30.03.1977-środa(13.30)
Zamykam oczy i marzę żeby znaleźć się w innym świecie, a nie
na tej beznadziejnej lekcji. Jaki jest sens siedzenia na Historii Magii skoro
sam nauczyciel jest historią. Zapewne sobie teraz myślicie "chwila,
przecież Rogacz nie ma Historii Magii w tym roku". No właśnie! Mogłem
wybrać ją jako dodatkowy przedmiot, ale tego nie zrobiłem. Dlaczego? Bo nie
chciałem spać na ławce skoro łóżko jest wygodniejsze. No, ale oczywiście
nauczyciel OPCM musiał się rozchorować i na zastępstwo mamy właśnie Historię.
Jeśli kiedykolwiek dobiorę się do Departamentu Edukacji to dam zakaz
prowadzenia nudnych lekcji! To już tylko trzydzieści minut i będzie weekend.
Zero lekcji. Więcej czasu na kawały. No i na myślenie o tych pięknych zielo...
-Stary ocknij się- Łapa dźgnął mnie w rękę. Nie powiem mu,
że uratował mnie od myślenia o Rudej. Od kiedy zaczęliśmy nasz „tajny” związek
nie mogę przestać myśleć o tym, kiedy będę mógł znowu zatopić się w jej
pięknych oczach.
-Co?- pytam go zaskoczonym szeptem.
-Błagam powiedz, że umiesz rozkręcić tą lekcję- patrzy na
mnie błagalnie.
-Sam nie. Ale z waszą pomocą- uśmiecham się znacząco. Trącam
siedzącego przede mną Remusa.- Robimy rozróbę- szepczę. Lunatyk i Glizdogon
odwracają się do nas.
-To nie skończy się dobrze- Lunio kręci głową.- A jaki jest
plan?- ostatnio jest trochę zbyt szatański. Co ta Lotta z nim robi?
-Smrodobomba*?- pyta Glizdek.
-A masz?- pyta Syriusz. Peter odpowiada, że tak.
-Och chłopaki, no proszę was! Postarajmy się bardziej-
wydaję jęk irytacji.
-Stary weź. Starać to my się będziemy jak nadejdzie czas-
warczy Syriusz.
-To może, chociaż rzućmy zaklęcie, żeby wszystkie dowody
poznikały, tylko smród został?- pytam z nadzieją.
-A jest takie?- dziwi się Gizdogon.
-Nie mam bladego pojęcia- odpowiadam zgodnie z prawdą.
-Znam takie, które może być w porządku- wtrąca się Lunatyk.
Glizdek wyciąga smrodobombę, a Lunatyk niewerbalnie rzuca na nią zaklęcie. Po
chwili wyrzucamy cuchnący ładunek. Bomba otwiera się, a jej ładunek zaczyna
cuchnąć najokropniejszym smrodem z najokropniejszych. Nauczyciel, pomimo, że
nie czuje zauważa, że zaczynamy się dusić i wybiegać z klasy, więc przerywa
czytanie i znudzonym, monotonnym głosem woła abyśmy zachowali spokój i powoli
opuścili pomieszczenie.
-Co to było do cholery?- podchodzą do nas dziewczyny.
Powstrzymuję się od objęcia Lilki w pasie. Cały czas muszę pamiętać, że to mój
pomysł. Nasi przyjaciele usilnie starają się nas złączyć, ale nie wiedzą, że my
już jesteśmy razem. To w pewnych momentach jest naprawdę zabawne. Lunatyk przytula
do siebie Charlottę. Jutro koniec wymiany, a oni na serio do siebie pasują. To
trochę smutne, bo wiem jak Luniowi na niej zależy, ale kiedy rozmawiałem z
Szarlotką jeszcze w lutym to przecież mówiła, że może przeprowadzi się teraz do
Anglii. Istnieje, więc jakieś prawdopodobieństwo, że siódmą klasę zaliczy w
Hogwarcie.
-Co będziemy teraz robić skoro zasmrodziliście naszą
ostatnią lekcję?- pyta Dora, łapiąc Łapę za rękę.
-Idziemy do Hagrida- proponuję. Wszyscy się zgadzają, więc
kierujemy się do chatki gajowego. Kate puka do drzwi. Po chwili olbrzym
otwiera.
-Dzieciaki! Ale żem was dawno nie widział cholibka!-
wykrzykuje przesuwając się aby wpuścić nas do środka.
-Co tam u ciebie Hagridzie?- pyta Lily.
-A dobrze. Tak coś myślałem, że mnie dziś odwiedzicie. A
Kieł nie chciał wierzyć- Hagrid nalewa herbaty do filiżanek. Kiedy on zdążył ją
zaparzyć?- Opowiadajcie dzieciaki. Jak w szkole?- podaje nam filiżanki i stawia
na stole placek. Dziękujemy mówiąc, że przecież niedawno był obiad. Później
nasz olbrzymi przyjaciel siada na jednym z krzeseł.
-Jutro koniec wymiany i Ann wraca, co Remusie?- zagaja
gajowy Lunatyka. Tak dawno u niego nie byliśmy, że nie wie nawet, że Charlie i
Remus są razem, a z Ann Lunio zerwie jutro.
-Hmmmm….- Lunatyk myśli nad odpowiedzią.- Widzisz Hagridzie.
To nie takie proste- dopiero teraz Hagrid zauważa złączone pod stołem dłonie
Lotty i Remusa.
-Rozumiem- nasz przyjaciel kiwa głową ze zrozumieniem.- A
wy, Jamek, Lilka? Jesteście znowu razem?- gajowy pyta tak nie spodziewanie, że
Lily krztusi się herbatą.
-Nie Hagridzie, ale nad tym pracujemy- odzywa się Alicja.
-Cholibka! To nie was żem widział wczoraj na błoniach?-
pyta. Syriusz rzuca mu zdziwione spojrzenie.
-Mało prawdopodobne. Wczoraj byli z nami- odpowiada Dorcas.
Rozmawiamy jeszcze jakiś
czas z gajowym, ale Charlotta pyta czy moglibyśmy już iść, bo musi się jeszcze
spakować. Żegnamy się więc z Hagridem i idziemy powrotem do zamku. Remus
postanawia pomóc swojej dziewczynie chcąc jak najwięcej czasu spędzić z nią.
Syriusz i Dorcas idą polatać na miotłach, a Peter zaciąga Kate do kuchni.
Alicja wychodzi na randkę z Frankiem, który powinien uczyć się do OWTM-ów.
Znowu ja i Lily zostajemy sami.
-Zniknijmy na chwilę- prosi mnie.
-Bardzo chętnie- uśmiecham się do niej.
-Pójdę tylko przeprać mundurek- biegnie do wieży z
dormitoriami dziewcząt. Ja udaję się do pokoju mojego i Huncwotów. Ściągam
szatę i zakładam podkoszulek. Przekładam różdżkę do kieszeni spodni i chwilę
zastanawiam się czy wziąć coś jeszcze. Decyduję się na Mapę Huncwotów, żeby
nikt nie mógł nas znaleźć. Schodzę do Pokoju Wspólnego. Czekam chwilkę na Lily,
a potem wychodzimy do Pokoju Życzeń.
Przechodzę trzy
razy wzdłuż ściany. Otwieram drzwi i wpuszczam Lilusię pierwszą. Wyczarowałem
przytulny pokój, z buchającym ciepłem kominkiem, ogromną kanapą, puszystym
dywanem. Do złudzenia przypominającym Pokój Wspólny z tą różnicą, że jest też
komoda, na której stoją zdjęcia. W rogu stoi znienawidzony przeze mnie mebel-
wielki zegar z kowadłem. Przypadkiem wyczarowałem salon willi w Dolinie
Godryka- mój salon.
-Co to za miejsce? Nigdy go nie widziałam- pyta Lily patrząc
na mnie. Zamykam szczelnie drzwi.
-To salon w willi Godryka czyli w moim domu- odpowiadam
siadając na kanapie. Ciągnę Lily za rękę, przez co ląduje na moich kolanach.
-Czemu my się ukrywamy, bo nie pamiętam?- śmieje się do
mnie.
-Dlatego, że to romantyczne- szepczę jej na ucho i całują
przelotnie.
-Cały tydzień czekałam, aż w końcu będziemy mogli się
wymknąć- zaczyna mnie całować.
-Jest dopiero środa- uświadamiam jej.
-A ja już umierałam z tęsknoty- chichocze. Obejmuję ją
mocniej. Przestajemy się całować. Teraz tylko patrzymy sobie w oczy. Jej oczy
są wypełnione zielenią po brzegi. Teraz pełne iskierek radości. Myślę o tym, co
będzie za rok, za kilka lat. Czy jeżeli kiedyś poproszę Lily o rękę to czy się
zgodzi. Czy będziemy mieć malutkich Potterów. Czy już zawsze będziemy razem.
Nie znam odpowiedzi na te pytania, chociaż mógłbym. Mimo to wolę mieć
niespodziankę.
-O czym tak rozmyślasz?- pyta. Uśmiecham się do niej nie
zdradzając jej mojej malutkiej tajemnicy.
30.03.1977- środa (17.30)
Zaczyna padać
deszcz. Opada rytmicznie na ziemię sprawiając, że staje się wilgotna. Moczy też
nasze ubrania. Nagle zrywa się wiatr. Gwałtowny, porywisty i zimny. Decydujemy
się przerwać latanie i wrócić do zamku. Opadamy powolnie na ziemię. Wiatr
porywa do tańca nasze szaty, które przyjmują zaproszenie łomocą na wietrze.
Wchodzimy pod dach. Łapię Syriusza za wolną rękę i zaczynamy kierować się do
wierzy Gryffindoru.
-Jak myślisz? Czy Lilka i James będą jeszcze ze sobą?- pytam
mojego chłopaka.
-To oczywiste. Oni do siebie po prostu pasują. Nie widzę
innej możliwości- staje do mnie twarzą i zbliża się.- Ale może nie myślmy teraz
o nich- całuje mnie, a ja oddaję pieszczotę. Kocham Syriusza Blacka. Nie
wyobrażam sobie życia bez niego. Nie wiem, co byłoby ze mną gdybym nie była
jego dziewczyną. Gdyby rok temu nie zwrócił na mnie w końcu uwagi tylko dalej
umawiał się z tymi wszystkimi blond landrynkami. No dobrze. Ja też nie byłam
lepsza jeśli chodzi o facetów, ale ujarzmiliśmy się nawzajem i teraz jesteśmy
chyba najszczęśliwszą parą pod słońcem. Przynajmniej ja tak uważam.
31.03.1977- czwartek (7.00)
Nie mogę spać.
Wiem, że za dwie godziny Charlie odjedzie do swojej szkoły, a tu wróci Ann. Nie
umiem jej powiedzieć tego, co planowałem.
Ann była dobrą dziewczyną.
Odejdę od
niej. To oczywiste, ale nie wiem jak. Planowałem, rozmyślałem, układałem słowa.
Jednak nie potrafię. Z Huncwotów to ja jestem ten miły. Potrzebuję powodów,
żeby z nią zerwać, a nie tylko tego, że po prostu kocham Charlie, bo ona w to
nie uwierzy. Stwierdzi, że robię sobie żarty.
Powiedziałem swoje
obawy Jamesowi, bo on jako jedyny już nie spał. On tylko wstał i wyszedł.
Właśnie wrócił.
-Poszedłem do dziewczyn. Mają tam rozgardiasz, bo Charlie
bardzo nie chce cię tu zostawiać. Będzie za tobą tęsknić. Przekazałem Dorcas
twoje obawy bez mówienia tego przy Lotce. Dała mi to, mówiąc, że powinieneś
zerwać z Ann zaraz po tym jak do nas dołączy, powiedziała tak, chociaż jest jej
przyjaciółką- Rogacz podaje mi jakieś zdjęcie. Patrzę na nie. Jest na nim Ann
całująca się z jakimś chłopakiem.- Wtedy jeszcze nie byłeś z Charlottą-
dopowiada.
-Nie wiarygodne. Właśnie opuściły mnie wszystkie wątpliwości
i wyrzuty sumienia- westchnąłem ze zdziwieniem.
Dwie godziny
później wszyscy staliśmy na błoniach gdzie miały wylądować karety z Francuskiej
Akademii. Moje serce biło coraz szybciej. Pocałowałem Charlie na pożegnanie.
-Będę za tobą tęsknił- wzdycham smutno.- Masz odpisywać na
moje listy- staram się uśmiechnąć.
-Ja też będę za tobą tęskniła. Na pewno będę odpisywać-
przytula się do mnie, a potem staje na palcach chcąc mi coś szepnąć na ucho.
Nachylam się do niej.- Chyba się w tobie zakochuję Lunatyku- jej słodki szept
rozlewa się po całym moim ciele, aż w końcu trafia do serca i mózgu. Moje i tak
szybko bijące serce zaczyna walić szybciej i mocniej jakby chciało wyrwać się z
radości piersi. Mózg podpowiada odpowiedź.
-Ja w tobie też Charlie- szepczę do jej ucha tak samo jak
ona przed sekundą mnie. Uśmiecha się promiennie i obejmuje mnie w pasie.
-Zapamiętaj. To zwykła próba. W tedy okaże się czy
prześlijmy etap zakochiwania i kochamy się już całym sercem- uśmiecha się.
Przypominam sobie jak opowiadała, że dla niej miłość układa się długo i ciężko,
a próby czasu są normalne. Postanowiłem sobie, że przetrwam tę próbę.
Karoce lądują.
Charlotta całuje mnie w lekko w policzek. Zabiera swój kufer i odchodzi do
powozu. Po chwili odwraca się i jeszcze raz macha nam, chociaż reszta żegnała
się z nią już wcześniej. Po chwili podbiega do nas Ann. Rzuca się dziewczynom
na szyję. Każdej po kolei. Przytula lekko Jamesa, Syriusza i Petera. Potem
podchodzi do mnie. Zawisa na mojej szyi i chce mnie pocałować, jednak ja
odchylam lekko głowę. Widzę Jak Charlie wygląda przez okno karocy. Rusza ręką.
Chce mi pokazać, że mam pogadać z Ann, która lekko speszona przestała na mnie
wisieć.
-Tęskniłam za tobą Remusie- uśmiecha się uroczo, a ja
przypominam sobie zdjęcie pokazane przez Jamesa.
-Musimy porozmawiać Ann- uśmiecham się słabo.
-Oczywiście. Tylko zaniosę bagaże i się rozpakuję- przeje
walizkę.
-My weźmiemy twój bagaż. Rozpakujesz się później- mówi
szybko Kate. Ann wzrusza ramionami.- Masz dużo czasu, bo nie mamy dziś lekcji-
ludzie zaczynają się rozchodzić. Reszta Huncwotów, dziewczyny i Frank też
kierują się do zamku. Na błoniach zostaliśmy tylko ja i Ann. Moja Pierwsza Prawdziwa Dziewczyna**, która zaraz będzie też moją Pierwszą Prawdziwą Byłą Dziewczyną***.
Zaczynamy
spacerować. Ann usiłuje złapać mnie za rękę, ale ja chowam je do kieszeni.
Staję dopiero pod wielkim dębem. W głowie układam słowa.
-Ann. Posłuchaj- biorę głęboki wdech.- Nie możemy być już
razem- mówię szybko.
-Co?! Niby, czemu?!- krzyczy zaskoczona.- To przez tą całą
Charlottę, tak? Kiedy wszyscy myśleliśmy, że odbije Jamesa Lilce to ona
odebrała chłopaka mi!!! Czy ty wiesz, że ona ma coś nie tak z głową? Wiesz o
niej cokolwiek?!- do jej oczu napływają łzy. Zastanawiam się czy są prawdzie
czy udawane.
-Wiem, wiem o niej całkiem sporo- odpowiadam.- A ty nie
jesteś bez winy- mówię spokojnie.
-Cooooo?- jej oczy rozwierają się w przerażeniu. Ma coś na
sumieniu.
-Widziałem zdjęcie. Nie udawaj, że nie całowałaś się z
tamtym chłopakiem- nadal jestem spokojny, ale moja cierpliwość pomału się
kończy.- To po prostu koniec Ann. Zapomnij o tym, że byliśmy kiedyś razem. Tak
będzie najlepiej- dodaję.
-Nienawidzę cię Remusie Lupin!- krzyczy po czym uderza mnie
otwartą dłonią w twarz- prościej powiedziawszy dostałem od nie z liścia. Widzę
jak odbiega do zamku. Ja też kieruję się w tamto miejsce, roztasowując przy
okazji bolący policzek.
31.03.1977- czwartek (10.00)
Do dormitorium
wpada zapłakana i wściekła Ann.
-Wiedziałyście! Wiedziałyście i o niczym mi nie
powiedziałyście!- patrzy na nas z wyrzutem po czym siada na łóżku na którym
dziś rano Lotta biadoliła, że będzie tęsknić za Remusem. Wokół tego chłopaka
zaczynają dziać się różne miłosne zawirowania.
-Wybacz Ann. Jesteś naszą przyjaciółką, wiesz o tym, ale po
części tak jest lepiej. Jakie prawdopodobieństwo istnieje, że wrócisz z
Francji?- pyta Kate, odkładając książkę na półkę nocną.
-Nie wiem- wzrusza ramionami cicho pochlipując.
-Zresztą Deave wydawał się tobą zainteresowany- dodaje
Alicja cicho.
-Skąd o tym wiecie?- dziwi się Ann.
-Do Charlotty pisały jej współlokatorki. Urocze dziewczęta,
nie ma, co- Dorcas prycha z irytacją. Ona chyba najlepiej zrozumiała, że
Charlotta wcale nie jest taka zła.
-Lily?- Ann patrzy z nadzieją, że ją wesprę.
-Wybacz Ann, ale taka jest prawda. A zresztą ty i Remus nie
dogadywaliście się najlepiej od jakiegoś czasu. Jeszcze przed wymianą- wzdycham
przeciągle wiedząc, że będziemy musiały długo pocieszać naszą przyjaciółkę.
-To przez jego tajemnicę…. Ha! Ona na pewno od niego
odejdzie, kiedy się dowie!- Ann triumfalnie unosi palec wskazujący. Ja i reszta
dziewczyn patrzymy po sobie zmieszane.- ON JEJ POWIEDZIAŁ?! A ja dowiedziałam się
dopiero po ponad roku związku!- mówi głośno urażona.
-Był wypadek i wszystkiego się dowiedziała. Wymienili się
chyba tajemnicami- wtrąca się Kate, która do teraz tylko cicho się nam przysłuchiwała.
Ann prycha rozdrażniona.
-Nienawidzę go- mówi z taką determinacją, że zaczyna chcieć
mi się śmiać. Kończymy temat Remusa, Charlotty i Ann.
Siadam na
parapecie, opieram głowę o szybę, nogi podciągam do piersi i zatapiam w
myślach. Dzisiaj będziemy mieć małą imprezę razem z Huncwotami. Mam nadzieję,
że wtedy się nie pozabijają. Usiłuję myśleć o przebiegu zabawy, jednak szybko
moje myśli zbiegają na tor przystojnego huncwota, szukającego i mojego
tajemniczego chłopaka. Uśmiecham się na wspomnienie wczorajszego wspólnie
spędzonego wieczoru. Ale przypominam też sobie urodziny jego i Dorcas, kiedy
zostaliśmy „zmuszeni” do wspólnego tańca przez Dorcas i Syriusza, którzy nie
mieli bladego pojęcia, że z największą przyjemnością tańczyliśmy wspólnie.
Ciepłe promienie
słońca ogrzewają moją twarz i przypominają wybuch świeczek na wspólnym torcie
bliźniaków. Najwspanialsze przyjęcie, jakie kiedykolwiek widziałam. W końcu
siedemnaste urodziny rodzeństwa Potter musiały być niezwykłe. Przypominam sobie
jego ręce obejmujące mnie w talii i oczy mówiące żebym udawała, że nic prócz tańca
i przyjaźni nas nie łączy. Było to bardzo trudne. Ciężko było się oprzeć
pokusie pocałowania jego ust, przytulenia się do jego wysportowanego torsu.
Opędzić się od wspaniałego zapachu męskich perfum, które go otaczały.
Dla niego warto
jest trzymać nasz związek w sekrecie. Nawet spodobał mi się ten pomysł. Oboje
wiemy, że prędzej czy później będziemy musieli powiedzieć o tym naszym
przyjaciołom, rodzinie, ale chcemy jak najdłużej dla siebie.
Zauważam, że do
okna podlatuje moja sowa. Odsuwam się i otwieram je. Sowa wlatuje na parapet i
podnosi nóżkę. Odpinam list. Sówka odlatuje do sowiarni. To list od rodziców.
Londyn,
31 marca 1977r.
Kochana
Lileczko!
Jak wiesz w tym roku twoja siostra wychodzi za
mąż. Uroczystość odbędzie się 6 sierpnia tego roku. Oczywiście jako rodzina
jesteś zaproszona, chociaż Petunia trochę marudziła. Zgodziła się też żebyś
zabrała ze sobą osobę towarzyszącą. Oboje z tatą uważamy, że skoro relacje
twoje i Jamesa poprawiły się tak jak nam pisałaś to może jego zaproś? Zastanów
się na spokojnie, ale za nie długo podaj nam odpowiedź, bo młodzi muszą zarezerwować
miejsca w lokalu. Ucz się dobrze i pisz!
Kochająca:
Mama
Zastanawiam się. To
w sumie nie jest zły pomysł. Zapytam go dzisiaj wieczorem.
***
*Smrodobomba- coś w stylu łajnobomby, ale jest po niej
trudniej posprzątać jako, że zapach roznosi się przez długi czas.
**Pierwsza Prawdziwa Dziewczyna- PPD
***Pierwsza Prawdziwa Była Dziewczyna- PPBD
Oto nowy rozdział, na który trzeba było czekać prawie
miesiąc, a ja pięć cały (pięć stron Worda) napisałam w jeden dzień (dokładnie w
cztery godziny z przerwami).
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Wiecie. Wydawało mi
się, że będzie krótki, a tu tak się rozpisałam. W sumie brak mi tylko sensu w
części z perspektywy Dorcas, ale może postaram się dojrzeć go do następnego
rozdziału.
Dzięki za uwagę. Do następnego:
Gabrysia M.