Zmęczony, zaspany,
leń- tylko tak określilibyście mnie w tym momencie. Wstałem z łóżka i już
wiedziałem, że mam podkrążone oczy. Wczoraj Szarlotka siedziała w naszym pokoju
12 godzin. Nie wychodziła nigdzie. Płakała i płakała. A my- Huncwoci-
pocieszaliśmy ją, a kiedy o 11.30 (w nocy) stwierdziła, że pójdzie do pokoju,
bo już nadużyła naszej gościnności, padliśmy na łóżka i zasnęliśmy natychmiast.
Szybko wykonałem
czynności odświeżające i wyszedłem z łazienki.
-Syriusz, wstawaj- powiedziałem podchodząc do łóżka
przyjaciela.
-Która godzina?- usłyszałem zaspany głos Łapy.
-6.30- stwierdziłem zerkając na budzik. Odpowiedział mi
tylko jęk, który oznaczał pewnie ,,Daj
spać debilu!’’.
-Wstawaj!- potrząsnąłem nim.- Narada Huncwocka*- jego oczy
momentalnie się otworzyły.
-O której?- zapytał wstając.
-Od 7.00 do tej, do której będziemy musieli- odpowiedziałem.
-Budź chłopaków. Ja zaraz będę gotowy- pognał do łazienki, a
ja obudziłem Glizdogona i Lunatyka, którzy szybko wykonali poranne czynności i
o 7.00 byli gotowi.
-Masz ważny powód żeby zwoływać Naradę, bo to ty wymyśliłeś
zasadę…- zaczął Lunio.
-Wiem o tym- warknąłem.- TO jest ważne.
-Chodzi o Charlottę?- zapytał Łapa.
-Po prostu nie rozumiem dlaczego Dorcas i reszta dziewczyn
tak ją wczoraj potraktowały- odparowałem.
-Rogaczu. Żadnemu z nas się nie podoba to, że Charlotta, którą
znałeś zaledwie tydzień i to dawno temu jest ważniejsza niż Lily- wyjaśnił
Lunatyk.
-A, CO MA DO TEGO LILKA?!- krzyknąłem wściekły nie zdając
sobie sprawy z tego, że po raz pierwszy od półtora miesiąca nazwałem Evans po
imieniu.
-Uspokuj się- syknął Syriusz zaskoczony moim wybuchem.-
Dobrze wiesz, że i tak ci pomożemy.- Tylko nie oczekuj od nas zbyt wiele-
ostrzegł.
-No więc, to mój plan…
***
,,A co ma do tego
Lilka?!’’ cały czas latały mi po głowie słowa, które usłyszałam przed chwilą.
Był to niewątpliwie głos Jamesa.
-Jak myślicie, o co chodziło?- zapytałam dziewczyn.
-A jak myślisz?- Dorcas wskazała głową na Charlottę, która
wyszła z łazienki.
-Hmmm…. Zgadzam się z tobą w zupełności- stwierdziłam.
-Gdzie byłaś wczoraj?- zapytała Kate, która pomimo tego, że
ustalałyśmy, że nie będziemy się z nią zadawać stwierdziła, że będzie jednak
miła.
-U Huncwotów- powiedziała od niechcenia, pakując książki do
torby.
-Ty ich nawet nie znasz- wypaliła Czarna. Po jej minie łatwo
było stwierdzić, że w środku się gotuje z wściekłości.
-Znam Jamesa- odpowiedziała szukając czegoś w swoim kufrze.
-Nie wierzę w to- wymknęło mi się. Wcale nie chciałam tego
powiedzieć.
-Znam go, nawet jeśli myślicie, że tak nie jest- stwierdziła
patrząc nam w oczy, a potem po prostu sobie wyszła z dormitorium.
-Ona jest bezczelna- stwierdziła Alicja.
-Wiecie… Może lepiej zapytamy o to chłopaków? Coś mi mówi,
że ona wie o Rogaczu znacznie więcej niż my- stwierdziła Kate.
-Nieważne- stwierdziłam.- Chodźmy już na śniadanie.
***
Wyszłam z
dormitorium i przez portret, przez, który wychodzili wszyscy inni. A potem
ruszyłam z prądem. Miałam nadzieję, że wszyscy ci ludzie idą na śniadanie, bo
nie chciałam się zgubić, a w moim przypadku to bardzo prawdopodobne. Podczas
drogi zatopiłam się w myślach. Dlaczego one nienawidzą mnie za to, że znam
Jamesa? Nie wiem co się wydarzyło zanim przyjechałam i nie interesuję się tym,
bo to nie moja sprawa. Lubię Jamesa, ale nie w ten sposób, w jaki one myślą. On
jest moim przyjacielem. Tylko on zna całą prawdę o mnie, a znam całą prawdę o
nim. Nawet gdybym była w nim zakochana to i tak nic by to nie zmieniło. W końcu
on patrzy w Lily jak w obrazek. Po prostu ma teraz problem, co zrobić. Z tego,
co zrozumiałam z wczorajszej rozmowy Huncwotów, to Lilka bardzo go zawiodła. To
nie ode mnie zależy, co on postanowi.
-Uważaj jak łazisz- warknął ktoś przede mną.
-Przepraszam- szepnęłam wystraszona. Okazało się, że byłam
tak zatopiona w myślach, że nie zauważyłam, że w padłam na jakiegoś chłopaka.
-Och… To ty jesteś ta z wymiany?- zapytał odwracając się.
-Tak- spojrzałam mu w oczy. Były koloru złota. Jego twarz
wyglądała na miłą.
-Mam na imię Mihael- przedstawił mi się.
-Ja jestem Charlotta- wymamrotałam.
-Trafiłaś do domu lwa, co?- pokiwałam głową na znak, że to
prawda.- Też chciałem tam trafić, ale nie wyszło na moje i od siedmiu lat
jestem Puchonem- uśmiechnął się do mnie.
-Pasuje ci do oczu- palnęłam nie myśląc.
-Co?- zapytał zdziwiony.
-To znaczy… eee… chciałam powiedzieć, że kolor waszych
kapturów pasuje do twoich oczu- poczułam jak palą mnie policzki.
-Dziękuję- uśmiechnął się do mnie.- Idziesz do Wielkiej
Sali?
-Tak.
-Chodź, zaprowadzę cię, będzie łatwiej ci trafić, a przez
ten czas możemy porozmawiać- stwierdził. Ruszyliśmy dalej.- Dlaczego nie
trzymasz się z resztą dziewczyn z twojego dormitorium?- zapytał.
-Nie lubią mnie- popatrzył na mnie sceptycznie.- Dlatego, że
przyjaźnię się z Jamesem- wyjaśniłam.
-To wszystko wyjaśnia- stwierdził.
-Wytłumaczysz mi?- zapytałam, a on wyczuł w moim głosie
pytającą nutę. Nie zapytał jednak o nic tylko zaczął mówić.
-Chodzi o to, że Potter długo zabiegał o względy Lily. I
wiesz… na balu Haloween’owym zrobili takie ogromne BUM! Weszli na salę
trzymając się za ręce i widać było, że są w sobie zakochani. A jak wrócili po
świętach to już tak nie było. Następnego dnia po powrocie Evans zaczęła zadawać
pytania Porterowi tak samo jak on to robił jej. Tylko, że zmieniła nazwisko ze
swojego na jego. No i potem przyjechałaś ty, wiesz może ich zdaniem jesteś
zagrożeniem- wzruszył ramionami.
-James to tylko mój przyjaciel- powiedziałam dla
wyjaśnienia, ale stwierdziłam, że tłumaczenie się chłopakowi, którego znam
tylko pięć minut nie jest zbyt dobre.
-Mihael! Co to za dziewczyna?- podeszła do nas wysoka
dziewczyna.
-To Charlotta. Wpadła na mnie jak tu szedłem, postanowiłem
ją odprowadzić, żeby już na nikogo więcej nie wpadła- powiedział Mihael.
-Och… Ja jestem Stefanie, jestem jego dziewczyną- wyciągając
do mnie rękę i uśmiechając się szeroko.
-Miło mi- uśmiechnęłam się słabo.- Dzięki za pomoc-
zwróciłam się do Mihaela. Pójdę już do mojego stolika. Do zobaczenia!-
pomachałam im na pożegnanie i oddaliłam się szybko.
***
-O Szarlotka.
Cześć. Sama tu dotarłaś?- zapytałem siadając na moim miejscu w WS.
-Pomógł mi Mihael- powiedziała.
-Kto?- zapytał zdziwiony Remus.
-Taki Krukom z siódmego roku- wyjaśniła.
-Aaaaa, no to już wiem. To prefekt naczelny- wyjaśnił Remus
widząc nasz zdziwiony wzrok.
-To możliwe… Nie znam się na organach prawnych naszej
szkoły- powiedziałem.
-Nie znasz?- Łapa spojrzał na mnie.
-Może trochę się znam- przyznałem.
-Dziewczyny idą- powiedział szybko Glizdogon.
-Hej!- przywitały się dziewczyny.
-Cześć- odpowiedziałem. Chyba nie muszę tłumaczyć, że
chłopaki przywitali się ze swoimi dziewczynami w trochę bardziej namiętny
sposób?
-Była już poczta?- zapytała Lily.
-Nie- odpowiedziałem, przypominając, że to nie koniecznie
musiało być do mnie.- Lotta, byłaś przed nami. Była poczta?
-Po, co mnie o to pytasz, przecież sam to dobrze wiesz-
powiedziała zapamiętale smarując swojego tosta.
-O wilku mowa- Alicja wskazała na sowy wlatujące do WS.
-O to do mnie- uśmiechnęła się Szarlotka.
-Prorok jest mój- powiedział Łapa płacąc sowie.
-A to do mnie- zdziwiłeś się widząc sowę, która siada naprzeciwko
mnie. Odebrałem list i otworzyłem go szybko.
Londyn, 1.02.1977r
Jimmy!
Chciałbym się z tobą dziś spotkać, profesor
Dumbeldor o tym wie. Ale to od ciebie zależy czy pojawisz się w jego gabinecie.
Ta rozmowa jest ważna i POUFNA. A to
znaczy, że nie możesz powiedzieć tego nikomu. Ani Dorcas, ani swoim
przyjaciołom. Jeśli chcesz to bądź w gabinecie dyrektora o 17.00. I może znajdź
sobie jakąś wymówkę?
Do zobaczenia:
John
PS:
Sowa jest pożyczona.
-Kto pisze?- zapytał Lunatyk.
-Eeee…- przypomniałem sobie, że nie mogę nikomu o tym
opowiedzieć.
-Kto pisze?- powtórzył Lunatyk wyraźniej myśląc pewnie, że
go nie zrozumiałem.- Nie znamy tej sowy.
-Ech… To nic nie warta ulotka- skłamałem gładko. W końcu
robiłem to od dziecka.
-Najadłem się już, chodźmy na lekcję- wszyscy spojrzeliśmy
na Glizdogona, który spurpurowiał od razu..
-Zgadzam się. Chodźmy już- wstałem od stołu, a za moim
przykładem poszli wszyscy.
-Jaka jest teraz lekcja?- zapytała Charlotta. Oczywiście
nikogo szczególnego, ale nikt nie kwapił się odpowiedzieć.
-OPCM. Nie masz planu lekcji?- zdziwiłem się.
-Gdzieś tam mam- na jej twarzy zakwitły wielkie rumieńce.
-Mamy teraz dwie lekcje OPCM- u, potem Zielarstwo, obiad i Transmutację-
Lunatyk zrównał się z nami.
-Lubisz OPCM?- zapytała Lunatyka.
-Jak każdy Huncwot- uśmiechnął się, ale najwyraźniej nie miał
ochoty z nią dalej rozmawiać, bo odszedł na bok.
-Jak myślisz gdzie będę siedzieć?- zwróciła się do mnie.
-Pewnie przede mną i Syriuszem, bo tylko tam jest wolne
miejsce- stwierdziłem.
-No dobra- kiedy to powiedziała zadzwonił dzwonek na lekcje.
-Wszyscy na miejsca!- zawołał nauczyciel, kiedy weszliśmy do
klasy.- Na dzisiejszych zajęciach poćwiczymy zaklęcie Patronusa. Najpierw opowiem
wam trochę teorii, a potem będziemy ćwiczyć…- nauczyciel zaczął wykład, ale po
co mam o tym słuchać skoro to wiem?
-Syriusz- szepnąłem do przyjaciela.
-Co?- odszepnął.
-Nudzę się…- powiedziałem.
-Mam plan, ale możemy go zrealizować dopiero na obiedzie-
uśmiechnął się Łapa.
-Może pan Potter nam zaprezentuje swoje umiejętności skoro
nie ma ochoty słuchać wykładu.
-Jasne panie profesorze, a mam „ zaprezentować swoje
umiejętności” na środku czy z tego miejsca?- zapytałem z miną niewiniątka.
-Ze środka- profesor uśmiechnął się szyderczo. Wyszedłem na
środek i wyciągnąłem przed siebie różdżkę.
-Czekamy panie Potter- powiedział psor. Jak się popisywać to
na całego. Wypowiedziałem zaklęcie niewerbalnie i z mojej różdżki wypłynął
jeleń. Spojrzałem na klasę. Jeśli nigdy nie widzieliście zdziwionych Śizgonów,
to powinniście tu być, bo to jest niesamowite.
-Miałem odjąć punkty, a muszę je dodać. 30 punktów dla
Gryffindoru- powiedział nadal zdziwiony profesor.
-JEST!!!!- krzyknęła cała grupa naszego domu.
Przez następne
półtorej godziny wszyscy ćwiczyli zaklęcie patronusa. Nauczyciel wymyślił, że
powinni spróbować. A jak mobilizował do tego Ślizgonów? ,,Potter umie, a wy
nie?!’’ Ciekawe, co sobie myślała profesor McGonagall, która pewnie wszystko
słyszała, bo miała lekcje obok.
Po OPCM wszyscy
wyszliśmy na błonia. Śnieg nadal pokrywał je całe, ale do szklarni zrobiono
ścieżki, żebyśmy nie mieli problemu z dotarciem.
-Witajcie moi kochani. Dziś będziemy rozmawiać na temat…-
nawet nie zapamiętałem o czym będzie ta lekcja.
Jeśli mam być szczery to zapomnieliśmy z Syriuszem też o tym
kawale na obiad i o eseju na transmutację też zapomniałem. Czy wy wiecie jak
trudno jest przebiec 1000 schodów 2 razy w 10 minut? Nie? To macie szczęście.
A teraz czas
wcielić w życie mój plan, który przedstawiłem chłopakom na Naradzie. Szturchnąłem
Łapę. Dziewczyny były w swoim dormitorium. Tylko Charlotta siedziała z nami.
-Lotta. Chodź ze mną. Pokażę ci takie jedno niezwykłe
miejsce.
-No dobra- podnieśliśmy się ze swoich miejsc, zostawiając
chłopaków samych.
-To tu- stanąłem przed pustą ścianą.
-Chciałeś mi pokazać ścienę?- zdziwiła się.
-Nie- zaśmiałem się. Przeszedłem wzdłuż ściany trzy razy.
Przede mną pojawiły się drzwi.- To chciałem ci pokazać- powiedziałem otwierając
drzwi i wpuszczając ją do środka, ja wszedłem za nią.
-Tu jest jak nad morzem, tam gdzie się poznaliśmy-
westchnęła zachwycona.
-To Pokój Życzeń, sprawi, że znajdujesz się w miejscu, w którym
chcesz być- wyjaśniłem jej.
-Dlaczego akurat morze?- zapytała.
-Stwierdziłem, że łatwiej będzie ci się wygadać- powiedziałem
siadając na piasku, Szarlotka usiadła obok mnie i zaczęła opowiadać o tym, co
powiedziały jej dziewczyny o dzisiejszym spotkaniu z Mihaelem o liście od
rodziców. Dosłownie o wszystkim.
-Dziewczyny uważają mnie za zagrożenie, bo myślą, że mi się
podobasz, prawda?- zapytała na koniec.
-A podobam?- spojrzałem na nią z podniesionymi brwiami.
-Nie- odpowiedziała poważnie.
-No to nie masz się, czym martwić- uśmiechnąłem się.- Zapomniałem,
że tu czas leci szybciej!- przede mną pojawił się zegarek. 16.50 widniało na
tarczy jak byk.- Muszę już iść. Ale jeśli chcesz to możesz tu jeszcze
posiedzieć. Pokój da ci, o co tylko poprosisz.
-Okay- uśmiechnęła się do mnie. To właśnie w niej lubię.
Nigdy nie pyta mnie o moje prywatne sprawy, ale kiedy muszę się wygadać, zawsze
słucha.
-Do później!- pomachałem jej na pożegnanie i wybiegłem z
pokoju.
***
TROCHĘ WCZEŚNIEJ.
-Idziemy do nich?-
zapytałem chłopaków.
-Jasne, że idziemy Syriuszu. Rogacz nas o to prosił- pouczył
mnie Lunatyk.
-No dobra- podnieśliśmy się z kanapy i ruszyliśmy do
dormitorium dziewczyn (oczywiście wcześniej zamrażając schody). Zapukaliśmy tak
jak wymagała kultura.
-Proszę- usłyszeliśmy głos Doruni.
-Cześć dziewczynki- zawołałem wchodząc do pokoju.
-Gdzie James?- zapytała na powitanie Ruda.
-Poszedł pogadać z Charlottą, a nam przypadł zaszczyt
rozmowy z wami- wyjaśniłem.
-To w sumie nawet
dobrze, że go nie ma. Musimy z wami pogadać- zaczęła Dorcas.- O czym
gadaliście, kiedy Rogacz tak wrzasnął rano?- wymieniłem spojrzenia z resztą
chłopaków.
-Nie możemy wam o tym powiedzieć, bo to tajne. Ale wiemy
tylko, że powinniście być miłe dla Charlotty- powiedział Peter na jednym
wydechu.
-CO?!- zdziwiła się Alicja.
-Jeśli będziecie się tak zachowywać to, do kogo ona będzie
szła po pocieszenie? Oczywiście do Jamesa. A tego właśnie nie chcecie- wyjaśnił
Remus.
-Rozumiecie?- zapytałem.
-No…- powiedziały wszystkie.
-To świetnie- uśmiechnąłem się.
-Chcę się jeszcze dowiedzieć… Rano Charlotta powiedziała, że
ona dobrze zna Jamesa, może nawet lepiej niż my. To może być prawda?- zapytała
Kate.
-W sumie… Nie wiem. Tego już musicie dowiedzieć się same-
powiedziałem uśmiechając się szelmowsko.
***
*to tajne spotkanie, w którym może uczestniczyć tylko Huncwot- wymyślone przez autorkę na potrzeby bloga.
Czy wy widzicie, jaki długi post napisałam?
To do mnie nie podobne.
Więc mam nadzieję, że się podoba :D.
Ten post dedykuję: wszystkim Huncwotom tego świata.
Do napisania.
Gabrysia M.