Stałem w przedpokoju i rozmawiałem z Johnem.
Zwołaliśmy zebranie Zakonu Feniksa akurat, kiedy mój brat wrócił ze spaceru ze
swoją narzeczoną. Trochę się wkurzył, no ale trudno. To też mój dom… a nawet
bardziej mój, bo to na mnie zapisali go rodzice.
-Nadal nie rozumiem
dlaczego najpierw nie omówiłeś tego ze mną- wzdycha mój brat przecierając oczy.
- Nie było cię. A
nie ma czasu na zwlekanie- staram się zachować spokój, a to nie jest łatwe,
kiedy wkurzasz się coraz bardziej.
-No dobrze. Mogę
chociaż wiedzieć za ile tu będą?- pyta poddając się. Dokładnie w tym momencie
przez komin wpada dyrektor.
-Tak jakoś teraz-
wyszczerzam zęby w huncwockim uśmiechu.
-Witajcie chłopcy-
podchodzi do nas wujek Albus. Jamesie co tak ważnego się dowiedziałeś, że zwołałeś
natychmiastowe spotkanie?- pyta patrząc na mnie ciepło ponad okularami.
-Opowiem to
dopiero, kiedy wszyscy już będą. Z Lilką słyszeliśmy ciekawą rozmowę-
wyjaśniłem.
-A więc gdzie jest
miejsce spotkania?- uśmiechnął się.
-W Sali
konferencyjnej. Tej na pierwszym piętrze- odpowiadam.
Dyrektor rusza na wyznaczone przeze mnie
miejsce po drodze zaczynając rozmowę z moim bratem. Stoją w holu w oczekiwaniu
na następnych członków Zakonu Feniksa. Myślę nad tym, co powiem na spotkaniu.
To oczywiste, że Voldemort planuje coś dużego, ale trzeba się dowiedzieć co.
Nie możemy czekać, aż minister się za to weźmie, bo ten koleś sika w gacie za
każdym razem jak wypowie się imię tego mordercy. Może to i niebezpieczne o nim
mówić, ale strach przed imieniem wzmacnia strach przed osobą, która je nosi…
czy coś w ten deseń. Słyszę ciche pukanie do drzwi. Podchodzę bliżej.
-Kto tam?
-Frank Longbottom-
słyszę głos za drzwiami.
-Podaj hasło-
proszę, ponieważ tego wymagają środki bezpieczeństwa ustalone przez Zakon
Feniksa.
-Feniks- otwieram
drzwi i wpuszczam Franka do środka. Tłumaczę mu gdzie ma się udać.
Kiedy stwierdzam, że są już wszyscy
członkowie udaję się do Sali konferencyjnej i po pozwoleniu Dumbeldora mówię co
ja i Lily usłyszeliśmy.
-Voldemort jest
zdolny do tego, żeby skrzywdzić nas wszystkich. Nie mogę na to pozwolić-
kończę.
-Jednak to nadal za
mało żebyśmy biegli na niego nieprzygotowani- mówi czarodziej, którego nazwiska
nie znam. Wiem tylko, że jest w zakonie od miesiąca i pracuje w biurze ministra
przez, co ma stały dostęp do informacji zatajanych przez władze.
-Nie możemy też
siedzieć z założonymi rękami i czekać aż nas dopadnie! Wszyscy będziemy
martwi!- po raz pierwszy od początku spotkania odzywa się Lily. Nadal nie
jestem zadowolony z faktu, że dziewczyny też dołączyły do zakonu jednak nie
miałem nic do gadania.
-Spokojnie- odzywa
się dyrektor wyczuwając, że zaraz możemy rozpocząć kłótnię. Pan Revis ma rację.
Nie możemy wystawiać się z motyką na słońce pomimo, że tak jak ty Jamesie
uważam, że to dosyć poważne, co słyszeliście. Jednak jeśli już jesteśmy na
spotkaniu chętnie się dowiem czego nasi informatorzy się dowiedzieli-
skierowuje swój wzrok na Kingsley’a i Artura Wesley’a.
-W ministerstwie aż
huczy od tego, co Czarny Pan wyprawia jednak wszyscy trzymają język za zębami
jeśli chodzi o poważniejsze występki- odzywa się Artur.
-Minister nie
pozwala aby coś, co może sprawić, że jego posada będzie zagrożona wyszło na
światło dzienne- zgadza się Kingsley.- Mówi ludziom to, co chcą usłyszeć.
-A czego ty się dowiedziałeś
Franku?- Dumbeldore zwraca się do Franka Longbottom’a, kiedy w czerwcu
zakończył szkołę, a odkąd naszego poprzedniego informatora, który obserwował
Śmierciożerców… pozbyto się, Frank się tym zajmował. To była tak naprawdę
najbardziej niebezpieczna „posada” w zakonie on jednak się tym nie przejmował.
Tylko Alicja drżała o niego ze strachu, że może skończyć jako martwa
marionetka.
-Chłopaki mają
rację. Czarny Pan szykuje coś większego, a Śmierciożercy chodzą jak w zegarku i
nie wypadają byle, kiedy żeby pozabijać niczemu winnych mugoli- zaczyna Frank.-
Jednak musze przyznać, że Voldemort jest w gorszym humorze niż zazwyczaj.
Możliwe, że to dlatego dwóch BYŁYCH przyjaciół Lilki planuje napad. Fakt, kiedy
ich obserwowałem zauważyłem, że Czarny Pan wyżywa się na dwóch swoich poddanych
w szczególności. I to by się nawet zgadzało. Obaj przyjaźnili się z dziewczyną
z mugolskiej rodziny- marszczy czoło jakby układał trudne puzzle, a ktoś zabrał
mu obrazek z podpowiedzią.
-Ciekawe- unosi
brwi Dumbeldore.
-Nie rozumiem tylko
czego oni chcą od Lilki- zabiera głos Alicja.
-Dzięki niej dotrą
do Jamesa- wyjaśnia dyrektor. Profesor McGonagall ze zrozumieniem kiwa głową.
-Nie możemy na to
pozwolić jednak tutaj Czarny Pan nie dostanie Pottera, a szkoła też jest pilnie
chroniona- oznajmia nauczycielka.
-Właściwie, za
pozwoleniem przerwę pani profesor- wtrąca się Frank- ale Sami- Wiecie-Kto nie
jest głupi, wie, że ciężko będzie zdobyć Jamesa. Jednak jest w stanie zrobić
wszystko…. Dlaczego nie wiemy po co jest mu Potter?- pyta zbaczając z tematu.
-Dlatego, że to
niebezpieczne. Nie tylko my mamy szpiegów i informatorów Franku- mówi spokojnie
Dyrektor.
-Czy mamy więc
jakiś konkrety plan?- zwraca się do dyrektora milcząca jak dotąd Molly.
-Niestety na razie
nie możemy nic zaradzić- profesor pociera zmęczone oczy.- Dziękuję wszystkim za
przybycie i do zobaczenia na spotkaniu, o którym jeszcze was poinformuję-
wszyscy podnoszą się i zbierają do wyjścia rozmawiając między sobą.
***
9.08.1977- poniedziałek (11.30)
Podnoszę się z
łóżka zaspany. W domu jest cicho, więc wiem, że wszyscy jeszcze śpią, albo są
naprawdę cicho. Wchodzę do łazienki i biorę zimy prysznic, żeby się otrzeźwić.
Później ubieram się i staję przed lustrem. Układam moje włosy w „artystyczny
nieład” i wychodzę z pokoju. Wchodzę do sypialni Syriusza i widzę, że mój
przyjaciel nie ma zamiaru wstawać, ponieważ głowę chowa pod poduszką. Podchodzę
bliżej wyczarowuję sobie pióro i zaczynam łaskotać go po twarzy, wcześniej
odsuwając poduszkę. Jego mina jest zabójcza więc ledwie daję radę powstrzymać
się przed wybuchnięciem śmiechem. Zwłaszcza wtedy, kiedy usiłując wstać zaplątuje się w kołdrę i upada na podłogę.
-POTTER! JESTEŚ MARTWY!- woła wstając wściekły z ziemi.
Wybucham śmiechem i wychodzę od niego. Kieruję
swoje kroki do pokoju Remusa jednak, kiedy mam już je otworzyć Lunatyk
wychodzi.
-Byłem obudzić już Petera. Powiedziałem, że jak nie
wstanie to nie dostanie śniadania, więc, spoko- mówi zanim zdążę się odezwać.
-Okey. A dziewczyny?- pytam. Przyjaciel wzrusza
ramionami, więc wchodzę do pokoju naprzeciw jego, gdzie śpi Lily. Widzę rude
loki wystające z pod koca. Przypuszczam, że było jej ciepło w nocy. Odkrywam ją
powoli, a ona nie reaguje, więc całuję ją w czoło. Odgania mnie jak natrętną
muchę. Całuję ją znowu tym razem w nos. Uchylam się zanim udaje jej się mnie
uderzyć. Cmokam ją w usta, a potem odsuwam się. Mruczy coś nie zrozumiale.
-Liluś, czas wstawać- szepczę jej do ucha odgarniając
włosy.
-Jeszcze pięć minut- przewraca się na bok.
-Zaspałaś na eliksiry- mruczę.
-O cholera!- zrywa się jak oparzona.- Ślimak mnie
zabije!- i dopiero wtedy zdaje sobie sprawę, że są wakacje.- James!- woła
oburzona i uderza mnie w ramię.
-No co Liluś?- obejmuję ją w pasie i przyciągam bliżej
siebie.
-Obudziłeś mnie w bardzo nie ładny sposób- mówi dźgając
mnie palcem w klatkę piersiową.
-Postaram się zachowywać lepiej- uśmiecham się do mniej
patrząc w jej oczy przez co moje okulary zsuwają się niebezpiecznie z nosa.
Lily mi je poprawia i całuje.
-Zaraz zejdę na dół- cmoka mnie jeszcze w usta i wypycha
mnie za drzwi. Słyszę jak ktoś krząta się w kuchni, więc tam schodzę i widzę
jak Dorcas z Syriuszem przygotowują „śniadanie”. Chrząkam głośno.
-Rogacz- uśmiecha się Syriusz.
-Wszystko już gotowe braciszku- mówi Dorcas nawet na mnie
nie patrzy. Siadam przy stole, a chwilę później pojawia się reszta moich
przyjaciół. Zaczynamy jeść śniadanie, kiedy przerywa nam pukanie do drzwi.
Przeżuwam swojego tosta nie zwracając na to uwagi.
-Może byś otworzył- mówi Remus.
-Merlinie. Już nawet zjeść w spokoju nie można- wstaję i
idę otworzyć drzwi. Nie zastanawiając się nad tym, że to może być Pułapka
otwieram drzwi. I wtedy się coś na mnie rzuca.
-Jimmyyyyyyy- jedyne co widzę to blond włosy, ale po tym
pełnym entuzjazmu pisku poznaję Charlottę.
-No cześć Lotta- śmieję się.
-Co tam? Zeszliście się już z Lily?- mruga.
-Już dawno- wyszczerzam się. Z kuchni wychodzi reszta
moich przyjaciół. Dziewczyna odsuwa się ode mnie i podchodzi do reszty
przyjaciół. Przytula Lily, Dorcas, Kate i Alicję później Łapę i na końcu wita
się z Peterem. Zbliża się do Lunatyka, który od rana był przygaszony z powodu
dzisiejszej pełni.
-Cześć Remusie- uśmiecha się patrząc w jego oczy.
-Stęskniłem się słońce- uśmiecha się po huncwocku i
obejmuje ją w pasie, a ona zarzuca mu ręce na szyję. Zaczynają się całować.
Wskazuję reszcie kuchnię, co znaczy, że powinniśmy się stąd ewakuować i dać im
nieco prywatności. Niewiele później dosiadają się do nas. Siadają przy stole, a
ja wiem, że nawet teraz trzymają się za ręce.
-Tak właściwie co tu robisz Charlie?- pyta Syriusz.
-Moja babcia mieszka w Dolinie. Ostatnio gorzej się
czuje, więc pomimo zagrożenia ze strony Czarnego Pana postanowili wrócić.
Przyjechaliśmy dzisiaj w nocy-mówi.
-Czyli będziesz chodzić do Hogwartu?- pyta Kate.
-Noo tak- odpowiada.
-Mhmmm… Ummm… Boooo…- Zaczyna Dorcas.-
ZaprosiłamAnnżebyspędziłazmamijedenzjejostatnichdniwangiunas- mówi na jednym
wydechu.- No bo was ma dzisiaj nie być, bo jest pełnia, a ona chciała z nami
pobyć… Jak cię zobaczy wydrapie twoje oczy- mówi Charlottcie.
-I tak muszę się jeszcze rozpakować- wzdycha dziewczyna.
***
9.08.1977- poniedziałek (22.00)
Patrzę przez
chłopaków jak kierują się w stronę lasu. James odwraca się i posyła mi całusa.
Łapię powietrze i przykładam do serca. Wracam do przyjaciółek.
-Kiedy Ann ma tu być?- zwracam się do Dor.
-Już powinna być- odpowiada i właśnie w tym momencie ktoś
puka do drzwi. Podchodzimy wszystkie, a dorkas otwiera.
-Jak zwykle punktualna- uśmiecham się.
-Cześć- Ann wchodzi do środka i przytula każdą z nas po
kolei.- Nie mogę uwierzyć, że nie wrócę z wami do Hogwartu- uśmiecha się
smutno.-Ale jest jeden plus.
-Jaki?- Kate parzy na nią z ogromnym zaskoczeniem.
-Jak spotkam Charlottę to powyrywam jej wszystkie kłaki z
głowy za to, że odbiła mojego chłopaka- opada na fotel z mściwym uśmiechem.
Wymieniam się spojrzeniami z resztą dziewczyn.
-Myślałyśmy, że przebolałaś już Remusa- mówi niepewnie Alicja.
-Remus był moją pierwszą miłością. To nie jest za proste-
odpowiada.- Bronicie jej?
-Nie! Oczywiście, że nie- woła oburzona Dorcas, ona mimo
wszystko nie jest z Charlottą najbliżej.
-Ale nie zapominaj, że najpierw ty całowałaś się z tamtym
chłopakiem- Kate siada na kanapie i zakłada nogę na nogę.
-Po czyjej ty jesteś stronie?- pyta Ann patrząc na Kate z
niedowierzaniem.
-Po stronie sprawiedliwości- wzdycha.- Jesteś moją
przyjaciółką od kiedy tylko się poznałyśmy, ale nie zachowujesz jasności
umysłu - dodaje.
-Nie kłóćcie się, co?- mówię.- To ma być ostatni babski
wieczór w takim gronie- rozsiadam się w fotelu.
-No dobra, ale jednak o czymś musimy plotkować- mówi
Dorcas siadając w fotelu naprzeciw mnie.
-Może Lily i Jamesie- Alicja siada obok Kate.
-A co z nimi?- pyta Ann nic nie rozumiejąc.
-Wyobraź sobie zeszli się już z pół roku temu…- Dorcas
zakłada ręce na piersi.
-…i nie pisnęli ani słówka- dokańcza Kate.
-Co?!- patrzy na mnie z niedowierzaniem.
-Po prostu… tak jakoś wyszło- odpowiadam wzruszając
ramionami.
-Tak jakoś wyszło?! Nie mogę uwierzyć, że nic nie powiedziałaś!- mówi dziewczyna.
Uśmiecham się tylko.
Siedzimy do
późnej godziny i rozmawiamy o wszystkim. Wspominamy wszystko co wydarzyło się
przez ostatnie sześć lat. Co zabawne większość naszych wspomnień jest związana
z huncwotami… No kto by przypuszczał?
***
10.08.1977- wtorek (9.00)
Budzę się
zmęczony. Wszystko mnie boli, ale wiem, że muszę wstać. Remus się już pewnie
obudził, a ja nie mogę pozwolić mojemu przyjacielowi siedzieć zamkniętemu z
myślą czy nie zabił przypadkiem jakiejś wiewiórki… No dobra, raczej będzie
zastanawiał się co robi w domu skoro byliśmy w lesie. Wróciliśmy z lasu około
trzeciej w nocy.. Księżyc zniknął z nieba i rozpadał się deszcz. Remus zamienił
się w człowieka. Nie byliśmy pewni czy to dobry pomysł żeby zabrać go ze sobą,
ale to zrobiliśmy. Postanowiłem zamknąć go w jednym ze schronów. John i Clary
wyjechali na kilka dni do jej rodziców, więc mieliśmy pewność, że nie będzie o
niczym wiedział i mnie za to nie zabije. A wiem, że gdyby wiedział to już bym
był martwy.
Wstaję z łóżka
i szybko schodzę do piwnicy i otwieram drzwi za którymi zamknęliśmy Lunia… Mam
nadzieję, że to te. Widzę mojego przyjaciela siedzącego pod ścianą.
-No siema stary. Jak się spało? Zapomniałem przynieść ci
koca- odpowiadam opierając się o framugę drzwi z uśmiechem.
-Rogacz! Co ja tu robię?! Dlaczego… Czy coś się stało?-
podrywa się z ziemi i patzy na mnie z przerażeniem w oczach.
-Spokojnie Lunatyku. Po prostu księżyc znikł za chmurami,
ty zamieniłeś się w człowieka. Rozpadał się deszcz. Nie chcieliśmy zostawiać
cię na deszczu, a niebezpiecznie było cię kłaść do łóżka. Dlatego przynieśliśmy
cię tutaj- odpowiadam.
-Merlinie. Martwiłem się, że…
-Wszyscy są cali i pewnie jeszcze śpią. A ty na pewno
jesteś głodny. Króliki ci uciekały całą noc- nabijam się z niego.
-Oj no weź!- wychodzimy do kuchni. Są tam Łapa,
Glizdogon, Lily i Dorcas.
-Wstaliśmy przed chwilą i zauważyliśmy , że cię nie ma,
więc domyśliliśmy się, że poszedłeś po Remusa. Dlatego zeszliśmy zrobić
śniadanie. Dziewczyny zaraz przyjdą- mówi lily i całuje mnie na powitanie. Ktoś
puka do drzwi.
-Otworzę- mówi Remus.
***
10.08.1977- wtorek (9.30)
Otwieram
drzwi. Przed nimi stoi Charlie. Zawisa na mojej szyi.
-Nie mogłam spać całą noc martwiąc się o ciebie. Jak się
czujesz?- pyta odgarniając moje włosy, które opadły na czoło.
-Czuję się dobrze- uspokajam ją. Całuję ją lekko, a ona odwzajemnia
pocałunek, czuję jak się uśmiecha. Mógłbym tak stać całą wieczność, ale za
moimi plecami rozlega się wrzask. Odwracam się zaskoczony. Na schodach stoi
wściekła Ann, a obok niej Kate i Alicja.. Z kuchni wychodzi reszta.
-Chyba pominęłyście fakt, że ONA też tu jest!- woła
wkurzona. Widzę jak Kate zasłania oczy przerażona. Alicja zatyka buzię nie chcą
wydać okrzyku przerażenia. Już chyba każdy wie, co może zrobić wściekła Ann
Wisborn. Staję tak, że zasłaniam swoim ciałem Charlie.
-Cześć Ann. Co tam u ciebie?- pytam starając się być
swobodnym.
-Co ona tu robi?- pyta Ann patrząc na Dorcas nie
zwracając uwagi na to, że do niej cokolwiek powiedziałem.- Czy ona nie powinna
być we Francji?
-Przyjechała tu do babci z tego, co wiem… Na stałe-
odpowiada za nią James.
-I mimo, że wiesz, że jej nienawidzę nie wspomniałaś ani
słowa?- zwraca się do Lilki, która otwiera buzię z zamiarem odpowiedzenia, ale
po chwili traci na to ochotę.
-O nie! Tego za wiele!- odzywam się wściekły i podchodzę
bliżej niej. Trzymam Charlottę za rękę. Ale ona odchodzi i staje obok Jamesa i
Lily.- To ty mnie zdradziłaś! Nie masz prawa zwalać niczego na Charlie, bo
niczemu nie jest winna! A ty zachowujesz się podle! Wiesz czemu?! Bo masz zbyt
wysokie mniemanie o sobie! Zachowujesz się jak gówniara! Dobrze wiesz, że już
jakiś czas przed twoim wyjazdem na wymianę nie było między nami najlepiej i
kwestią czasu było to, że się rozstaniemy- mówię wściekły jak nigdy. Widzę oczy
Ann rozszerzają się ze zdziwienia.
-Świetnie! Więc wydaje mi się, że nie mam po co tu być,
choćby minutę dłużej!- odpowiada. Różdżką wzywa swoje rzeczy i bez pożegnania
opuszcza dom.
Dziewczyny
patrzą na to z niedowierzaniem .Nie spodziewały się takiego ciosu ze strony
przyjaciółki. Nie pożegnała się po sześciu latach znajomości. Jest mi głupio z
tego powodu, bo zawiniłem nieco. Nie musiałem wygadywać tego wszystkiego, co
powiedziałem, ale byłam tak bardzo na nią zły, że po prostu musiałem.
-To moja wina. Przepraszam- odzywa się Charlotta.
-Co ty mówisz?- Rogacz patrzy na nią z niedowierzaniem.
-No wiesz… Mogłam się powstrzymać do popołudnia zanim
przyjdę, ale tak bardzo martwiłam się o Remusa… - patrzy na Dorcas.
-Rozumiem cię. Okey? Ona nie powinna była…- przytula moją
dziewczynę. Widzę to chyba po raz pierwszy w życiu.
***
Witam was wszystkich serdecznie, po tak długiej przerwie.
Wracam z nowymi pomysłami i siłą. Nie chcę stracić tego
co już zyskałam poprzez pisanie tego bloga dlatego wraz ze startem nowego roku
pojawia się ten post.
Nie mam na dzisiaj dedykacji dla nikogo, ponieważ sama
nie wiem czy ktokolwiek tu pozostał. Oczywiście posty nie będą pojawiały się
często, bo to nie jest możliwe, ale postaram się przynajmniej raz w miesiącu
coś dodać.
Przez dwa ostatnie tygodnie stycznia będę mieć ferie,
więc pewnie dodam jeszcze coś wtedy, ale jak na razie musi wystarczyć to co
jest tutaj.
Mam nadzieję, że ktoś został i czyta to.
Dziękuję, za uwagę i zapraszam do komentowania. Powiedzcie mi, co waszym zdaniem powinnam poprawić, a co jest na tyle dobre, że nie musi się zmieniać.
Dziękuję, za uwagę i zapraszam do komentowania. Powiedzcie mi, co waszym zdaniem powinnam poprawić, a co jest na tyle dobre, że nie musi się zmieniać.
Do następnego razu:
Gabrysia M.
Na początku był maindfuck bo nie pamiętam co było wcześniej, a z maindfucka wyłoniły się przebłyski świadomości co było w poprzednich rozdziałach ;D
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział baardzo dialogowy, ale mi się podoba.
CIeszę się, ze wróciłaś ;D
Ann to jednak jędza ;D
Adios:*