31.03.1977- czwartek (21.30)
Siedzieliśmy w kole
na podłodze. Pierwotny pan był taki, że zagramy w butelkę, ale dzisiejsza
impreza się nie kleiła. Remus miał odcisk ręki Ann na policzku, która patrzyła
teraz na niego wrogo. On natomiast wydawał się nie przejmować jej obecnością.
Wydaje mi się, że odbył z resztą Huncwotów rozmowę na temat rozmawiania z Ann.
Dorcas i Syriusz
zaczęli się sprzeczać, ale chyba tylko z nudów, bo raczej ich to bardziej
bawiło niż denerwowało. Słyszałam tylko pojedyncze słowa, ale jednak ta
„kłótnia” nie była oparta na nienawiści czy tym podobnym, a raczej na ubawie ze
swoich wzajemnych reakcji.
Peter i Kate
rozmawiali przyciszonymi głosami. Szczerze? Ja nawet nie wiem na jakich
zasadach oni są parą. Alicja natomiast była z nami tylko na początku, bo
później wybyła na randkę z Frankiem.
Skupiłam swoją
uwagę na Jamesie. Leżał na plecach z rękami pod głową i wpatrywał się w nasz
sufit. Zastanawiałam się, nad czym on tak myśli. Zachowywał się tak jakby wcale
nie obchodziło go to, że impreza, na której są Huncwocie podupada. Położyłam
się obok niego.
-Na, co tak patrzysz?- pytam obserwując to samo miejsce, co
on.
-Myślę nad nimi wszystkimi i zastanawiam się, kiedy zdadzą
sobie sprawę, że już za rok skończymy szkołę, a po świecie nadal grasuje
Voldemort. W Hogwarcie mamy zapewnione bezpieczeństwo, ale poza murami zamku
jesteśmy jak owieczki… To prawda, że większość z nas może już używać czarów,
ale co z resztą? Kłótnie i zawiści w naszej grupie nam nie pomogą- wzdycha
nadal oglądając sufit.
-Nie myślmy o tym teraz. Prędzej czy później to zrozumieją-
odpowiadam mu zdziwiona jego myślami.
-To, o czym mam myśleć?- pyta.
-Może nad tym jaki garnitur ubierzesz na ślub i wesele mojej
siostry?- podpowiadam.
-Mojej siostry- powtarza.- Moja siostra nie wychodzi za mąż…
To twoja siostra wychodzi za mąż…- składa moją wypowiedź w całość. Podnosi się
nagłym ruchem do pozycji siedzącej.- Zapraszasz mnie na ślub twojej siostry?-
pyta.
-Tak. Nie mam, z kim iść, a nie chcę czuć się tam jak
przybłęda- uśmiecham się do niego, również się podnosząc.
-Jasne. Chętnie z tobą się wybiorę- uśmiecha się i mruga do
mnie.
***CZTERY MIESIĄCE PÓŹNIEJ***
6.08.1977- sobota (9.00)
Siedziałam przed
lustrem w pokoju. Minął już miesiąc wakacji. Wprost nie mogłam się doczekać,
kiedy w końcu pojadę do Potter’ów. Rodzice zgodzili się na wyjazd z domu
dopiero po weselu, czyli jutro nad ranem zapewne. Spojrzałam na mój hogwardzki
kufer, który był już gotowy do wyjazdu na wakacje w Dolinie Godryka.
Czułam się jakbym miała
zaraz zwymiotować. Przyszły mąż Petuni- Vernon Dursley przez ten rok utył
jeszcze bardziej. Teraz swoim wyglądam jeszcze bardziej przypominał świnię.
Ciekawe jak będzie wyglądało ich dziecko? Świnia i żyrafa. Idealna para. Co
prawa to moja siostra i nie wypada mi tak mówić, ale niestety. Taki los. Ona
obraża mnie ja ją.
Zaraz przyjedzie
James i końcu poczuję się trochę swobodniej. Powiedziałam już rodzicom, że ja i
Rogacz znowu jesteśmy parą. Oczywiście bardzo się ucieszyli. Ciekawe jak
zareaguje nasza paczka jak się o tym dowie. Uśmiecham się na samą myśl o tym.
Wsuwam ostatnią
wsuwkę we włosy upięte w koka. Jestem już gotowa. W tym samym czasie słyszę
dzwonek do drzwi. Szybko zbiegam po schodach i pędzę do drzwi tak szybko na ile
pozwalają mi moje buty na obcasach. Otwieram drzwi, w których już stoi James.
Rzucam mu się na szyję i całuję w policzek.
-Nie mogłam się doczekać, aż przyjdziesz- uśmiecham się
szczęśliwa.
-Jak mniemam twoja rodzina już wie, że znowu jesteśmy razem-
szepcze mi do ucha. Uśmiecham się przepraszająco. Łapię go za rękę i wchodzimy
do domu. Przyglądam się jego ubraniu. Jest ubrany elegancko, a co ważniejsze
wcale nie wygląda na kogoś magicznego. Do pomieszczenia, w którym stoimy
wchodzi mój tata.
-Witaj Jamesie- podają sobie ręce.
-Dzień doby panie Evans- odpowiada mój chłopak.
-Czy twoi rodzice nie mają nic przeciwko temu, że zaprosiłeś
Lily na resztę wakacji do siebie?- pyta tata z lekkim niesmakiem. Jadę na kilka
tygodni do domu mojego chłopaka. To nie wygląda zbyt optymistycznie dla mojego
ojca.
-Mój brat nie ma nic przeciwko. Zresztą i tak on i jego
narzeczona całymi dniami pracują- uśmiecha się James.
-Ale ja pytałem o zdanie rodziców- mój tata zaczyna się
niecierpliwić. Czyżbym nie wspomniała mu o tym, że James nie ma rodziców?
-Moi rodzice nie żyją- odpowiada Rogacz sztywno.
-Och. Wybacz. Nie wiedziałem- twarz mojego ojca wyraża
zmieszanie.
-Nic nie szkodzi. Mam brata, który niedawno wrócił z Francji
razem z narzeczoną, a Dorcas moja siostra bliźniaczka też z nami zaczęła
mieszkać- uśmiecha się James trochę wymuszenie, ale mimo wszystko.
-No i jest jeszcze Syriusz- wcinam się do ich rozmowy.
-Kto?- dziwi się ojciec.
-Mój najlepszy przyjaciel, który ma hmmm kłopoty z rodziną-
odpowiada Rogacz.
-Czy pomieścicie się wszyscy w domu jeśli weźmiecie do
siebie jeszcze Lily?- dziwi się mój tata.
-Raczej nie ma z tym problemu. Mam duży dom- odpowiada mój
Huncwot.- Zresztą zaprosiliśmy też resztę naszych przyjaciół.
-Och. No dobrze…- tata chciał coś jeszcze dodać, ale moja
mama zawołała go do kuchni.
-Przepraszam cię za niego- wzdycham.
-Nic nie szkodzi- James patrzy mi w oczy. Jeszcze sekunda i
pocałowalibyśmy się, ale wtedy dzwoni dzwonek do drzwi.
-Lily! Otwórz!- słyszę wołanie mamy.
-Już idę!- odkrzykuję.- Zaraz wracam- mówię do Jamesa i idę
do drzwi. Za nimi stoi moja rok starsza kuzynka, której nienawidzę.
6.08.1977- sobota (10.00)
Stoję w salonie i
czekam na powrót Lily, która poszła otworzyć drzwi. Po chwili wraca z
dziewczyną nieco wyższą od niej o oczach prawie białych i rudo-blond włosach.
-James poznaj moją kuzynkę Melanie- Lily przedstawia mi
swoją towarzyszkę.
-James Potter, milo mi- podaję jej rękę.
-Melanie Selen- uśmiecha się do mnie zalotnie.- Jesteś
jakimś kolegą Petuni?- pyta mrugając rzęsami. Automatycznie przed oczami
pojawia mi się obraz Alisy po tym jak rozstaliśmy się z Lily i ona próbowała
mnie poderwać. Powstrzymuję parsknięcie śmiechem.
-Jestem osobą towarzyszącą Lily- odpowiadam przyciągając do
siebie moją dziewczynę.
-No właśnie Melanie. Ja tu jestem i słyszę jak flirtujesz z
moim chłopakiem- uśmiecha się lekceważąco do kuzynki.
-Ile ci zapłaciła?- Melanie nie zwraca uwagi na Lily i cały
czas zwraca się do mnie. Jak ja nie lubię nachalnych lasek. Po prostu ich nie
znoszę.
-Nic, a nic- staram się nie tracić panowania nad sobą.
-Melanie! Melanie! Jesteś nareszcie! Chodź!- słyszę głos
prawdopodobnie należący do siostry Lily. Melanie mruga do mnie i odchodzi.
-Uch. Jak ja jej nie znoszę- wzdycha Ruda.
-Liluś. Nie przejmuj się nią- odgarniam włosy opadające na
jej czoło. Lilka przytula się do mnie. Obejmuję ją. Po chwili podnosi głowę i
uśmiecha się. Patrzę w jej oczy i upajam się ich zielenią. Już mamy zamiar się
pocałować, kiedy przerywa nam znaczące chrząknięcie. Odskakujemy od siebie jak
oparzeni. W drzwiach stoi mama Lilki.
-Zaraz wychodzimy- robi surową minę, ale widzę, że jej oczy
się śmieją. Mruga do mnie ledwie zauważalnie.
-Chodźmy- Lily łapie mnie za rękę i ciągnie do wyjścia.
6.08.1977- sobota (12.00)
Leżałę na podłodze
w salonie. Tak, tak. Podziwiam sobie sufit. Dlaczego? Nie mam pomysłu, co
robić, a okropnie się nudzę. Jednak sufit w salonie Potter’ów- czyli moim też-
jest niezwykle interesujący. Taki biały. Tak bardzo biały, że, aż przerażający.
Nie oszukujmy się. Moje zajęcie jest baaaardzo nudne. Jęknęłam sfrustrowana.
Gdzie się podziewa ten Syriusz? Mógłby już wrócić. Jeśli nie będzie mnie w
domu, kiedy wróci to zacznie się martwić. Uch… Dlaczego ja nie mogę być
bardziej samodzielna?
Słyszę trzask
zamykanych drzwi.
-Doruś! Gdzie jesteś?- woła Łapa.
-Tutaj!- odkrzykuję. Nie mam nawet ochoty wstawać z dywanu.
Beznadziejny przypadek. Syriusz wchodzi do pomieszczenia.
-Czemu leżysz na ziemi? Coś się stało?- podbiega do mnie.
Upsss to nie miało wyglądać na to, że coś mi jest.
-Nudzę się- jęczę tylko w odpowiedzi.
-Napędzasz stracha ludziom, wiesz?- pyta mnie, uśmiechając
się z ulgą.
-Też cię kocham- śmieję się tylko. Tuż nad moją głową
pojawia się głowa Łapy.
-Ja ciebie też- jego włosy łaskoczą mój policzek. Z tej
perspektywy wygląda jeszcze przystojniej. Całuje mnie, a ja oddaję pocałunek.
Całujemy się
chwilę, ale nagle Syriusz odrywa się ode mnie i wstaje, po czym podnosi również
mnie.
-Hej! Co robisz? Mi się podobało!- uśmiecham się uroczo.
-Mi też się podobało- przysuwa mnie bliżej siebie i całuje
znowu. No dobra bądźmy szczerzy. Uzależniłam się od Syriusza Black’a i żaden
uzdrowiciel mi nie pomoże.
7.08.1977- niedziela (19.30)
Stałam w drzwiach
domu. James trzymał moją walizkę. Co najmniej od piętnastu minut słucham
kazania moich rodziców. Jest tak długie chyba tylko dlatego, że zobaczymy się
dopiero w wakacje. No, ale mimo wszystko powinni się przyzwyczaić przez
ostatnie kilka lat, no nie?
-Mamo, tato będę grzeczna obiecuję- przysięgłam im.
Pocałowałam tatę w policzek i przytuliłam mamę.- Do zobaczenia w wakacje-
pomachałam im na pożegnanie.
-Do widzenia państwu- pożegnał się James. Odeszliśmy
kawałek. Musieliśmy znaleźć miejsce żeby się przetelepoetować. Szliśmy tak
trzymając się za ręce, ale oczywiście nie obyło się bez wpadki.
Docieraliśmy
właśnie do parku, który mieścił się niedaleko mojego domu, kredy wpadliśmy na
Severusa Snape’a rozmawiającego z Luisem. Tak tym samym, przez którego ja i
Rogacz rozstaliśmy się. Czuję jak ręka Jamesa zaciska się mocniej na mojej.
-Nie zwracaj na nich uwagi- szepczę. Widzę jak zaciska
mocniej zęby, ale kiwa głową. Jednak po chwili zatrzymuje się w takim miejscu,
że nas nie widać, ale doskonale słyszymy, o czym rozmawiają.
-Domyślili się, że jesteś czarodziejem?- słyszę głos
Severusa.
-Nie. Wiesz przecież, że po ostatnim nie chce ze mną
rozmawiać. Nie sądziłem, że pojawi się Potter. A mogło się udać. Ty miałbyś
Lilkę, a nasz Pan Pottera- głos Luisa brzmiał inaczej, ostrzej i był bardziej
zgorzkniały.
-Ale musiałeś wszystko spieprzyć. A próbowałeś ją ostatnio
przeprosić?- słyszę, że Snape jest zdenerwowany.
-Byłem tam z pięć razy, ale jej ojciec mnie nie wpuścił-
warczy Luis. Spoglądam na Jamesa. Wygląda jak by miał zaraz przywalić mu w nos.
Widzę jak nerwowo przeczesuje włosy.
-Jutro spróbujesz jeszcze raz- odwarkuje Smark. Nie, nie spróbuje- myślę.
-Spadamy stąd- słyszę jak James szepcze mi do ucha. Mocniej
zaciska uścisk i po chwili z cichym pyknięciem stoimy przed ogromną willą.
-Gdzie my jesteśmy?- pytam otwierając usta w zdumieniu.
Posiadłość wygląda imponująco. Chciałabym tu zamieszkać.
-Lily. Witaj w Willi Godryka- odpowiada uśmiechnięty James.
-Nie wierzę. To twój dom?- pytam zaskoczona.
-Jak najbardziej- wyszczerza się w odpowiedzi.
7.08.1977- niedziela (20.00)
Lilka miała tak
zaskoczoną minę, że myślałem, że umrę ze śmiechu. Patrzyła na mój dom jak na
jakiś pałac. No cóż, może jej się wydawać, że to pałac. Jest większy od
przeciętnego domu, więc rozumiem jej zdziwienie. Ja się już do tego przyzwyczaiłem,
a ona widzi go po raz pierwszy.
-Chodź- złapałem znowu jej rękę i pociągnąłem do środka.
Weszliśmy do wnętrza domu i zastaliśmy kompletną ciszę. A przecież powinni tu
być już wszyscy. Remus, Peter, Alicja, Kate i Charlotta. Jednak nikogo nie
widziałem.
-Ciiii… może jak zastaną romantyczny półmrok i ciszę to nie
będą się potrafili sobie oprzeć- usłyszałem ciche syknięcie Dorcas. Lilka najwyraźniej
też to usłyszała, bo roześmiała się głośno.
-Powinniście być bardziej dyskretni- chichotała. Puściłem
jej rękę. Zaraz potem nasi przyjaciele zbiegli po schodach. Dorcas zapaliła
światło.
-Wiedziałam. Was nie można scalić. Jesteście uparci jak
osły!- moja siostrzyczka nieco się wkurzyła…. Tak tylko odrobinę.
-Hmmmm tak właściwie to my jesteśmy znowu parą już od marca- Lilka wzruszyła ramionami i złapała mnie za rękę.
-Hmmmm tak właściwie to my jesteśmy znowu parą już od marca- Lilka wzruszyła ramionami i złapała mnie za rękę.
To by było na tyle jeśli
chodzi o zaskakujące ujawnienie, ale i tak patrzyli na nas jak byśmy spadli z
księżyca. HA! Tego się nie spodziewali.
-DLACZEGO NIC NIE POWIEDZIELIŚCIE?!!!- teraz Dorcas wkurzyła
się na serio. Nie wiedziałem, że aż tak się zdenerwuje. Nie była wybuchowa.
Zazwyczaj.
-Oj. Tam. Dorciu. Ważne, że znowu są razem- Syriusz objął ją
ramieniem, ale popatrzył na mnie takim wzrokiem, że wiedziałem, po prostu wiedziałem,
że dzisiaj w nocy mi nie odpuści i będzie chciał wiedzieć wszystko.
Jakieś pół godziny
później siedzieliśmy wygodnie ułożeni w salonie. John i Clary wyszli na spacer,
wiec mieliśmy teraz czas na rozmowy. Opowiadałem im wszystko, co usłyszeliśmy z
rozmowy Smarkerusa i tego gnoja Lucasa czy jak mu tam. Lilka powiedziała, że
jest starszy od nas o rok, więc teraz może działać dla Voldemorta przez cały
czas, ale nie wiedziała o tym, że jest czarodziejem.
-Musimy zwołać spotkanie Zakonu- mówię.- I to jak najszybciej-
dodaję po chwili ciszy. Przyjaciele patrzą na mnie w ponurym milczeniu. Dobrze
wiedzą, że trzeba to zrobić. Voldemort chce mnie, ale kto powiedział, że
najpierw nie skrzywdzi mojej rodziny i przyjaciół?
***
Cześć i czołem! Kluski z rosołem!
(Sorry czytałam niedawno „Opium w rosole”)
Niektórym już wspominałam, że rozdział będzie nudny jak
flaki z olejem. I moje zapewnienia okazały się prawdziwe. Spokojnie. Następnym
razem będzie się coś działo, a na razie to musi wam wystarczyć.
Dzięki za uwagę:
Gabrysia M.