niedziela, 4 stycznia 2015

17.Tajemnica, zgoda i marzenia o halucynacjach.



1 lutego 1977- wtorek (17:00)
   Wbiegłem do gabinetu dyrektora zdyszany. John już siedział przy biurku i zajadał dropsy. Wujek Albus siedzący w swoim fotelu (również przy biurku) przyglądał mi się z zainteresowaniem, no i może rozbawieniem.
-Usiądź Jamesie- wskazał mi krzesło obok Johna. Usiadłem.- Dropsa?- wziąłem dwa z miski, którą podał mi dyrektor.
-Czemu chcieliście mnie tu widzieć?- zapytałem nie owijając w bawełnę.
-Otóż widzisz Jamesie… Niedawno utworzyłem tajne stowarzyszenie, mające na celu obalenie Voldemorta i jego podwładnych- Zakon Feniksa. Jest już kilku dorosłych członków, ale twój brat uważa, że w szkole też musi być młody szpieg, a ty jako, że wiesz więcej mógłbyś nam pomóc. Mógłbyś?- wyjaśnił mi profesor.
-Jasne, że mógłbym! Moim zdaniem chłopaki też by chcieli!- zapaliłem się od razu.
-Myślę, że dobrze by było gdybyś na razie nie mówił nic swoim przyjaciołom- odezwał się cicho John.- Zwłaszcza, że to dopiero początek- westchnął.- No cóż… Ja… Hmmmm… Dziękuję za rozmowę panie profesorze. Do widzenia. Do zobaczenia Jimmy- John wszedł w płomienie i po sekundzie go nie było.
-O czym z panem rozmawiał?- zapytałem spoglądając na wujka.
-Myślę, że to on powinien ci o tym powiedzieć Jamesie- wydawało mi się, że przenikliwe oczy profesora Dumbeldora widzą wszystko, co się dzieje w mojej duszy. Zauważyłem, że się ściemnia. I przypomniałem sobie o dzisiejszej pełni.
-Muszę już iść. Do widzenia- wstałem.
-Do widzenia- pożegnał się ze mną profesor. Wyszedłem.
   Na schodach do wieży gryfonów natknąłem się na Łapę i Glizdka. Nie muszę chyba mówić, że Lunatyka już z nimi nie było.
-Gdzieś ty się podziewał?- zapytał Syriusz.- Właśnie wyjęliśmy mapę, ale ty już tu biegłeś więc…
-Przejść się- wypaliłem szybko, przerywając wywód Łapy.
-Z Charlottą?- Peter spojrzał na mnie.
-Nie. Byłem sam- ech już nawet im nie mogę powiedzieć prawdy.
-Dziś pełnia- przypomniał mi Łapa.
-Wiem. Księżyc wzejdzie dziś wcześniej niż zwykle. W czasie kolacji- spojrzałem na Glizdogona przepraszającym wzrokiem.
-Chodźmy do kuchni. W końcu musimy coś przekąsić przed wieczorem- zaproponował Syriusz. Zgodnie pokiwaliśmy głowami na znak, że to dobry pomysł Ruszyliśmy do kuchni.
 ***
   Siedziałyśmy i rozmawiałyśmy o tym, co powiedzieli nam Huncwoci. Usłyszałyśmy otwieranie drzwi. Spojrzałyśmy w tamtym kierunku. Do dormitorium weszła Charlotta. Wstałyśmy wszystkie i tak jak ustaliłyśmy wcześniej Kate zaczęła mówić.
-Nie znamy cię i nadal nie jesteśmy pewne, co o tobie myślimy, ale uznałyśmy, że zachowywałyśmy się wobec ciebie nieuprzejmie, dlatego chcemy zacząć od nowa- powiedziała miło.
-Ja… Nie wiem, co powiedzieć- uśmiechnęła się do nas.- Lily ja… wiem, co czujesz do Jamesa, ale nie musisz widzieć we mnie konkurencji, bo po pierwsze uważam Jamesa tylko za bliskiego przyjaciela, a po drugie dla niego jesteś poza wszelką konkurencją- usiadłam na swoim łóżku. Reszta dziewczyn też na nim usiadła. Tylko Charlottcie trzeba było powiedzieć, że może z nami usiąść.
-Dlaczego uważasz, że liczę się jeszcze dla Jamesa?- zapytałam zwracając się do Charlotty.
-To widać. Zresztą wczoraj, kiedy rozmawiał z chłopakami zbyt wytrwale im wmawiał, że już nic dla niego nie znaczysz- uśmiechnęła się pogodnie.
-Czy możemy wiedzieć gdzie byłaś?- zapytała Dorcas nie mogąc dłużej wytrzymać.
-James pokazał mi Pokój Życzeń. Chwilę porozmawialiśmy, ale musiał wyjść coś załatwić. Ja jeszcze chwilę posiedziałam, a kiedy przed chwilą weszłam do PW sowa przyniosła mi list- wyciągnęła kopertę z kieszeni. Była bladoniebieska, więc od razu poznałam, że jest z Beauxbatonsu, ale nie wypadało pytać prosto z mostu czy jest coś o Ann.
-To od rodziców?- zapytała zaciekawiona Alicja.
-Nie… chyba od jedynej dziewczyny, która we Francji czasem się do mnie odzywa-Lotta rozerwała kopertę i w milczeniu przeczytała krótki list. Zauważyłam, że z koperty wyleciała niewielka karteczka.
-To chyba jest częścią listu- podałam ją Charlottcie. Wzięła ją. Po chwili jej oczy wypełniły się łzami
-Co się stało?- zapytała zdziwiona Kate. Charlotta w milczeniu pokazała nam karteczkę.

Przemyślałem wszystko i doszedłem do wniosku,
 że to nie ma sensu. Że my nie mamy sensu.
Dave

   I wtedy Charlotta wybuchła niekontrolowanym płaczem. Bezwiednie ją przytuliłam, ale ona zamiast się uspokoić płakała coraz bardziej.
-Ej… Nie warto przejmować się takim dupkiem- Kate pogładziła ją po plecach.
-Przeeeeeczytajcie list- pociągnęła nosem nadal wylewając fontannę łez.
   Sięgnęłam po list i zaczęłam czytać na głos:

Francja, 1.02.1977r
Hej Lotta!
   Muszę ci powiedzieć, że ta, co przyjechała za ciebie- Ann, jest genialna. Nie jest taka jak ty. Jest 1000 razy lepsza. Nawet Dave tak stwierdził. A co do Dave’a przesyła ci krótki liścik. Nie rozklejaj się świrze. To było do przewidzenia, że taki super koleś jak on nie będzie chciał się z tobą umawiać…. Do zobaczenia idiotko!!!
Cora, Mia, Neil
Twoje superaśne współlokatorki!!!

   Spojrzałam na dziewczyny. Ich oczy były okrągłe jak spodki. Właśnie w tym momencie ustanowiłyśmy milczący pakt, że będziemy starały się być miłe da Charlotty.
   A co do Lotty. Cały czas płakała, nie wiem skąd miała takie pokłady łez w sobie.
-Podajmy jej coś na uspokojenie- zaproponowała Dorcas. Podnosiła się już z łóżka, kiedy Lotta zareagowała.
-Nie… Nie mogę zażywać eliksirów uspokajających, bo…….. bo…… bo mam uczulenie na jeden składnik- chlipnęła. Dorcas wzruszyła ramionami, ale ja miałam wrażenie, że Charlotta nie mówi nam wszystkiego. Postanowiłam zbadać sprawę później.

2 lutego 1977- środa (1:30)
Obudziło mnie nagłe wtargnięcie do dormitorium.
-Syriusz?- zdziwiłam się widząc Huncwota.
-Jest nam natychmiast potrzebna twoja pomoc- szepnął, ale nieco głośno, bo usłyszała to Czarna śpiąca w sąsiednim łóżku.
-Co się stało?- zapytała zaspana.
-Był mały wypadek…- Łapa podrapał się po głowie nie wiedząc czy mówić dalej.
-I?- ponagliłam wstając z łóżka.
-James jest ranny?- powiedział niepewnie.
-Już lecę- wpadłam do łazienki i szybko złapałam apteczkę. Następnie szybko, ale też najciszej jak dałam radę pobiegłam do dormitorium chłopaków. Zastałam Syriusza i Petera stojących nad Jamesem, którego rany na plecach, no cóż… nie były małe.
-Zostawcie mnie samą- powiedziałam do nich. Szybko opuścili pokój.
   Ja natomiast nalałam wody do miski i zaczęłam przemywać rany Jamesa. Były głębokie i dużych rozmiarów. Krew zaczęła pomału zasychać. Usłyszałam jęk. Wiedziałam, że to go boli jednak nie mogłam nic na to poradzić. Do oczu napłynęły mi łzy. Wiedział, że to może się tak skończyć, a jednak poszedł wspierać Remusa. Miałam ochotę zacałować go z radości, że przeżył, ale mimo wszystko wiedziałam, że to nie możliwe, że nie mogę tego zrobić zwłaszcza, kiedy jest na granicy świadomości i snu przeplatanego bólem.
-Lily…- usłyszałam szept.
-Jestem tu- złapałam go za rękę.
-Zawołaj Lily- szepnął, a ja zrozumiałam, że on śni. Śni o mnie. O Mnie!!!
   Postanowiłam nie przerywać jego snu. Skończyłam oczyszczać rany. I Zabrałam się za ich zasklepianie. Trochę to trwało, ale w końcu udało mi się to w miarę dobrze uleczyć. Postawiłam maść na stoliku mając nadzieję, że James zrozumie, że ma jej używać.
Cicho podeszłam do drzwi.
-Lily- usłyszałam kolejny szept Jamesa. Odwróciłam się myśląc, że nadal śpi, ale ja zobaczyłam jego oczy wpatrujące się we mnie.-Chciałbym ci wybaczyć i kochać cię tak jak dawniej, ale teraz nie mogę…- szepnął i zamknął oczy. Totalnie zdziwiona wróciłam do dormitorium i położyłam się spać.
 ***
2 lutego- środa (6:30)
Przebudziłem się. Wszystko sobie przypomniałem.
-Proszę, żeby to były halucynacje. Nie widziałem Lily w tym dormitorium i nie powiedziałem jej, że nadal ją kocham. Proszę, proszę, proszę- otworzyłem oczy. Dłonią namacałem okulary. Założyłem je. Mój wzrok padł na mój stolik nocny. Leżała tam maść na rany. Takie, które Lunatyk wyrobił mi na plecach.-Cholera- szepnąłem zdając sobie sprawę, że moje marzenia o halucynacjach to niewypał.

***

Uwaga! Uwaga!
Wiem, że krótko, ale pomysł na następny post już zrodził się w mojej głowie, więc w najlepszym wypadku w tym miesiącu pojawi się post.
.
.
.
W najgorszym jak będę miała ferie, czyli pod koniec lutego.

Post z dedykacją dla: tych, co postanowili przeczytać te męki.

Gabrysia M.