2.01.1977r. godz.
10.45
-Ucz się dobrze
córeczko!- tata ucałował mnie w policzek.
-I pamiętaj, że wszystko będzie dobrze- mama przytuliła mnie
mocno. Pomimo, że nie powiedziała mi tego jasno, ale dobrze wiedziałam, że
chodzi jej o mnie i Jamesa. Czułam, że mój żołądek zaciska się na samą myśl o
nim. Wiem, że muszę z nim porozmawiać, ale Syriusz może okazać się lepszym
ochroniarzem niż mogłoby się wydawać.
-Dobrze. Kocham was!- pomachałam rodzicom i przeszłam przez
ścianę pomiędzy peronem 9, a 10. Znalazłam się na peronie 9 i ¾ i poczułam się
swojsko. Wszyscy biegali po całym peronie i witali się z przyjaciółmi, których
nie wiedzieli przez całe święta. Szukałam wzrokiem Dorcas, z którą postanowiłam
się pogodzić. Niestety nie zauważyłam oprócz zbliżającej się do mnie Alicji.
-Cześć Lily!- przytuliła mnie na powitanie.
-Witaj Al. Gdzie są wszyscy?- zapytałam rozglądając się na
boki.
-Są już w przedziale. Chodź- pociągnęła mnie za rękę.
-Nie sądzę abym była tam mile widziana- stwierdziłam,
próbując się jej opierać.
-Spokojnie. Dorcas już prawie, że przeszła złość na ciebie,
tylko po prostu ona i reszta Huncwotów pilnują Jamesa jak oka w głowie, żeby
nie zrobił nic głupiego. Stwierdziła, więc, że skoro Rogacz na nic nie zwraca
uwagi to możesz z nami usiąść- uśmiechnęła się do mnie i wepchnęła mnie do
przedziału. Jak my tak szybko do niego doszłyśmy? Zagadała mnie zołza jedna.
-Apsik!- powitał mnie kaszel i kichanie… Jamesa.
-Zażyłeś rano leki, które zapisał ci uzdrowiciel?- zapytała
go Dorcas.
-Tak. I nie musisz mnie o to pytać, co pięć minut. Albo za
każdym razem jak kichnę- jego głos… Zmienił się. Jednak nie przez katar. Był
podobny do tego tonu z piątej klasy… Znowu zaczynają się schody.
***
Przed wigilią
miałem sporo czasu do myślenia. Wydedukowałem, że w szóstej klasie zrobiłem z
siebie mięczaka. Pokazałem za dużo mojej prawdziwej twarzy. Dlatego
postanowiłem wrócić do bycia pełno wymiarowym Huncwotem. Więc po wigilii ja i
Syriusz postanowiliśmy zorganizować bitwę na śnieżki. Tylko on, ja i Dorcas.
Ale niestety ,przypadkiem’’ wpadłem do fontanny znajdującej się w ogrodzie i
rozchorowałem się. A teraz nie dość, że pilnowali mnie wcześniej żebym nic
sobie nie zrobił to w dodatku Dorcas pilnuje żebym zażył wszystkie leki. Co
najmniej jak bym miał pięć lat. Umiem przecież o siebie zadbać!
Drzwi do przedziału
otworzyły się i Alicja wepchnęła Evans. A ja tak strasznie nie mogłem się
powstrzymać…
-Apsik!- kichnąłem.
-Zażyłeś rano leki, które zapisał ci uzdrowiciel?- czy ta
kobieta nigdy się nie poddaje?!!!
-Tak- powiedziałem. W święta zauważyłem, ze mój ironiczny
ton głosu wrócił. Evans usiadła na jedynym wolnym miejscu- naprzeciwko mnie. W
przedziale zapadła nieprzyjemna cisza.
-Wiecie, że Dumbeldore pisał do moich rodziców?- ciszę
przerwała Ann.
-Dlaczego?- zdziwił się Lunatyk.
-Po to, żeby dowiedzieć się czy są pewni, co do wyjazdu Ann
na wymianę- odpowiedziałem tak jak by to było oczywiste jeszcze zanim Ann
zdążyła otworzyć buzię.
-Dzięki James- Ann odetchnęła z ulgą.
-Dlaczego dziękujesz Rogaczowi?- zdziwiła się Kate.
-Bo mi nie przeszło by to przez gardło- odpowiedziała jej
Ann.
-Dorcas, czy możemy porozmawiać?- Evans zapytała Doruśkę.
-Jasne- dziewczyny wyszły na korytarz.
-Stary! Ty dziś wcale się nie patrzyłeś na Rudą!- Łapa
siedzący obok mnie patrzył na mnie zdziwiony.
-Po, co mam na nią patrzyć? Przecież wiem jak wygląda-
wzruszyłem ramionami.
-To już było trochę chamskie Rogaczu- odpowiedział
Glizodogon.
-Co było chamskie?- do pomieszczenia weszły uśmiechnięte
dziewczyny.
-Chcesz znać odpowiedź?- spojrzałem na moją siostrę
wyzywającym wzrokiem.
-Chyba sobie podaruję- westchnęła Czarna. Wiedziałem, że rani
ją to jak się zachowuje, ale zna mnie dobrze i wie, że tak właśnie postanowiłem
odreagować po… po tym, co zrobiła Evans.
-No dobra ludzie! To, co robimy przez następne dwie
godziny?- zapytał Łapa zacierając ręce.
-Nie wiem jak wy, ale ja muszę się przewietrzyć-
stwierdziłem i wyszedłem na przedziału.
Otworzyłem okno i
wpatrywałem się w widoki za nim. Usłyszałem, że odsuwają się drzwi do naszego
przedziału, a następnie ktoś zamyka je z trzaskiem. Nie musiałem odwracać
głowy, żeby wiedzieć, kto.
-Musimy pogadać James- Evans podeszła do okna tak, że nawet,
jeśli chciałbym jej nie wiedzieć to by mi się nie udało.
-Nic nie musimy Evans- odpowiedziałem tak lodowatym głosem,
jakiego tylko umiałem użyć wobec niej.
-Ale ja chcę z tobą porozmawiać!- dotknęła mojej głowy i
prze kierowała tak żebym patrzył jej w oczy. Puściła ją, ale ja pomimo to nadal
patrzyłem jej w oczy.
-Proszę mów- powiedziałem to tak jakbym robił jej łaskę.
-Ja cię kocham! I nie całowałam Luisa. To on pocałował mnie!
A ja byłam zaskoczona i… Przepraszam! Proszę wybacz mi!- w oczach stanęły jej
łzy. Ja też nadal ją kocham, ale nie byłem w stanie jej tego wybaczyć.
Wiedziałem, że patrząc jej w oczy będzie trudniej powiedzieć to, co miałem jej
do powiedzenia. Próbowała złapać mnie za ręce, ale szybko schowałem je, do
kieszeni. Wiedziałem, że reszta wszystko podgląda przez szybę i do tego momentu
pewnie myśleli, że jej wybaczę, ale…
-Zraniłaś mnie. Złamałaś moje serce na miliony kawałków… Ono
już nigdy nie będzie funkcjonowało tak samo. Nie jestem ci w stanie tego teraz
wybaczyć. Najpierw muszę odnaleźć pogubione kawałki- odpowiedziałem patrząc w
jej oczy. Z jej oczu kapały łzy. Wiedziałem, że ją ranię, ale nie mogłem
powiedzieć nic innego.
-Powiedziałeś teraz. A co będzie potem?- zapytała dławiąc
się łzami.
-Nie wiem, co będzie potem- odpowiedziałem i odwróciłem się
z powrotem do okna. Lily weszła z powrotem do przedziału. Ale po chwili na
korytarz wyszła kolejna osoba. I była nią moja kochana siostrzyczka.
-Ona cię przeprosiła! Wyjaśniła ci wszystko! A ty…- wydarła
się na mnie.
-Nie zapominaj, że ostatnio twierdziłaś, że nie zdziwisz
się, jeśli nie będę chciał jej wybaczyć!- zacząłem gestykulować.- I
pilnowaliście mnie na każdym kroku, twierdząc, że będę się chciał zabić z jej
powodu! Więc z łaski swojej nie rób mi teraz wyrzutów!
-To, że jesteś ode mnie starszy o pięć minut nie uprawnia
cię do darcia się na mnie- odpowiedziała Dorcas spokojnie.
-Nie mam już ochoty rozmawiać- tym razem to ja pierwszy
wszedłem do przedziału. Usiadłem na swoim miejscu, zamknąłem oczy i pogrążyłem
się w głębokim śnie…
-Rogacz!!!- Łapa wydarł się tuż nad moim uchem.
-Co?- zapytałem zaspany.
-Zaraz będziemy w Hogsmade. Załóż szatę- powiedział do mnie.
Otworzyłem oczy i założyłem szatę. Na dworcu złapaliśmy pierwszy powóz i
wszyscy razem dojechaliśmy pod szkołę. W WS nie musieliśmy długo czekać na
wszystkich. Wszyscy pojawili się bardzo szybko.
-Moi mili uczniowie!- wujek Albus stanął na podwyższeniu,
aby wygłosić przemówienie.- Cieszę się, że widzę was w semestrze! Wypoczętych i
gotowych do dalszej nauki. I na tym kończyłbym przemowę, ale jednak zanim
pozwolę zapełnić wasze puste brzuchy ogłoszę uczniów, którzy wyjadą na wymianę
i jacy uczniowie zastąpią ich przez luty i marzec. Z Hufflepuffu wyjeżdża pan Mike Strong, a na
jego miejsce przyjeżdża Nathaniel Bessettet. Z Ravenclawu wyjeżdża również pan
Travis Old, a za niego przyjedzie pan Loui Lacroix. Slytherin na dwa miesiące
opuści panna Narcyza Black, a za nią odwiedzi nas panna Olivia Kselash. Natomiast Gryffindor na dwa miesiące
zostawi panna Ann Wisborn, a na jej miejsce powitamy pannę Charlotte Lshandt. Kiedy zjecie udajcie się do swoich dormitorów.
Dziękuję za uwagę i życzę smacznego- dyrektor usiadł przy stole nauczycielskim.
Przy ostatnim
nazwisku totalnie mnie zatkało.
-Halo!!! Rogacz!-
nie zwróciłem uwagi na rękę machającą mi przed oczami.- Roguś!!!- KTO ŚMIE TAK
BEZCZELNIE SKRACAĆ MÓJ PSEUDONIM?!!!
-Czego Łapciu?!- odezwałem
się.
-Czemu cię tak
zmroziło?- zapytał zaciekawiony Remus.
-Jeśli się nie mylę
to Charlotta, która przyjedzie tu za Ann to dziewczyna, którą poznałem na
wakacjach jak moi rodzice jeszcze żyli. Potem jeszcze czasem ze sobą
korespondowaliśmy, ale cztery lata temu totalnie straciliśmy ze sobą kontakt-
wyjaśniłem mu.
-Stara znajoma?-
Łapa mówiąc to zabawnie poruszył brwiami.
-Dokładnie-
wepchałem sobie do buzi łyżkę z zupą do buzi.
-Stara miłość nie
rdzewieje. Jeśli wiesz, co mam na myśli- dźgnął mnie łokciem między żebrami.
-Łapo, nie zrozumieliśmy się przy pojęciu ,,znajoma’’-
stwierdziłem patrząc kątem oka na Dorcas.- Co?- zapytałem wkurzony tym jej
ciągłym obserwowaniem mnie.
-Nie zatrułeś sobie tego jedzenia?- zapytała patrząc na mnie
uważnie.
-Gdybym chciał się zabić już dawno byście mnie pogrzebali.
-A ta twoja znajoma… To ładna jest?- zapytała Kate.
Wiedziałem, że zezuje na Evans.
-Nie wiedziałem jej 10 lat. Nie wiem czy jest ładna-
odpowiedziałem.
-Ja już się najadłam- stwierdziła Ann.
-No to my już pójdziemy- dziewczyny wstały od stołu. My
jeszcze jedliśmy, ale nawet gdybyśmy już skończyli musielibyśmy czekać na Petera.
-Chyba się już najadłem- stwierdził Glizdogon po dziesięciu
minutach.
-Chyba?- Lunatyk dobrze znał odpowiedź Glizdka, ale cóż
zrobić?
-Chodźmy już stąd- powiedział Łapa wstając od stołu.
Wyszliśmy z Sali nie śpiesząc się.
***
Leżałam w łóżku.
Nie mogłam jednak zasnąć. Ciągle myślałam o Jamesie.
-Lily?- usłyszałam głos Dorcas.
-Co?- zapytałam.
-Co powiedział ci James w pociągu?- zapytała za nią Alicja.
- Powiedział, że cytuję: ,, Zraniłaś mnie. Złamałaś moje
serce na miliony kawałków… Ono już nigdy nie będzie funkcjonowało tak samo. Nie
jestem ci w stanie tego teraz wybaczyć. Najpierw muszę odnaleźć pogubione
kawałki’’. A kiedy zapytałam, co będzie potem, odpowiedział, że nie wie-
pociągnęłam nosem.
-I, co teraz?- zapytała Kate.
-Zupełnie nie wiem- westchnęłam.
-A ja mam pomysł- stwierdziła Czarna. Wszystkie jak na
komendę podniosły głowy z poduszek. Dorcas podeszła na moje łóżko, a za nią
reszta dziewczyny.
-No, więc chodzi o to…
***
I mamy nowy post!!!
Wszyscy cieszmy się i radujmy!
A teraz na serio:
Post dedykuję: Paulli K. i Pannie Zgredkowej!!!
Mam nadzieję, że tyle wam wystarczy, bo nie liczyłabym
szybko na coś nowego…
Gabrysia M.