31 marca 1982- poniedziałek (8.30)
Dzień był pochmurny . Deszcz rytmicznie uderzał o dachy budynków i chodniki. Nikomu nawet nie śniło się
wychodzenie na taką pogodę. Ulicą podążali tylko ci co musieli pojawić się w
pracy. Wszyscy jednak spieszyli się jak tylko mogli. Jednak pośród całego tłumu
tylko jeden mężczyzna się nie śpieszył. Pomimo, że miał parasol strugi deszczu
spływały po jego twarzy. Twarz była ponura. Był wrakiem człowieka. Powoli
skręcił do obskurnego budynku, pod którym znajdowało się Ministerstwo Magii. Westchnął
ze smutkiem i wszedł do środka.
***
5 MIESIĘCY WCZEŚNIEJ- DOLINA GODRYKA
Wieczór był wietrzny. James Potter zza szyby obserwował dzieci, które
pukały od domu do domu zbierając cukierki. James w brzuchu czuł niepokój. Na
całym ciele miał gęsią skórkę. Dobrz4e pamiętał ostatni raz kiedy tak się czuł.
Wiele lat temu w tym samym domu, schowany w ogromnym zegarze. Czuje na ramieniu
ciepłą rękę.
-Też to czuję- mówi jego żona
zdławionym głosem. W drugim ręku trzyma rocznego Harry’ego.
-Kocham was- mówi Rogacz
całując w czoło najpierw żonę, a następnie syna. Odwraca się po raz kolejny do
okna i zauważa wysoką postać kierującą się do jego domu. Odkryli ich kryjówkę.
Dopadli Petera.
- Lily, bierz Harry’ego i
uciekaj! To on! Idź! Uciekaj! Ja go zatrzymam...
Lily wbiega na drugie
piętro, a on staje naprzeciw Czarnego Pana bez strachu. Wiedział, że zbliża się
jego koniec. Voldemort w końcu dopina swego. Zabija Jamesa Pottera.
- Avada Kedavra!
Zielone światło wypełnia
mały przedpokój, oświetla wózek dziecięcy popchnięty na
ścianę, poręcze schodów
lśnią jak pochodnie, James Potter pada jak marionetka, której
sznurki ktoś poprzecinał...
Voldemort słyszy jej krzyk
dochodzący z góry, jest w pułapce. Wspina się po schodach, czuje lekkie
rozbawienie, gdy słyszy, jak Lily próbuje się zabarykadować w sypialni... a
więc i ona nie ma przy sobie różdżki..
Otwiera drzwi, jednym
machnięciem różdżki odrzuca na bok krzesło i jakieś pudła,
pospiesznie zwalone przy
drzwiach... Ona stoi tam, z dzieckiem w ramionach. Na jego widok
wrzuca dziecko do stojącego
za nią łóżeczka i rozkłada szeroko ramiona, jakby to mogło
pomóc, jakby zasłaniając
dziecko, miała nadzieję, że to ona zostanie wybrana zamiast niego...
- Nie Harry, błagam, tylko
nie Harry!
- Odsuń się, głupia... odsuń
się, i to już...
- Nie Harry, błagam, weź
mnie, zabij mnie zamiast niego...
- To ostatnie ostrzeżenie...
- Nie Harry! Błagam... zlituj
się... zlituj... Nie Harry! Nie Harry! Błagam... zrobię
wszystko...
- Odsuń się... odsuń się,
dziewczyno...
Mógłby łatwo odsunąć ją na
bok siłą... ale nie, rozsądniej będzie wykończyć ich
wszystkich, całą rodzinę...
Rozbłyska zielone światło, Lily upada na
ziemię martwa i dołącza do swojego męża. Dziecko ani razu nie zapłakało... Stoi
w łóżeczku, trzymając się sztachetek, i patrzy na niego z wyraźnym zainteresowaniem,
może myśli, że pod tym kapturem ukrywa się jego ojciec, może wyczekuje na nowe
obłoczki dymu albo bajecznie kolorowe iskierki, na to, że jego mama za chwilę poderwie
się z podłogi, wybuchając śmiechem. ..
Voldemort bardzo powoli i
dokładnie kieruje koniec różdżki prosto w twarz dziecka, chce to
zobaczyć, chce być świadkiem
zniszczenia tego jedynego, niewytłumaczalnego zagrożenia,
jakim jest to dziecko. A ono
zaczyna płakać, już zobaczyło, że to nie James.
- Avada Kedavra!- i właśnie w tej sekundzie wszystko staje.
Przerażony chłopiec widzi jak okropny mężczyzna rozpada się na kawałki.
***
31 marca 1982- poniedziałek (9.00)
-Błagam!
Muszę go zobaczyć. Muszę wiedzieć dlaczego- Remus Lupin stał naprzeciw Ministra
Magii.- Tylko kilka minut. Później nigdy go nie odwiedzę.
-Skoro pan musi panie Lupin- krzywi się
mężczyzna i prowadzi go do przejścia prowadzącego do Azkabanu.
Chwilę później
cela zostaje otwarta, a Lunatyk wchodzi do niej i zauważa Syriusza Blacka,
wychudzonego, załamanego z lekkim obłędem w oczach. Łapa podnosi głowę i
zauważa przyjaciela, a w na jego twarzy pojawia się nadzieja.
-Remusie- mówi słabo.
-Jak mogłeś Syriuszu? Jak mogłeś wydać Lily i
Jamesa? Byli naszą rodziną! James przyjął cię pod swój dach, traktował jak
brata!- Lupin podnosi głos.
-To nie ja! Przyrzekam. Nie zrobiłbym tego. To
Peter! On był Strażnikiem Tajemnicy. Nie ja!- w głosie Syriusza słychać
rozpacz.
-Nie tego chciała by Dorcas. Została
zamordowana, poświęciła swoje życie, a ty tak jej się odpłaciłeś? Zabijając
brata i najlepszą przyjaciółkę? Była twoją żoną!- kontynuuje Lupin. Widzi, że
Syriusz zapada się w sobie.- Co się stało z twoją nienawiścią do Czarnego Pana
i jego podwładnych?- załamuje się.- Myśleli, że to ja. Że ja jestem szpiegiem.
A to byłeś ty. Zostałem sam. Wszyscy nasi przyjaciele. Zginęli przez ciebie.
-Masz jeszcze Charlottę- mówi Syriusz.- Ona musi wiedzieć. To nie ja.
-Wierzyła w to! Wierzyła, że jesteś niewinny!
A teraz i ona nie żyje!- krzyczy Lunatyk.
***
MIESIĄC WCZEŚNIEJ SZPITAL ŚW. MUNGA
Lunatyk krążył po
korytarzu zdenerwowany. Nie wierzył, że zostanie ojcem. Bał się. Bał się
okropnie, ale był również szczęśliwy. Martwił się od kilku godzin Charlotte
była na sali operacyjnej. Zza zamkniętych drzwi wychodzi uzdrowiciel. Remus
patrzy na niego. Widzi jego zmartwiony
wyraz twarzy.
-C-co się stało?- pyta blednąc.
-Niestety nie udało nam się uratować pańskiej córki- mówi uzdrowiciel
współczująco.
-A-a co z-z moją… moją żoną?- pyta załamując się.
-Nie wygląda zbyt dobrze, wydaje nam się, że… że nie przeżyje
tego. Powinien się pan pożegnać- wskazuje na drzwi. Lunatyk prawie przez nie
wbiega. Szybko staje obok lóżka na którym leży Charlotte. Łapie ją za rękę.
-Charlie. Spójrz na mnie- kobieta otwiera oczy. Jest słaba. Życie
z niej zaczyna uciekać.- Wszystko będzie dobrze. Słyszysz? Kocham cię.
Poradzimy sobie.
-Remusie…- mówi cicho.- Ja wiem, ja wiem, że umieram. Będę z
naszym dzieckiem. Będę z naszą małą Lily- po policzku Remusa płynie łza.- Będę
z naszymi przyjaciółmi. Z Dorcas. Z Jamesem, z Lily- uśmiecha się blado.
-Nie poradzę sobie bez ciebie. Jesteś… jesteś wszystkim co mi
pozostało- ma ogromną gulę w gardle.
-Nie Remusie. To nie Syriusz. Został oskarżony niesprawiedliwie-
mówi szybko. Widzi, że Remus chce jej przerwać.- Obiecaj mi coś.
-Wszystko.
-Pójdziesz do Azkabanu. Wysłuchasz go. Zrób to dla mnie- patrzy na
niego z miłością.- Kocham cię.
-Ja też cię kocham Charlie- całuje ją lekko w usta. Odsuwa się lekko
i czuje, że dłoń Charlotte nie trzyma mocno jego dłoni. Po policzkach płyną
łzy. Stracił ją.
***
31 marca 1982- poniedziałek (9.05)
-Wierzyła ci. Nigdy nie zrozumiem dlaczego. Jesteś kłamcą. Zabójcą- mówi
Lunatyk z nienawiścią.- Zostałem tylko ja. Ostatni z Huncwotów- wychodzi z
celi. Marzy by zostawić przeszłość w tej celi. Wie jednak, że będzie go
prześladować jeszcze przez wiele lat.
***
Witajcie czarodzieje.
Hmmm… Nie wyszło do końca jak chciałam. Myślałam,
że sobie poradzę z pianiem blogów, nauką, zajęciami dodatkowymi i przyjaciółmi,
ale jednak nie. Dlatego robię to co robię. Zakańczam opowiadanie o Huncwotach.
Zamykam ich historię tak jak miała się zakończyć pomimo, że pominęłam dużą
część ich opowieści.
Nie wiem czy jeszcze kiedyś będę pisała jakieś
fragmenty ich historii, nie wiem czy jeszcze wrócę do Jamesa, Syriusza, Remusa
i Petera.
To opowiadanie na pewno zapamiętam. Byłam z
niego dumna przez długi czas. I nawet pomimo tego, że ostatnimi czasy nic się
nie pojawiało. Mam nadzieję, że zostawicie po sobie ślad. Powiecie, co
najbardziej się wam podobało w moim opowiadaniu. Zostawicie swoje opinie na
temat dzisiejszego posta. Dziękuję wszystkim, którzy czekali na zakończenie.
Gabrysia M.