłopaków? Coś mi mówi, że ona wie o Rogaczu znacznie więcej niż my- stwierdziła Kate.
-Nieważne- stwierdziłam.- Chodźmy już na śniadanie.
 ***
   Wyszłam z dormitorium i przez portret, przez, który wychodzili wszyscy inni. A potem ruszyłam z prądem. Miałam nadzieję, że wszyscy ci ludzie idą na śniadanie, bo nie chciałam się zgubić, a w moim przypadku to bardzo prawdopodobne. Podczas drogi zatopiłam się w myślach. Dlaczego one nienawidzą mnie za to, że znam Jamesa? Nie wiem co się wydarzyło zanim przyjechałam i nie interesuję się tym, bo to nie moja sprawa. Lubię Jamesa, ale nie w ten sposób, w jaki one myślą. On jest moim przyjacielem. Tylko on zna całą prawdę o mnie, a znam całą prawdę o nim. Nawet gdybym była w nim zakochana to i tak nic by to nie zmieniło. W końcu on patrzy w Lily jak w obrazek. Po prostu ma teraz problem, co zrobić. Z tego, co zrozumiałam z wczorajszej rozmowy Huncwotów, to Lilka bardzo go zawiodła. To nie ode mnie zależy, co on postanowi.
-Uważaj jak łazisz- warknął ktoś przede mną.
-Przepraszam- szepnęłam wystraszona. Okazało się, że byłam tak zatopiona w myślach, że nie zauważyłam, że w padłam na jakiegoś chłopaka.
-Och… To ty jesteś ta z wymiany?- zapytał odwracając się.
-Tak- spojrzałam mu w oczy. Były koloru złota. Jego twarz wyglądała na miłą.
-Mam na imię Mihael- przedstawił mi się.
-Ja jestem Charlotta- wymamrotałam.
-Trafiłaś do domu lwa, co?- pokiwałam głową na znak, że to prawda.- Też chciałem tam trafić, ale nie wyszło na moje i od siedmiu lat jestem Puchonem- uśmiechnął się do mnie.
-Pasuje ci do oczu- palnęłam nie myśląc.
-Co?- zapytał zdziwiony.
-To znaczy… eee… chciałam powiedzieć, że kolor waszych kapturów pasuje do twoich oczu- poczułam jak palą mnie policzki.
-Dziękuję- uśmiechnął się do mnie.- Idziesz do Wielkiej Sali?
-Tak.
-Chodź, zaprowadzę cię, będzie łatwiej ci trafić, a przez ten czas możemy porozmawiać- stwierdził. Ruszyliśmy dalej.- Dlaczego nie trzymasz się z resztą dziewczyn z twojego dormitorium?- zapytał.
-Nie lubią mnie- popatrzył na mnie sceptycznie.- Dlatego, że przyjaźnię się z Jamesem- wyjaśniłam.
-To wszystko wyjaśnia- stwierdził.
-Wytłumaczysz mi?- zapytałam, a on wyczuł w moim głosie pytającą nutę. Nie zapytał jednak o nic tylko zaczął mówić.
-Chodzi o to, że Potter długo zabiegał o względy Lily. I wiesz… na balu Haloween’owym zrobili takie ogromne BUM! Weszli na salę trzymając się za ręce i widać było, że są w sobie zakochani. A jak wrócili po świętach to już tak nie było. Następnego dnia po powrocie Evans zaczęła zadawać pytania Porterowi tak samo jak on to robił jej. Tylko, że zmieniła nazwisko ze swojego na jego. No i potem przyjechałaś ty, wiesz może ich zdaniem jesteś zagrożeniem- wzruszył ramionami.
-James to tylko mój przyjaciel- powiedziałam dla wyjaśnienia, ale stwierdziłam, że tłumaczenie się chłopakowi, którego znam tylko pięć minut nie jest zbyt dobre.
-Mihael! Co to za dziewczyna?- podeszła do nas wysoka dziewczyna.
-To Charlotta. Wpadła na mnie jak tu szedłem, postanowiłem ją odprowadzić, żeby już na nikogo więcej nie wpadła- powiedział Mihael.
-Och… Ja jestem Stefanie, jestem jego dziewczyną- wyciągając do mnie rękę i uśmiechając się szeroko.
-Miło mi- uśmiechnęłam się słabo.- Dzięki za pomoc- zwróciłam się do Mihaela. Pójdę już do mojego stolika. Do zobaczenia!- pomachałam im na pożegnanie i oddaliłam się szybko.
 ***
   -O Szarlotka. Cześć. Sama tu dotarłaś?- zapytałem siadając na moim miejscu w WS.
-Pomógł mi Mihael- powiedziała.
-Kto?- zapytał zdziwiony Remus.
-Taki Krukom z siódmego roku- wyjaśniła.
-Aaaaa, no to już wiem. To prefekt naczelny- wyjaśnił Remus widząc nasz zdziwiony wzrok.
-To możliwe… Nie znam się na organach prawnych naszej szkoły- powiedziałem.
-Nie znasz?- Łapa spojrzał na mnie.
-Może trochę się znam- przyznałem.
-Dziewczyny idą- powiedział szybko Glizdogon.
-Hej!- przywitały się dziewczyny.
-Cześć- odpowiedziałem. Chyba nie muszę tłumaczyć, że chłopaki przywitali się ze swoimi dziewczynami w trochę bardziej namiętny sposób?
-Była już poczta?- zapytała Lily.
-Nie- odpowiedziałem, przypominając, że to nie koniecznie musiało być do mnie.- Lotta, byłaś przed nami. Była poczta?
-Po, co mnie o to pytasz, przecież sam to dobrze wiesz- powiedziała zapamiętale smarując swojego tosta.
-O wilku mowa- Alicja wskazała na sowy wlatujące do WS.
-O to do mnie- uśmiechnęła się Szarlotka.
-Prorok jest mój- powiedział Łapa płacąc sowie.
-A to do mnie- zdziwiłeś się widząc sowę, która siada naprzeciwko mnie. Odebrałem list i otworzyłem go szybko.

Londyn, 1.02.1977r
Jimmy!
   Chciałbym się z tobą dziś spotkać, profesor Dumbeldor o tym wie. Ale to od ciebie zależy czy pojawisz się w jego gabinecie. Ta rozmowa jest ważna i POUFNA. A to znaczy, że nie możesz powiedzieć tego nikomu. Ani Dorcas, ani swoim przyjaciołom. Jeśli chcesz to bądź w gabinecie dyrektora o 17.00. I może znajdź sobie jakąś wymówkę?

Do zobaczenia:
John
PS: Sowa jest pożyczona.

-Kto pisze?- zapytał Lunatyk.
-Eeee…- przypomniałem sobie, że nie mogę nikomu o tym opowiedzieć.
-Kto pisze?- powtórzył Lunatyk wyraźniej myśląc pewnie, że go nie zrozumiałem.- Nie znamy tej sowy.
-Ech… To nic nie warta ulotka- skłamałem gładko. W końcu robiłem to od dziecka.
-Najadłem się już, chodźmy na lekcję- wszyscy spojrzeliśmy na Glizdogona, który spurpurowiał od razu..
-Zgadzam się. Chodźmy już- wstałem od stołu, a za moim przykładem poszli wszyscy.
-Jaka jest teraz lekcja?- zapytała Charlotta. Oczywiście nikogo szczególnego, ale nikt nie kwapił się odpowiedzieć.
-OPCM. Nie masz planu lekcji?- zdziwiłem się.
-Gdzieś tam mam- na jej twarzy zakwitły wielkie rumieńce.
-Mamy teraz dwie lekcje OPCM- u, potem Zielarstwo, obiad i Transmutację- Lunatyk zrównał się z nami.
-Lubisz OPCM?- zapytała Lunatyka.
-Jak każdy Huncwot- uśmiechnął się, ale najwyraźniej nie miał ochoty z nią dalej rozmawiać, bo odszedł na bok.
-Jak myślisz gdzie będę siedzieć?- zwróciła się do mnie.
-Pewnie przede mną i Syriuszem, bo tylko tam jest wolne miejsce- stwierdziłem.
-No dobra- kiedy to powiedziała zadzwonił dzwonek na lekcje.
-Wszyscy na miejsca!- zawołał nauczyciel, kiedy weszliśmy do klasy.- Na dzisiejszych zajęciach poćwiczymy zaklęcie Patronusa. Najpierw opowiem wam trochę teorii, a potem będziemy ćwiczyć…- nauczyciel zaczął wykład, ale po co mam o tym słuchać skoro to wiem?
-Syriusz- szepnąłem do przyjaciela.
-Co?- odszepnął.
-Nudzę się…- powiedziałem.
-Mam plan, ale możemy go zrealizować dopiero na obiedzie- uśmiechnął się Łapa.
-Może pan Potter nam zaprezentuje swoje umiejętności skoro nie ma ochoty słuchać wykładu.
-Jasne panie profesorze, a mam „ zaprezentować swoje umiejętności” na środku czy z tego miejsca?- zapytałem z miną niewiniątka.
-Ze środka- profesor uśmiechnął się szyderczo. Wyszedłem na środek i wyciągnąłem przed siebie różdżkę.
-Czekamy panie Potter- powiedział psor. Jak się popisywać to na całego. Wypowiedziałem zaklęcie niewerbalnie i z mojej różdżki wypłynął jeleń. Spojrzałem na klasę. Jeśli nigdy nie widzieliście zdziwionych Śizgonów, to powinniście tu być, bo to jest niesamowite.
-Miałem odjąć punkty, a muszę je dodać. 30 punktów dla Gryffindoru- powiedział nadal zdziwiony profesor.
-JEST!!!!- krzyknęła cała grupa naszego domu.
   Przez następne półtorej godziny wszyscy ćwiczyli zaklęcie patronusa. Nauczyciel wymyślił, że powinni spróbować. A jak mobilizował do tego Ślizgonów? ,,Potter umie, a wy nie?!’’ Ciekawe, co sobie myślała profesor McGonagall, która pewnie wszystko słyszała, bo miała lekcje obok.
   Po OPCM wszyscy wyszliśmy na błonia. Śnieg nadal pokrywał je całe, ale do szklarni zrobiono ścieżki, żebyśmy nie mieli problemu z dotarciem.
-Witajcie moi kochani. Dziś będziemy rozmawiać na temat…- nawet nie zapamiętałem o czym będzie ta lekcja.
Jeśli mam być szczery to zapomnieliśmy z Syriuszem też o tym kawale na obiad i o eseju na transmutację też zapomniałem. Czy wy wiecie jak trudno jest przebiec 1000 schodów 2 razy w 10 minut? Nie? To macie szczęście.
   A teraz czas wcielić w życie mój plan, który przedstawiłem chłopakom na Naradzie. Szturchnąłem Łapę. Dziewczyny były w swoim dormitorium. Tylko Charlotta siedziała z nami.
-Lotta. Chodź ze mną. Pokażę ci takie jedno niezwykłe miejsce.
-No dobra- podnieśliśmy się ze swoich miejsc, zostawiając chłopaków samych.
-To tu- stanąłem przed pustą ścianą.
-Chciałeś mi pokazać ścienę?- zdziwiła się.
-Nie- zaśmiałem się. Przeszedłem wzdłuż ściany trzy razy. Przede mną pojawiły się drzwi.- To chciałem ci pokazać- powiedziałem otwierając drzwi i wpuszczając ją do środka, ja wszedłem za nią.
-Tu jest jak nad morzem, tam gdzie się poznaliśmy- westchnęła zachwycona.
-To Pokój Życzeń, sprawi, że znajdujesz się w miejscu, w którym chcesz być- wyjaśniłem jej.
-Dlaczego akurat morze?- zapytała.
-Stwierdziłem, że łatwiej będzie ci się wygadać- powiedziałem siadając na piasku, Szarlotka usiadła obok mnie i zaczęła opowiadać o tym, co powiedziały jej dziewczyny o dzisiejszym spotkaniu z Mihaelem o liście od rodziców. Dosłownie o wszystkim.
-Dziewczyny uważają mnie za zagrożenie, bo myślą, że mi się podobasz, prawda?- zapytała na koniec.
-A podobam?- spojrzałem na nią z podniesionymi brwiami.
-Nie- odpowiedziała poważnie.
-No to nie masz się, czym martwić- uśmiechnąłem się.- Zapomniałem, że tu czas leci szybciej!- przede mną pojawił się zegarek. 16.50 widniało na tarczy jak byk.- Muszę już iść. Ale jeśli chcesz to możesz tu jeszcze posiedzieć. Pokój da ci, o co tylko poprosisz.
-Okay- uśmiechnęła się do mnie. To właśnie w niej lubię. Nigdy nie pyta mnie o moje prywatne sprawy, ale kiedy muszę się wygadać, zawsze słucha.
-Do później!- pomachałem jej na pożegnanie i wybiegłem z pokoju.
 ***
TROCHĘ WCZEŚNIEJ.

   -Idziemy do nich?- zapytałem chłopaków.
-Jasne, że idziemy Syriuszu. Rogacz nas o to prosił- pouczył mnie Lunatyk.
-No dobra- podnieśliśmy się z kanapy i ruszyliśmy do dormitorium dziewczyn (oczywiście wcześniej zamrażając schody). Zapukaliśmy tak jak wymagała kultura.
-Proszę- usłyszeliśmy głos Doruni.
-Cześć dziewczynki- zawołałem wchodząc do pokoju.
-Gdzie James?- zapytała na powitanie Ruda.
-Poszedł pogadać z Charlottą, a nam przypadł zaszczyt rozmowy z wami- wyjaśniłem.
-To w  sumie nawet dobrze, że go nie ma. Musimy z wami pogadać- zaczęła Dorcas.- O czym gadaliście, kiedy Rogacz tak wrzasnął rano?- wymieniłem spojrzenia z resztą chłopaków.
-Nie możemy wam o tym powiedzieć, bo to tajne. Ale wiemy tylko, że powinniście być miłe dla Charlotty- powiedział Peter na jednym wydechu.
-CO?!- zdziwiła się Alicja.
-Jeśli będziecie się tak zachowywać to, do kogo ona będzie szła po pocieszenie? Oczywiście do Jamesa. A tego właśnie nie chcecie- wyjaśnił Remus.
-Rozumiecie?- zapytałem.
-No…- powiedziały wszystkie.
-To świetnie- uśmiechnąłem się.
-Chcę się jeszcze dowiedzieć… Rano Charlotta powiedziała, że ona dobrze zna Jamesa, może nawet lepiej niż my. To może być prawda?- zapytała Kate.
-W sumie… Nie wiem. Tego już musicie dowiedzieć się same- powiedziałem uśmiechając się szelmowsko.
 ***
*to tajne spotkanie, w którym może uczestniczyć tylko Huncwot- wymyślone przez autorkę na potrzeby bloga. 

Czy wy widzicie, jaki długi post napisałam?
To do mnie nie podobne.
Więc mam nadzieję, że się podoba :D.
Ten post dedykuję: wszystkim Huncwotom tego świata.
Do napisania.
Gabrysia M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze mile widziane. Chciałabym wiedzieć co sądzicie o moim blogu. Więc zapraszam do ich pisania